Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To było złe lato dla pszczelarzy

Halina Gajda
Halina Gajda
fot. halina gajda
Miodowa mapa powiatu jest w tym roku pełna pustych plam. O wiele mniej mamy miodów spadziowych, lipowe też nie są zbyt obfite. Wszystkiemu jest winna kapryśna pogoda.

- Powtarzam takie powiedzenie, że mieć pasiekę, to mieć fabrykę bez dachu - mówi Lucjan Furmanek, pszczelarz z Korczyny. - Ile by się człowiek nie narobił, ile by nie dodał, to wystarczy kaprys pogody, żeby wszystko diabli wzięli - dodaje, kręcąc głową.

Przyroda długo nadrabiała dość chłodną wiosnę

Emocje bieczanina nie są bezpodstawne - tegoroczne zbiory miodów, przynajmniej w rejonie Biecza, są - najdelikatniej mówiąc - marne.
- Dziadostwo - podsumowuje krótko Furmanek.
Owszem, pszczoły pracowały, ale...
- Przykładem niech będą lipy. Kwitły w najlepsze, a człowiek naiwnie cieszył się, że będzie miód, gdy nagle, w zasadzie z dnia na dzień, całe lipowe kwiecie jakby zbrązowiało czy uschło - opowiada. - I już było po miodobraniu - dodaje.
Ceny złocistego nektaru na gorlickich targowiskach wahają się od 40 do 45 złotych za litrowy słoik spadzi. Za lipowy i kwiatowy trzeba wydać średnio 35 złotych. Dwa lata temu było to odpowiednio 30 i 20 złotych.

Osłabianie przeciwnika, czyli rozboje w ulach

Pszczelarzom straszny nie tylko brak pożytku dla skrzydlatych podopiecznych, ale... pszczele rozboje. - Czytałem o tym, nawet w fachowej literaturze, i śmiałem się, czego to ludzie nie wymyślą - mówi ponuro Furmanek. - Do czasu, gdy sam tego nie doświadczyłem - dodaje gorzko.

W dużym uproszczeniu wszystko sprowadza się do tego, że pszczoły z jednego ula atakują „siostry” z innego. W ten sposób próbują ukraść to, co tamte nazbierały. Sprawa jest poważna, bo taki atak to walka na śmierć i życie. Po wszystkim pszczelarzowi często nie pozostaje nic, jak posprzątać ofiary. Kazimierza Madzulę, pszczelarza z Gładyszowa, takie zachowanie pszczół nie dziwi. Jak mówi, rabunek pokarmu to jeszcze nic, zdarza się bowiem, że zaatakowane pszczoły początkowo bronią się, po czym uciekają z ula razem z rabusiami.
- Przyroda potrafi pisać scenariusze, o których ludziom się nie śniło - komentuje.

O tegorocznych zbiorach mówi podobnie jak Furmanek: kto nie umiał szukać pola do działania dla pszczół, ten nic nie zebrał.
- W tym roku wszystko kwitło o tydzień, a czasem nawet o dziesięć dni krócej. Wiosna była zimna, a potem przyroda próbowała nadrobić czas wegetacji - opisuje Kazimierz Mazula. - A spadź? Cóż, w tym sezonie to były prawdziwe poszukiwania. Było jej trochę na Magurze Małastowskiej, w Dominikowicach i Kobylance. W Brunarach, ale tylko po prawej stronie od Florynki, po lewej nie było już nic - opowiada.

Fanaberyjna spadź: nikt nie wie, gdzie się pokaże

Na ten najbardziej ceniony przez smakoszy miód spadziowy w rejonie Biecza też nie ma co liczyć.
- Z innymi też kiepsko, bo rolnictwo coraz słabsze, to na czym pszczoła ma pracować? - zamyśla się Lucjan Furmanek.

Obaj oceniają, że tegoroczne zbiory są nawet o 70 procent niższe niż przed rokiem.
- Oczywiście mówimy ogólnie o całym regionie - uściśla pszczelarz. - Są takie punkty w powiecie, gdzie miodu nie brakuje - dodaje.

Choćby w okolicach Bobowej. Tam spadzi też nie było za wiele, za to obrodziły miody nektarowe. - Hoduję pszczoły bardziej hobbystycznie, więc ilość nie jest najważniejsza, ale sezon mogę ocenić jako udany -mówi z uśmiechem Wacław Ligęza, burmistrz Bobowej, również pszczelarz.

Po kiepskim sezonie, wsparcie konieczne?

W pszczelarstwie nie ma tak, że kończący się sezon jest odcinany grubą kreską i nowy zaczyna się z niejako czystą kartą. Słaby rok osłabia pszczelą rodzinę, a taka nie daje wielkich nadziei. Owszem, można ratować sytuację, dokarmiając owady, tylko na to potrzebne są pieniądze i dobra pasza. Najczęściej jest to rzecz jasna cukier. Tyle tylko, że istotna jest zawartość cukru w cukrze.
- Te tańsze są często z różnymi chemicznymi dodatkami. O ile są nieszkodliwe dla ludzi, to dla pszczół mogą okazać się naprawdę niebezpieczne - tłumaczy chemiczne zawiłości Madzula.

Można też sięgnąć po specjalne pasze właśnie dla pszczół.
- Przeliczenie jest proste: w sezonie potrzeba średnio około 15 kilogramów paszy dla jednego ula - mówi.

W Gorlickiem średnia pasieka liczy około 25 uli. Kilogram paszy to wydatek około 2,20-2,30 złotych. Kwoty zaczynają się więc robić znaczne. - Jeśli w przyszłym roku pszczelarze nie będą mieli szans skorzystania z jakichś dotacji na dokarmianie, to może być naprawdę kiepsko - ocenia.

Na razie pszczelarze mogą korzystać ze wsparcia na zakup rodzin, uli czy leczenie. To oczywiście ważne, ale dofinansowanie dokarmiania, zwłaszcza w ekstremalnych przypadkach, też byłoby potrzebne.

Stanisław Kowalczyk, prezes Karpackiego Związku Pszczelarzy, szans na takie wsparcie nie widzi. O ile przed laty mogli taniej kupić cukier z rezerw państwowych, to dzisiaj takie rozwiązania pozostają w sferze marzeń.
- Z pewnością byłoby wielu chętnych do skorzystania, ale musimy trzymać się tego, co jest - mówi nam.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska