Spotkanie z Beatą Szydło na pl. Sobieskiego w Tarnowie przebiegało w gorącej atmosferze. Na wiec poparcia kandydatury Andrzeja Dudy na prezydenta oprócz sympatyków partii rządzącej przyszła bowiem grupa związana ze środowiskiem LGBT.
Osoby te przyniosły transparenty, z którymi spacerowały między uczestnikami wiecu. Dochodziło do utarczek słownych ze zwolennikami PiS. Gdy zaczęła przemawiać Beata Szydło, wydawało się, że emocje opadły.
Aż do zamieszania w pobliżu stanowiska, na którym zainstalowali się dziennikarze i ekipy telewizyjne. Janusz Gładysz bezceremonialnie przeszedł przed kamerami, po czym stanął przed Koniarzem w taki sposób, by uniemożliwić mu robienie zdjęć.
Zasłonił i obraził
Tadeusz Koniarz to znany tarnowski fotoreporter z 30-letnim doświadczeniem, laureat prestiżowych nagród m.in. w konkursach Grand Press Photo czy Nagrody Dziennikarzy Małopolskich. W niedzielę przygotowywał fotorelację z wiecu PiS.
- Chciałem sfotografować panią Szydło na scenie. Wtedy zasłonił mnie i praktycznie wszedł w mój aparat pan Gładysz. Powiedziałem mu, żeby się przesunął, a w odpowiedzi pan Gładysz powiedział do mnie "kapusiu pierd... idź stąd" - relacjonuje Tadeusz Koniarz, który nie może ochłonąć po całej sytuacji.
Świadkami całego zajścia byli stojący w pobliżu dziennikarze. Wulgarne słowa działacza PiS zostały zarejestrowane też przez kamerę lokalnej telewizji Starnowa.tv, która prowadziła relację na żywo z wiecu.
- Po wiecu podszedłem do pana Gładysza i chciałem wyjaśnić tę sytuację, myślałem, że może mnie z kimś pomylił. Ale on nie przestał mnie obrażać, nazwał mnie "małym człowiekiem" i sugerował, że kimś sterowałem podczas wiecu. Do pana Gładysza dołączyli też ludzie stojący z boku, którzy też zaczęli do mnie krzyczeć. Zrobiło mi się przykro, że po tylu latach pracy również dla Tarnowa usłyszałem coś takiego. Ja przecież nigdy nie angażowałem się w jakieś historie polityczne, nie należałem do żadnych ugrupowań - relacjonuje Koniarz.
Dwie wersje
Gdy rano nasz reporter skontaktował się z Januszem Gładyszem, ten przedstawiał inny obraz niedzielnych wydarzeń. Mówił, że nie podobało mu się zachowanie Koniarza podczas wiecu, który jego zdaniem podchodził do osób związanych z LGBT i mówił im, jak się mają ustawiać, żeby byli widoczni.
Wybory, Duda i LGBT. Gorąco na spotkaniu z Beatą Szydło w Ta...
Koniarz zaprzecza. - Staram się być obiektywny i ukazać wydarzenie z różnych stron, pokazać zarówno zwolenników PiS, jak i LGBT. W czasie tego wydarzenia rozmawiałem ze znajomymi z PiS i zamieniłem kilka słów z członkami grupy LGBT. Była tam też dziewczyna, która trzymała transparent i powiedziałem żeby się nie ruszała to zrobię jej zdjęcie - podkreśla.
Janusz Gładysz uważa, że fotoreporter chciał, by jego ujęcia "były korzystne w kontekście sensacyjnym". Zaprzeczał jednak, jakoby ubliżał reporterowi. - Ja go skrytykowałem, ale wulgarnych słów nie używam. Proszę mi czegoś takiego nie próbować wmówić. Może ktoś inny to powiedział? - zapierał się.
Po południu oddzwonił, już z inną wersją. - Przyznaję, że straciłem panowanie nad sobą i powiedziałem słowa, których nie powinienem powiedzieć. Mylnie myślałem że pan Koniarz współpracuje z osobami, które przyszły protestować - mówił reporterowi "Gazety Krakowskiej". Dlaczego kilka godzin wcześniej twierdził co innego? - Byłem przekonany, że nie użyłem takich słów, ale odruchowo musiałem je wypowiedzieć - zaznacza.
Janusz Gładysz zadzwonił też z przeprosinami do Tadeusza Koniarza. - Przyjąłem je, ale niesmak pozostał - mówi fotoreporter. Postanowił, że sprawę zgłosi mimo wszystko na policję. - Nikt nie powinien czuć się bezkarnie jeśli kogoś obraża w ten sposób i jeszcze utrudnia mu pracę. My, dziennikarze przecież też jesteśmy chronieni prawem - zaznacza Tadeusz Koniarz.
