Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tibor Halilović: Z natury nie jestem agresywny

Justyna Krupa
Tibor Halilović
Tibor Halilović Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
- W meczu z Sandecją Nowy Sącz udowodniliśmy, że z Victorem Perezem możemy grać razem w środku pola – podkreśla Tibor Halilović, chorwacki pomocnik Wisły Kraków.

- W sobotnim starciu z Sandecją Nowy Sącz (3:0) zaliczył Pan swój najlepszy jak do tej pory występ w barwach Wisły.
- To był mój pierwszy mecz w ekstraklasie, który rozpocząłem od pierwszej minuty. Miałem więc dużo czasu, by pokazać swoje możliwości. Mam nadzieję, że rzeczywiście poszło mi dobrze. Najważniejszy jest końcowy wynik. Nie tylko wygraliśmy 3:0, ale też stworzyliśmy dużo sytuacji podbramkowych i to mnie cieszy. To był dobry mecz dla nas wszystkich, a w sytuacji gdy cała drużyna gra dobrze, człowiekowi też jest łatwiej pozytywnie się zaprezentować. Co prawda pierwotnie to Vullnet Basha miał wybiec w podstawowym składzie, ale się rozchorował. Nie cieszą mnie oczywiście jego kłopoty, ale cieszę się ze względu na szansę, którą otrzymałem. Myślę, że sobie poradziłem. Wcześniej grałem od pierwszych minut w Pucharze Polski, więc miałem nadzieję, że kiedyś uda mi się też wybiec w podstawowym składzie w lidze. Wiadomo, że jak tygodnie i mecze mijają, a ty nie grasz, to trochę wkradają się nerwy, ale wiem też, że mam jeszcze sporo do poprawy w swojej grze.

- Gdy zawodnik w ostatniej chwili dowiaduje się, że wybiegnie w pierwszym składzie, jest mu trudniej? Wcześniej – jak już Pan wspomniał – awizowano występ Bashy.
- Może rzeczywiście jest łatwiej, gdy już dzień czy dwa przed meczem wiesz, że zagrasz, bo można się mentalnie przygotować czy obejrzeć sobie materiały na temat rywali. Ale człowiek zawsze ma jednak w głowie myśl, że może wybiec na boisko. Zawsze trzeba być przygotowanym, bo ewentualna szansa może się nie powtórzyć.

- Myśli Pan, że taki mecz może być pewnego rodzaju punktem zwrotnym w Pańskiej przygodzie z Wisłą?
- Przede wszystkim muszę przyznać, że dobrze mi się współpracuje z Victorem Perezem w środku pola. Obaj nie jesteśmy typowymi defensywnymi pomocnikami. A wcześniej raczej graliśmy z przynajmniej jednym zawodnikiem będącym typowym defensywnym pomocnikiem. Może więc na początku były pewne obawy, jak to wypali, ale chyba udowodniliśmy, że wraz z Victorem możemy grać razem w środku i dobrze to wyglądało. Mam więc nadzieję, że tym występem zasłużę na kolejną szansę od trenera w przyszłości.

- W starciu z Sandecją bardzo wcześnie dostał Pan żółtą kartkę, co chyba nie ułatwiało gry. Każdy bardziej ryzykowny faul mógłby się skończyć wyrzuceniem z boiska.
- Te faule to był efekt pecha, bo było nieco ślisko. Dlatego przy tej sytuacji, która skończyła się żółtą kartką wyglądało to na twardy atak. Z natury nie jestem taki agresywny (śmiech). To, że tak wcześnie „zarobiłem” kartkę było pewnym problemem i utrudnieniem. Na szczęście, to my przez większość spotkania utrzymywaliśmy się przy piłce i to rywale musieli starać się o odbiór.

- Czy jako zawodnicy czuliście się mocno wybici z rytmu skandalicznymi wybrykami w sektorze dla kibiców gości? W pewnym momencie mecz musiał nawet zostać przerwany z powodu rac i petard rzucanych na murawę.
- Każdy przeżywa takie rzeczy inaczej. Ja nie straciłem koncentracji i myślę, że generalnie wszyscy nasi zawodnicy tę koncentrację utrzymali. Do pewnego stopnia to nawet nam „pomogło”, bo wcześniej Sandecja była przez dłuższą chwilę w natarciu, a tymczasem mecz został przerwany. Wyszło na to, że kibice przyjezdnych zaszkodzili własnej drużynie. Cóż, taka karma (śmiech). Zresztą, gdy graliśmy w Zabrzu też mieliśmy tego rodzaju przejścia. Byłem rezerwowym i gdy ruszyliśmy na rozgrzewkę fani zaczęli czymś w nas rzucać. Nie był więc to pierwszy raz. Cóż, kibice mogą krzyczeć, co chcą, ważne, że na trybunach jest głośno.

- Pański przyjaciel Marko Kolar w końcu dostał szansę debiutu. Nie mógł się już tego doczekać?
- Pewnie każdy z zawodników chciałby dostawać więcej minut na murawie. Zwłaszcza dla takich graczy, jak ja czy Marko każda minuta gry w ekstraklasie się liczy. Marko zaczął agresywnie, zaliczył udane zagrania i odbiory. Ważne, że to był zwycięski debiut.

- Chorwacki trener Lecha Nenad Bjelica jest bardzo krytyczny wobec funkcjonowania systemu wideo-weryfikacji VAR, określając go jako „skandalozny”, czyli skandaliczny. W meczu Wisły z Sandecją VAR też odegrał istotną rolę, kiedy to po dłuższej chwili anulowano bramkę Carlitosa na 3:0. Sam strzelec zdążył już nawet zejść wcześniej z boiska.
- Pewnie każdy ma na temat VAR-u swoją opinię. Jeżeli sędzia odpowiednio się komunikuje i może szybko zareagować, to ten system to dobra rzecz. W ostatnim meczu wprawdzie skorygowano decyzję na naszą niekorzyść, ale wcześniej bywało, że dyktowano „jedenastkę” na naszą korzyść po interwencji VAR. Myślę, że to jest dobre rozwiązanie, by używać VAR w takich kluczowych momentach meczu, kiedy np. trzeba sprawdzić czy bramka powinna być uznana. Dobrze, jeżeli używa się tego szybko, jeśli nie tracimy zbyt wiele czasu. Wtedy gra wiele nie traci. No chyba, że naprawdę długo to trwa, to wtedy jest może trochę „skandalozno”, jak stwierdził trener Bjelica (śmiech).

Sportowy24.pl w Małopolsce

Robert Lewandowski: Potencjały mamy, ale musimy z niego więcej wyciągnąć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tibor Halilović: Z natury nie jestem agresywny - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska