Co to takiego „Spowiedź w drewnie”?
Dla mnie? Powrót do miejsca w którym się wychowałam, do miasteczka, które było ważnym etapem w moim życiu, do liceum, w którym się uczyłam i przede wszystkim do ludzi, którzy byli i nadal są ważną częścią mojego życia. Dla uczestników Teatroterapii Lubelskiej sztuka na scenie, taka prawdziwa sztuka teatralna, w której dowodzą, że niepełnosprawni, również intelektualnie, mogą być artystami.
O czym opowiada?
O ludziach, którzy zanim stanęli na scenie, pokonali własną niedoskonałą świętość, dzisiaj nazywaną niepełnosprawnością. O ludziach, którzy trudności życia obrócili w tryumf, potrafią się śmiać z własnych słabości, tak, że wyzwala ich to od cierpienia. To sztuka o umieraniu, ale takim dobrym, godnym.
Biecka premiera odbędzie się w klasztorze...
Kapitalne miejsce, prawda? Zresztą już wcześniej graliśmy w kościołach. Jest nam tym bardziej miło, że gwardian i proboszcz parafii o. Tomasz Kupczakiewicz przyjął nas z otwartymi ramionami. A nieco humorystycznie dodam, że to w klasztorze, przed pójściem do szkoły, zostawiałam swoje modlitwy i nawoływania do wszystkich świętych o litość i opiekę. (śmiech)
Dlaczego akurat niepełnosprawni?
To chyba konsekwencja pewnych wydarzeń z dzieciństwa. Po Libuszy, w której mieszkałam, chodził mężczyzna, wszyscy nazywali go Frankiem. Nie miał butów, chodził w onucach, obdarty, mieszkał w ziemiance. Często widywałam go, jak strugał coś z patyków. Wtedy nikt się takim Frankiem nie przejmował, nie było pomocy społecznej, opiekunek, domowych pielęgniarek. Kilka razu próbowałam go zagadać, o coś zapytać, ale był niemową. Utkwił mi w pamięci. Pracą z niepełnosprawnymi chcę pokazać, że tacy jak Franek też mają swoje miejsce w naszym świecie.
Rozmawiała Halina Gajda