To prawie sto lat temu narciarstwo bardzo mocno zaczęło się rozwijać. W tym okresie modne stały się zimowe wycieczki na nartach po górach. Chętnie robili to panowie i panie. Ówczesna moda narciarska nie przypominała tej obecnej. W góry chodzono w strojach, w których śmiało można było wyjść na niedzielną mszę czy spacer po Krupówkach. Na początku panie szusowały na nartach w spódnicach. Z czasem odważyły się założyć spodnie. Pierwsza podobno zrobiła to Ela Michalewska-Ziętkiewiczowa, żona płk. Władysława Ziętkiewicza.
Natomiast pierwsi narciarze szusowali po stokach w tym co mieli w domowych szafach. I tu najważniejszy był komfort cieplny. Dla ochrony przed silnym mrozem zakładano kożuszek, a jako dodatkową ochronę - pelerynę batystową. Na głowach były kominiarki, lub wełniane czapki. Spodnie były wpuszczane w skarpety i buty. Na skarpety zakładano specjalne owijacze, które miały chronić przed przemakaniem. Panowie chętnie zakładali szerokie spodnie tzw. pumpy. Natomiast popularnością wśród pań cieszyły się spodnie tzw. „breechesy ”, ponieważ przylegały do ciała. Pod kurtką lub kożuchem była koszula flanelowa i wełniany sweter.
Wówczas na stokach nie było, aż tak kolorowo jak obecnie. Jednak już wtedy nie brakowało estetów dbających o swój wygląd. To wtedy modne były m.in. kolorowe swetry wełniane. Pojawiali się narciarzy, którzy na stok ubierali się jakby szli do kościoła. Pod swetrem mieli białą koszulę, a niektórzy nawet krawat.
I choć pierwsi narciarze nie mieli strojów z nowoczesnych materiałów zapewniających komfort w warunkach zimowych, a ich sprzęt był zupełnie inny niż ten dziś, a szusowano na nartach drewnianych z kilem bambusowym w rękach - to bawili się przy tym tak dobrze jak dziś.
