Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Gdyby nie dziewczyna, Filip Olszówka nie miałby na koncie ćwierćmilionowej sumki [ZDJĘCIA]

Łukasz Winczura
Łukasz Winczura
Filip Olszówka zaczynał liceum w klasie biologiczno-chemicznej. Po roku przeszedł do „humana”. Jednym z jego ulubionych pisarzy jest Zbigniew Herbert
Filip Olszówka zaczynał liceum w klasie biologiczno-chemicznej. Po roku przeszedł do „humana”. Jednym z jego ulubionych pisarzy jest Zbigniew Herbert Łukasz Winczura
Rozmawiamy z Filipem Olszówką, tarnowianinem, który w „Milionerach” wygrał ćwierć miliona złotych. Usłyszymy kilka rad, jak radzić sobie w programie prowadzonym przez Huberta Urbańskiego.

Zjadł pan już wegańską bezę ubitą z cukru i płynu z puszki z ciecierzycy?

Jeszcze nie, ale kiedyś na pewno spróbuję.

Beza warta była dla pana pół miliona złotych.

Cóż zrobić. Ale po programie dostałem mnóstwo przepisów z Polskiego Towarzystwa Wegańskiego, więc uzupełnię braki w wiedzy. I skosztuję.

Dużo „przyjaciół” pan zyskał po sukcesie odniesionym w programie?

Na facebooka dostałem dużo zaproszeń do grona znajomych. Wiele pochodziło z Tarnowa. Nie wszystkie przyjąłem, bo mam zasadę, że nie kolekcjonuję znajomych. Ale serdecznie dziękuję za wszystkie miłe słowa.

Jak pan to zrobił, że w niespełna dwie sekundy ułożył pan boginie z greckiej mitologii?

Nawet operatorzy byli w szoku (śmiech). Podobno to rekord w „Milionerach”. Mitologia należy do moich ukochanych lektur. Rozczytywałem się kiedyś w „Bogach olimpijskich” Ricka Riordana. Polecam. To taka krzyżówka mitologii i fantasy.

Zdobywał pan tak rozległą wiedzę na sposób kujona czy w teleturnieju towarzyszył panu fart?

Kujonem raczej nie byłem, bo nie uczyłem się na pamięć. Wszystkie pytania konfrontowałem z życiem.

To niczym bohater znanego filmu „Slumdog. Milioner z ulicy”.

Coś w tym stylu. Ale na wiedzę trzeba solidnie zapracować. W życiu miałem zawsze mocne wsparcie w rodzicach. I czasem się dziwię, że mieli taką cierpliwość do moich zachcianek. Imałem się różnych rzeczy. Trenowałem piłkę ręczną, nożną, chodziłem na rozmaite zajęcia. Bardzo wiele dała mi liga debatancka, praca w Młodzieżowej Radzie Miejskiej. To wszystko zaprocentowało.

Coś z tych wcześniejszych pasji pozostało?

Muzyka szantowa. Ale nadal bardzo dużo czytam.

Bardziej przydaje się umysł ścisłowca czy humanistyczny polot?

Prawda jak zwykle leży pośrodku. Jestem tego żywym przykładem. Liceum zaczynałem w profilu biologiczno-chemicznym. Byłem w klasie patronackiej, nad którą pieczę miał Uniwersytet Jagielloński. Pisałem nawet uczone referaty. Pamiętam minę pana dyrektora Jana Ryby, gdy powiedziałem, że zmieniam profil na humanistyczny.

I dalej w sercu pan jest „humanem”?

Tak. Niedługo zacznę studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Chciałbym zrobić dwa dyplomy - drugi z pogranicza politologii i stosunków międzynarodowych.

Trzymamy kciuki. Wróćmy do teleturnieju. To jak z tym fartem?

Jest potrzebny. Miałem go w pierwszym odcinku, kiedy po ośmiu pytaniach wciąż miałem wszystkie koła ratunkowe. Na przykład pytanie, skąd pochodzi nazwa czerwiec. A ja akurat w czerwcu się urodziłem Poza tym omijały mnie dziwne pytania w stylu: „Jaki pseudonim w młodości miał Marek Kuchciński”.

A przy tym wegańskim pytaniu nie kusiło pana, żeby zaryzykować i pokazać żyłkę hazardzisty?

Nie. I tu właśnie czuwała nade mną Opatrzność. Takie uspokojenie przyszło na mnie po pierwszym odcinku, w którym można było sobie trochę pośmieszkować. W przerwie wypiłem kawę i ochłonąłem.

Odgadywać, zanim pojawią się odpowiedzi...

Akurat to pytanie o wybory na Ukrainie mi siadło. W drugim odcinku już bardziej analizowałem.

Nieźle was ćwiczyli w III LO, skoro pamięta pan do dziś meandry geografii gospodarczej.

Bo kończyłem bardzo dobrą szkołę. A akurat z tego sprawdzianu dostałem plus trzy (śmiech).

Co pana skusiło, żeby się zmierzyć w „Milionerach”?

To zawsze było moim marzeniem.

Jasne, każdy tak mówi.

Ale ja akurat mówię poważnie. Jeszcze kiedy byłem dzieckiem prosiłem mamę, żebyśmy nigdzie nie wychodzili w porze emisji programu.

Ale szczęściu trzeba pomóc i aplikować.

I tu wielka zasługa mojej dziewczyny Natalii. Powiedziała mi, żebym do niej nie przyjeżdżał, dopóki nie wyślę zgłoszenia. Nie było wyjścia.

Pan to w ogóle jakoś tak w czepku urodzony. Z tysięcy zgłoszeń wybrano akurat Filipa Olszówkę.

Mam takie wrażenie, że oni stawiają na młodych, których niewielu zgłasza się do programu. A młodzi podnoszą oglądalność i mówią miedzy sobą o programie. Na przykład dowiedziałem się, że o moim starcie mówili przez radiowęzeł w II LO. Bardzo dziękuję.

Porozmawiajmy o kuchni programu.

To się nie nagadamy, bo nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Ale powiem, że Hubert Urbański to niezwykle sympatyczny człowiek. Niby celebryta, ale bardzo w porządku. Nie zapomnę mu, jak bardzo się starał, żeby znaleźć mi spinki do mankietów, których zapomniałem wziąć z Tarnowa.

Na co wyda pan wygraną?

Kupię mieszkanie.

W Tarnowie będzie to spore lokum.

Ale w Warszawie już dużo mniejsze. Celuję w stolicę.

Opuszcza nas pan na dobre?

Bardzo chciałbym tu wrócić. Powiem tak, wyssę wszystko, co najlepsze z Warszawy i wtedy dopiero wrócę.

Czyli prędzej pana zobaczymy w kolejnym teleturnieju.

Niewykluczone. Chętnie posłuchałbym na żywo „suchara” Karola Strasburgera w „Familiadzie”, z przyjemnością zakręciłbym kołem fortuny, a już absolutnym zaszczytem byłoby uścisnąć dłoń Tadeusza Sznuka w „Jeden z dziesięciu”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska