ZOBACZ TAKŻE: Tarnów. Tragiczna śmierć dziewięciolatka. Chłopiec zginął przy swoim bloku
Kluczową rolę w sprawie odegrała opinia biegłego do spraw rekonstrukcji wypadków drogowych. W dokumencie biegły stwierdza, że za wypadek w całości winę ponosi Arkadiusz L. - Kurier wjechał w obszar, gdzie obowiązuje zakaz ruchu. Wykonał dynamiczny manewr cofania, przy czym nie spojrzał, co dzieje się za autem. W efekcie potrącił dziecko, które stało za pojazdem - zaznacza prokurator Bara.
Początkowo młody kierowca nie zgadzał się z opinią śledczych. Przekonywał, że 9- latek pojawił się za samochodem niespodziewanie. Jednak w ostatnim etapie śledztwa kurier przyznał się, że do wypadku doszło przez jego nieuwagę.
Tragedia rozegrała się 30 grudnia przed blokiem przy ul. Ablewicza. Koło peugeota boxera, którym kierował Arkadiusz L. przejechało po głowie Sebastiana. Chłopiec miał zmiażdżoną czaszkę. Lekarze próbowali przywrócić mu krążenie jednak po półgodzinie stwierdzono zgon 9-latka.
Choć od wypadku minęło już niemal 7 miesięcy jego najbliżsi wciąż nie mogą pogodzić się ze śmiercią lubianego chłopca. Na cmentarzu w Krzyżu, gdzie został pochowany 9-latek pojawił się nagrobek z płytą w kształcie serca i umieszczoną na nim piłką z granitu. Na płycie widnieje wizerunek Sebastiana w stroju piłkarskim.
- Piłka nożna była dla niego wszystkim. Grał w tarnowskiej Westovii i można powiedzieć, że był mózgiem zespołu. Strzelał bardzo dużo bramek - mówi Roman Ostręga, dziadek tragicznie zmarłego chłopca. - Teraz na pewno przebywałby na obozie piłkarskim przygotowującym do nowego sezonu - dodaje drżącym głosem.
Rodzina ma żal do kierowcy. - Życia Sebastianowi nikt już nie wróci, ale ten chłopak powinien przynajmniej przyjść do rodziców i przeprosić - zaznacza pan Roman.
19-letniemu Arkadiuszowi L. grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Młody kierowca po wypadku stracił również prawo jazdy. Sąd może zadecydować o zawieszeniu uprawnień nawet do 10 lat. - Skoro przyznał się do winy to powinien trafić do więzienia, przynajmniej na cztery lata - mówi Roman Ostręga. Sprawca wypadku czeka na proces na wolności.