Był wrzesień 11 września 2001 roku. Rano o godz. 8, po nocnej zmianie pani Helena wracała metrem do domu. Mieszkała w rejonie Greenpoint. Nagle kilka minut przed 9 metro zatrzymało się.
- Wyłączono prąd - powiedział motorniczy. - Siedzieliśmy tak 15 minut. Kiedy wysiadłam na swoim przystanku, zobaczyłam ogromny słup dymu idący w niebo, nie wiedziałam jeszcze wtedy, co się wydarzyło - opowiada kobieta.
Kiedy dotarła do domu, odebrała telefon.
- Mamo, włącz telewizor - usłyszała drżący głos córki w słuchawce.
- Był atak na WTC - płynął komunikat ze szklanego ekranu. Jedna wieża płonęła.
Bezmiar tragedii i bólu
- Widziałam, jak na parapetach stoją ludzie, którzy wołają o ratunek. Niektórzy w akcie desperacji skakali w dół. Strażacy zdejmowali strzępy ciał ludzkich pozawieszanych na drutach wysokiego napięcia i drzewach. Za chwilę z przerażeniem zobaczyłam, jak kolejny samolot uderza w bliźniaczą wieżę - na samo wspomnienie tych chwil kobiecie łamie się głos. Początkowo ludzie biegali po ulicach w przerażeniu, mówili, że to wojna, inni, że ktoś rzucił bombę atomową.
Córka pani Marii - Ela, pracowała w hotelu. O wielkości paniki świadczy fakt, że po wyjściu z pracy, mimo że do domu miała zaledwie 20 minut, szła trzy godziny, pchana przez uciekający, spanikowany tłum w stronę oceanu. Kobieta nie miała pojęcia, gdzie się znalazła. Dopiero po kilku godzinach oprzytomniała i zadzwoniła do rodziny, by ktoś po nią przyjechał. Panował totalny szok i dezorientacja.
Zobacz jak wyglądał Tarnów przed laty! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
- Przez kolejne dni nie było wschodu słońca. Wszędzie tylko dym, popiół i sadze - wspomina pani Helena.
Szukam brata, siostry...
- Kiedy wyszłam na zewnątrz i wyciągnęłam rękę, po kilku minutach miałam czarną od opadającego popiołu - dodaje.
Tydzień po tragedii nadal wydobywano zmarłych spod gruzów.
- Na drewnianym pomoście układano trumny strażaków, policjantów. Niektóre trumny były puste, stały na nich tylko czapka i zdjęcie, obok rodziny, płacz dzieci... - wzdycha kobieta. Wszędzie spacerowały osoby, które szukały swoich bliskich. Na plecach miały zdjęcie osoby z podpisem: szukam brata, szukam siostry, szukam taty.
- Nie zapomnę widoku młodej dziewczyny, blondynki z długimi włosami ze zdjęciem brata. Miał 18 lat, zginął - wspomina kobieta.
Morze światła i łez
Od pierwszego dnia tragedii cały Greenpoint rozbłysnął lampkami. Palono je w oknach i na ulicach. Ludzie wychodzili i kładli je na całej szerokości drogi, w milczeniu, ze łzami w oczach. Restauracje były pozamykane, wszędzie panowała żałoba. - Moja sąsiadka pracowała w WTC. Tego dnia kobieta spóźniła się 15 minut na metro i nie dojechała do pracy. Patrzyłyśmy na nią jak na zmartwychwstałą - wspomina 84-latka. W tym roku mija już 16 lat od tej tragedii.
- Zawsze, kiedy zbliża się wrzesień, czuję strach, nie da się wymazać z pamięci tych obrazów, nie da się i nie powinno - kwituje.
Przypomnijmy. 16 lat temu, o godz. 8.46, boeing 767 uderzył w północną wieżę World Trade Center. Na jego pokładzie były wraz z porywaczami 92 osoby. Po siedemnastu minutach w południową wieżę trafił drugi boeing 767, w którym leciało 65 osób. O godz. 9.43 w Waszyngtonie na Pentagon spadła kolejna maszyna - boeing 757 z 64 osobami na pokładzie. Pół godziny później na polach pod Pittsburghiem w Pensylwanii roztrzaskała się kolejna taka maszyna. Zginęły 44 osoby, w tym czwórka terrorystów. Liczba ofiar zamachów na World Trade Center - łącznie z tymi, którzy zmarli później w wyniku chorób i obrażeń - jest oficjalnie szacowana na 2996.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 19
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/gaz_krakowska