Teresa Pyrcioch z Zagórzan na hodowli kur zna się, jak mało kto. Po jej podwórku dumnie maszerują, a to czarne jak smoła, a to rude czy białe kurze piękności. Pierzasta ulubienica - Kraska znosi jaja wielkie jak pięści, czasem nawet z dwoma żółtkami. To królowa w kurniku! - Mam też popularne zielononóżki, ale żadna nie jest taka jak ta - chwali się gospodyni.
W czym tkwi sekret? W tym, co Kraska dostaje jeść... - Zboże własnej produkcji, wapno pod różnymi postaciami, dużo kwaśnego mleka i garść miłości - wylicza pani Teresa.
Dowcipnie opowiada, że jej kury to wielkie indywidualistki. - Grzeczne kury znoszą jajka w specjalnie przygotowanych gniazdach. A moje? Cóż, czasem trzeba się zabawić w detektywa, by jajka znaleźć. Ale za to jak już wpadnę na trop, to zbiór jest obfity - opowiada. - W szukaniu ukrytych gniazd pomaga mi wnuczka Nikola - podkreśla.
Z jajkami łączy się wiele przesądów. Te gospodynie, które wspomagają domowy budżet sprzedażą kurzych darów, jak ognia powinny się wystrzegać handlu po zmroku. Niechybnie grozi to bowiem tym, że kury będą jajka gubić po zagrodzie, a nie znosić w gniazdach.
Jeśli upuszczone jajko rozbije się, oznacza to dobrą wiadomość, jeśli tylko pęknie, pech murowany. Jak wiadomo, jajko symbolizuje płodność.
- Więc każdy szanujący się rolnik wczesną wiosną rozrzuca po uprawach po symbolicznym jajku, by zapewnić sobie dobre plony - zdradza, uśmiechając się tajemniczo. Podpytywana, nie ujawnia jednak, czy sama dostosowuje się do tego w praktyce.
Przestrzega jeszcze, że skorupki po jajkach trzeba koniecznie rozkruszyć, bo inaczej zła wiedźma skradnie je, dołoży do nich żagiel i niechybnie pojawi się w naszym życiu, robiąc w nim zamieszanie.