Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takie uczucie rozstania się nie boi

Redakcja
Miłość Teresy i Leonarda Koszałków przetrwała wiele lat mimo wielu przeciwności, na jakie napotykała, trwa do dziś
Miłość Teresy i Leonarda Koszałków przetrwała wiele lat mimo wielu przeciwności, na jakie napotykała, trwa do dziś Adam Wojnar
Pierwszy raz zobaczył ją, gdy miała 4 lata. Stał na balkonie, a ona szła, jak co dzień, do przedszkola. Spodobała mu się, pomachał jej. 20 lat później wzięli ślub. Życie rozdzielało ich wiele razy. Ale na przekór losowi wciąż są w sobie zakochani. O tym, jak w miłości przeżyli prawie 62 lata, Teresa i Leonard Koszałkowie opowiadają Małgorzacie Durbajło

Teresa Koszałka
absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, rehabilitantka, przez ponad 20 lat pracowała w Krakowskim Szkolnym Ośrodku Sportowym

Jesteśmy małżeństwem od ponad 60 lat. I nie waham się mówić, że szczęśliwym. Choć bardzo wiele wydarzyło się przez ten czas, do dziś stoją mi przed oczami te najpiękniejsze momenty naszego wspólnego życia. Bywało ciężko i trudno. Nieraz mocno tęskniłam, odliczałam dni do powrotu Londka, gdy wyjeżdżał za granicę. Cierpiałam, gdy przychodziło się żegnać, ale gdy się witaliśmy, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Ponad 60 lat temu moja ukochana mama powiedziała mi: "Jeśli nie wyjdziesz za Londzia, mojego błogosławieństwa nie dostaniesz". Dziś żartuję, że nie śmiałam się sprzeciwić jej woli, ale nigdy tego nie żałowałam.

Wychowaliśmy wspólnie troje wspaniałych, dorosłych już dzieci. Każde z nich ma swoją rodzinę. Najstarsza córka Ewunia z wykształcenia jest chemikiem, syn Krzyś pilotem, a najmłodszy, Iruś poszedł w moje ślady i ukończył rehabilitację. Doczekaliśmy się już także trojga wnuków. Błażej, Ania i Adaś to nasze oczka w głowie.

Mój kochany, zdolny mąż wybudował naszym dzieciom solidne domy. Sam je projektował, był kierownikiem budowy i robotnikiem. Robił wykopy, szalunki, zbrojenia, wznosił mury. Wykonał też samodzielnie meble. W jednym mieszka Ewunia z mężem, a w drugim Irek ze swoją rodziną.
Konstrukcję krakowskiego wieżowca, w którym zajmujemy mieszkanie razem z rodziną Krzysia, również zaprojektował Londek. Czy mogłabym nie być dumna z takiego męża? Czasem nie potrafię opisać słowami tego, jak bardzo jestem szczęśliwa.

Przez ponad 20 lat godziłam pracę zawodową w Krakowskim Szkolnym Ośrodku Sportowym z życiem rodzinnym. Nieraz byłam bardzo zmęczona. Pamiętam, jak przysnęło mi się na ławce podczas zajęć, a dzieci nadziwić się nie mogły, że ich pani śpi. Miałam prawo być wyczerpana. Niełatwo było wszak prowadzić dom pełen małych urwisów, kiedy mąż mieszkał w Libii czy Iraku.
A gdy już mogłam nacieszyć się jego obecnością, robiliśmy wszystko, aby nasze życie było jak najbardziej intensywne. Honorowe miejsce zajmowały zawsze ruch, sport, przyroda. Każde wakacje spędzaliśmy w Dębkach nad morzem. Zbieraliśmy jagody, żurawinę, robiliśmy zapasy na zimowanie w Krakowie. Gdy spadł śnieg, obowiązkowo wyjeżdżaliśmy na narty. Co niedzielę. Do dziś mam przed oczami obrazek, jak moje dzieci stoją w drzwiach przyszykowane do wypadu w góry, z nartami na ramionach, uśmiechnięte i szczęśliwe.

Zamiłowanie do aktywnego wypoczynku staramy się przelewać na wnuki. I chyba nam się to udaje. Siedmioletni Adaś i dziesięcioletnia Ania mogą się już pochwalić żeglarskimi patentami. Nieustannie przywożą do domu medale za osiągnięcia w pływaniu, windsurfingu czy tenisie stołowym.
Londek jest wspaniałym człowiekiem. Dba o mnie jak nikt inny. Gdy 10 lat temu zachorowałam, nie odstępował mnie na krok. I tak jest do dziś. Dzięki jego wytrwałości, opiece i walce o moje zdrowie mogę ciągle żyć. To podkreśla także moja pani doktor Marysia Fornal. Wspaniała kobieta i lekarka. Drugiej takiej ze świecą szukać. Mówi, że jestem w dobrej formie. Ale ja wiem, że dobrą formę zawdzięczam doskonałej opiece jej i swojego męża. Czy mogłam wymarzyć sobie lepszego partnera i przyjaciela? Jestem przekonana, że nie.

Leonard Koszałka
inżynier budownictwa lądowego, absolwent Politechniki Wrocławskiej, generalny projektant obiektów ogólnozakładowych Rafinerii Gdańskiej, doktor nauk technicznych (Politechnika Warszawska)

Pewnie ciężko będzie w to uwierzyć, ale Terenię poznałem jak miała cztery lata. A ja siedem. Mieszkaliśmy w Rudniku nad Sanem. Ona codziennie w drodze do przedszkola przechodziła koło domu mojego krewnego. I pamiętam, jak stałem na balkonie, a moja przyszła żona szła ulicą. Pomachałem jej. "Dokąd tak idziesz?" - zdążyłem krzyknąć. A ona się tylko uśmiechnęła i poszła dalej. A potem wybuchła wojna.

Jeszcze w sierpniu 1939 roku z całą rodziną wyjechaliśmy do Sokala, położonego nad Bugiem. Terenia została w Rudniku. Jej ojciec był handlowcem, prowadził własny interes, nie musiał bać się biedy. Z Sokala musieliśmy uciekać przed Ukraińcami. Mój ojciec postanowił, że wracamy do Rudnika. Dostaliśmy się do Włodzimierza Wołyńskiego, a tam od wojskowej komisji usłyszeliśmy, że opuścić Ukrainę mogą tylko matki z dziećmi. Ojciec nie wahał się. Wysłał mamę z moim rodzeństwem, a ja razem z nim miałem przejść przez Bug. Wartki nurt okazał się dla mojego taty zbyt trudny do przebycia, musiał zawrócić. Dopiero po dwóch latach dostaliśmy od niego list. Doskonale pamiętam, jaki adres widniał na kopercie: Nowosybirski Obłast Zyrianski Rejon, Malinowski Sielsowiet.

Ja szczęśliwie dotarłem do Rudnika. Przebywałem tam jakiś czas. I widywałem Terenię. Z małego dziecka wyrosła piękna panna o ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu. Jednak nie dane mi było długo cieszyć się spokojem. Wielka bieda, głód, cierpienie, śmierć mieszały się w tym czasie ze sobą nawzajem. Wojna trwała. Trafiłem do Armii Krajowej, potem na przeszkolenie do Narodowych Sił Zbrojnych, do oddziału "Cichego".

Po bitwach na wielu frontach wróciłem do Rudnika, między innymi z Krzyżem Walecznych i medalem za udział w walkach o Berlin. Miałem podstawy do tego, aby starać się o najpiękniejszą dziewczynę w okolicy. Drugi raz "poznałem" Terenię, gdy spotkaliśmy się w miejscowym sklepie. Nawiązaliśmy rozmowę i od razu wiedziałem, że zrobię wszystko, aby została moją żoną.

Ale to nie był koniec rozstań. Trzeba było się wykształcić. Poszedłem na studia do Wrocławia. Terenia zaczęła naukę w Krakowie. Pisaliśmy do siebie długie listy, tęskniliśmy ogromnie. W końcu w 1949 roku postanowiliśmy się pobrać.

I to był najszczęśliwszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Ślub wzięliśmy w kościele św. Floriana w Krakowie, a nasze małżeństwo pobłogosławił ksiądz Karol Wojtyła. Gdy prawie 30 lat później dowiedzieliśmy się, że został papieżem, nasza radość była nie do opisania. A dziś wiemy, że błogosławił nas człowiek święty.

Zaczęło się dla nas dorosłe, rodzinne życie. I praca. W Biurze Projektów Górniczych projektowałem najwyższą wieżę wyciągową w Europie dla kopalni Julian w Piekarach Śląskich. Wieża miała 72 metry wysokości i ważyła 400 ton. Praca ta wiązała się z nadludzkim wysiłkiem, przypłaciłem ją swoim zdrowiem. Wówczas prof. Antoni Kępiński doradził mi, by zmienić zajęcie. I tak zrobiłem. Znów mogłem cieszyć się życiem i rodziną.

Zwłaszcza, że miałem kim. Trójka wspaniałych dzieci to nasz największy wspólny sukces. Cieszymy się z tego, że udało nam się ich wykształcić i wychować na mądrych, dobrych ludzi. Zaszczepiliśmy w nich najważniejsze dla nas wartości, jak miłość, zgoda i wzajemny szacunek. Dziś oni w tym duchu wychowują swoje dzieci.

Terenia i ja mieszkamy z rodziną Krzysia. Wnuki, Ania i Adaś, codziennie pomagają w pielęgnowaniu babci. Ania układa fryzury, maluje paznokcie. Adaś lubi z nami rozmawiać. Dzięki temu wiemy, że jesteśmy kochani i potrzebni. Przez całe życie jeździłem po świecie. Byłem m.in. w Libii, Syrii i Iraku. A moja ukochana w tym czasie dzielnie zajmowała się domem i dziećmi. Muszę przyznać, że wspaniale radziła sobie z naszymi rozstaniami, nie narzekała. I może te ciągłe rozłąki sprawiły, że nasza miłość stała się silna i trwała. Dziś nawet ciężka choroba Tereni nie jest w stanie jej zniszczyć.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Gang Olsena napadł na bank ING w Nowym Targu
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska