- Kobieta nie była w stanie sama zejść. Utknęła w rejonie Buli pod Rysami. Zaalarmowała nas o godz. 20.30. Mówiła, że jest wycieńczona, nie ma kompletnie sił, by iść - mówi Witold Cikowski, ratownik TOPR.
Nie mógł po nią lecieć śmigłowiec ratunkowy, bo w tym czasie udał się do Krakowa z ranną osobą z wypadku, jaki wydarzył się w Mszanie Dolnej. - Początkowo zapadła decyzja, że panią zniesiemy. Już zgłosiło się dwóch ratowników do akcji. Kobieta jednak odmówiła, bo się bała - mówi Cikowski.
Zapadła więc decyzja, że kobieta wraz z ratownikami przenocuje pod Rysami. W jej stronę ruszyło dwóch ratowników z Morskiego Oka. Mieli przy sobie śpiwory, jedzenie i picie. W niedzielę o godz. 8 rano poleciał po nich śmigłowiec ratunkowy. Kobieta w dobrym stanie wróciła do Zakopanego.
To jednak nie jedyne interwencje TOPR w weekend. Choć na szczęście nie było poważnych urazów, aż czterokrotnie ratownicy obierali zgłoszenia o... zaginionych dzieciach. - Dzwonili oczywiście zdenerwowani rodzice. Gubili dzieci w wieku od 10 do 16 roku życia, przy czym ten najstarszy 16-latek był osobą upośledzoną - mówi Cikowski.
Do zagubień dochodziło nad Morskim Okiem i w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. W czterech przypadkach do zaginięcia doszło na szlaku w trakcie podejścia do górskich stawów. Dzieci wyprzedzały rodziców o kilkadziesiąt metrów i kontakt wzrokowy się urywał. Jedną z zagubionych pociech ratownicy szukali aż 3 godziny. Na szczęście wszystkie dzieci się odnalazły całe i zdrowe.
- Myślę, że ten czas, gdy dziecko było zaginione, był dla zdenerwowanych rodziców największą karą za ich roztargnienie na szlaku - dodaje ratownik TOPR.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!