Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To jest dom szczęśliwych zwierząt: 13 psów i 40 kotów

Magda Hejda
Jan i Józefa mają trzy niegroźne nałogi: kawę, koty i psy.
Jan i Józefa mają trzy niegroźne nałogi: kawę, koty i psy. fot. Magda Hejda
Józefa i Jan otworzyli swój dom dla czworonogów. Mają pod opieką aż 13 psów i 40 kotów! Ponad połowa dachowców to domownicy, reszta czeka na dobrych ludzi, którzy je przygarną.

Na podwórku wita mnie Jerzyk - rudy, długowłosy jamnik. Widać, że życie go nie rozpieszczało, ale tutaj jest gospodarzem pełną gębą. Za nim drepcze stareńki Misio. Jeden z czworonogów uratowanych kilka lat temu z ubojni psów.

To było w czasach, kiedy na antenie TVP Kraków prowadziłam program "Kundel bury i kocury". Po wyjściu ze studia odebrałam telefon, że w Kępie pod Słomnikami starszy mężczyzna zabija psy na smalec. To, co zobaczyłam na drugi dzień we wskazanym gospodarstwie, było wstrząsające. Uratowaliśmy kilkanaście jeszcze żywych psów. Po emisji programu większość z nich trafiła do nowych opiekunów. Misiek na dom czekał wyjątkowo długo. Był kilkuletnim, zwykłym kundelkiem. Pokazywałam go na ekranie po raz kolejny i kolejny, przez trzy lata. I wreszcie w redakcji odezwał się telefon - mamy kilka przygarniętych kotów i psów, znajdzie się miejsce i dla tego biedaka - powiedziała pani Józefa. To było sześć lat temu, kundelek dostał nowe, dobre życie.

Piro i Żabcia akrobatka
Józefa i Jan pracowali w Nowej Hucie w kombinacie. W domu zawsze był pies znaleziony na ulicy albo zabrany ze schroniska. Jan hodował pszczoły i z powodu tych pszczół kupił działkę w gminie Iwanowice. - Nie mieliśmy pieniędzy na opłacenie robotników, więc sam zbudowałem niewielki domek letniskowy. Potem przystosowałem go tak, że mogliśmy w nim zamieszkać na stałe - wspomina Jan.

- Najpierw przygarnęliśmy tu owczarka niemieckiego Piro. Ktoś wyrzucił go z samochodu, ludzie go przeganiali. - Leżał zrezygnowany przy drodze. Zobaczyłem te jego smutne oczy i zabrałem go do domu - opowiada pan Jan. - Żabka miała tylko miesiąc. Chcieli ją zabić, jej brat zamarzł na schodach domu właścicieli. Na drugi dzień po przyjęciu Żabki musieliśmy jechać na zakupy.

Piro, kundelek Kajtek znaleziony w autobusie i maleńka Żabka zostały w ogrodzie. - Denerwowałam się, czy szczeniak nie przeciśnie się między prętami ogrodzenia - wspomina Józefa. - Wracamy najszybciej jak się tylko da, podchodzimy do ogrodzenia i… pękamy ze śmiechu. W ogrodzie stoi Piro, a na jego grzbiecie siedzi szczęśliwa Żabcia. Sztuczka przypadła im do gustu. Mała uwielbiała jeździć na grzbiecie owczarka niemieckiego. Ta oryginalna parka wzbudzała wesołość przechodniów. Żabcia przeżyła z nami 16 lat.

Dom i przystań
Kocur Jasiu ociera się o łapy Miśka. Takie psio-kocie czułości są tu na porządku dziennym. Na początku nie każdy psi przybysz w stosunku do kociej braci ma pokojowe zamiary. - Jak wychodzę na podwórko, zawsze biegną za mną koty - mówi Jan. - Przykucam, żeby je pogłaskać. Jeśli którykolwiek z psów próbuje przegonić kota, mówię stanowczo "nie wolno!" i one w końcu przyjmują to do wiadomości.

W tej chwili pan Jan i pani Józefa mają pod opieką 13 psów i 40 kotów. Ponad połowa dachowców to domownicy, reszta czeka na dobrych ludzi, którzy je przygarną. Dom Józefy i Jana jest otwarty dla czworonogów. Pomagają, ratują, dopieszczają, ale nie są zbieraczami. Józefa systematycznie zawozi koty na akcje adopcyjne w gabinecie weterynaryjnym przy ulicy Na Barciach. Pojawia się również na naszych imprezach "Kundel bury i kocury, daj im dom". Wolontariusze umieszczają ogłoszenie w internecie, sporo zwierząt jest odbieranych wprost z domu emerytów.

- Kiedyś z Fundacji Dar Serca przywieźli nam szczeniaka. Mała poniewierała się po różnych mieszkaniach, była tak znerwicowana, że wszystko niszczyła. Dom wyglądał jak po przejściu tajfunu - wspomina Józefa. - Znalezienie dla niej opiekuna graniczyło z cudem. Była u nas dwa lata i w końcu zgłosili się młodzi ludzie. Zaczęli ją odwiedzać raz w miesiącu, potem raz w tygodniu. Wyprowadzali na spacery, wreszcie zabrali do siebie na kilka godzin, a któregoś dnia przygarnęli na zawsze.

Czasem dzwonią i chwalą ją. Sunia niczego im nie zniszczyła. To największa radość, gdy tzw. trudny przypadek idzie do ludzi i staje się ulubieńcem rodziny. Jamnik Jerzyk przyszedł do nich z Fundacji Jamniki Niczyje. Obraz nędzy i rozpaczy: skóra i kości, łysy ogon, uszy.

- Jest u nas dwa miesiące i przytył dwa kilogramy - cieszy się Jan. - Jak to jamnik, śpi ze mną pod kołdrą i nasza prawie jamniczka Jagódka musiała się z tym pogodzić, odstąpiła mu trochę miejsca w łóżku. Jagódka trafiła do nas przez KTOZ, została zabrana z pseudohodowli. Szkielecik, który rzucał się na suchy chleb. Tak do nas przylgnęła, że ją adoptowaliśmy. Dla Jerzyka cały czas szukamy domu.

Skąd biorą siły?
- Zwierzęta trzymają nas przy życiu, dodają energii, czasem leczą, jak coś w kościach strzyka, to kot natychmiast wygrzeje to miejsce i od razu człowiek czuje się lepiej - przyznają zgodnie Jan i Józefa.

Zwierzaki przychodzą chude, chore, przerażone, a potem zdrowieją, pięknieją, nabierają zaufania. - Wtedy góry chce się nam przenosić - mówią emeryci.

Felusia potrącił samochód. Kocur miał zdruzgotany pyszczek, w uszkodzonym oku stracił wzrok. - Gabrysia przyszła do nas z wielkim guzem na głowie. Obydwa koty nie kontrolowały potrzeb fizjologicznych, bez przerwy trzeba było wymieniać podkłady, żeby nie leżały w odchodach - wspomina Józefa.

Zwierzaki pomyślnie przeszły operacje, dziś pięknie korzystają z kuwety. Gabrysia matkuje kocurowi, niezmordowanie wylizuje pokiereszowany pyszczek. Feluś wymaga pielęgnacji, musi dostawać zmiksowany pokarm, ale odżywia się samodzielnie i ufnie nadstawia grzbiet do głaskania. Kto wie, może i on kiedyś znajdzie dom? Na razie na jego utrzymanie łoży gmina Iwanowice, w której został znaleziony.

- Tylko w zeszłym roku udało mi się oddać w dobre ręce ponad sto bezdomnych kotów - mówi z dumą Józefa. Ta statystyka daje wyobrażenie, jak skutecznie i na jaką skalę pomagają.

W domu jest podział kompetencji. Jan karmi psy, Józefa koty. Sprzątanie i przygotowanie posiłków to domena pani domu. Żeby wszystko ogarnąć, wstaje o 4 rano.

Wolontariusze pomagają
Dobre serce i ciężka praca to za mało. Jakim cudem udaje im się wykarmić uroczą czeredę? - Na szczęście mamy emerytury - odpowiada Jan. - Nie wydajemy na papierosy, wódkę. Oprócz kawy, psów i kotów, nie mamy żadnych nałogów. Te dwa ostatnie może i są kosztowne, ale wyjątkowo zdrowe i wdzięczne. Poza tym ci, którzy powierzają nam zwierzęta, nie zapominają o nich. Pomagają nam Fundacje: Zwierzęta Krakowa, Dar Serca, Człowiek dla Zwierząt, Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, kilka prywatnych osób i gminy, które dały nam pod opiekę psa albo kota.

Kot to nie piłka!
W pokoju na pierwszym piętrze jest królestwo kotów. Wylegują się na tapczanie, drzemią w fotelach, niektóre na mój widok zajmują strategiczne miejsce za tapczanem. Imponujący, dorodny buras wręcz przeciwnie, ufnie ociera się o moje nogi i czeka na porcję "głasków". To Jaś - ulubieniec pani domu.

- Wsiadłam do autobusu i oniemiałam - wspomina Józefa. - Grupa dzieciaków rzucała maleńkim kociakiem jak piłką. Zabrałam im przerażonego malucha i powiedziałam, że tak nie wolno! "Też mi znalazła się obrończyni zwierząt!" oburzyła się jakaś starsza kobieta. To był zimny listopadowy dzień, wsadziłam dwumiesięczne kocię za pazuchę i przyniosłam do domu. Nazwaliśmy go Jaś. Wyrósł na pięknego, mądrego kota. Jaś chodzi za Józefą krok w krok, kiedy siadamy przy stole w kuchni, zwija się w kłębek i zasypia na mojej torebce. A ten tu za oknem to Wsiołek. Pamięta pani sprawę z truciem kotów na Olszy? - pyta Józefa.

Pamiętam, pisałam o tym w gazecie. - Te, które przeżyły, zabraliśmy. Wśród nich był Wsiołek. Imię dostał od pani doktor, bo miał wszy. No chodź Wsiołek! - woła opiekunka i uchyla drzwi.

Do kuchni wchodzi biało-czarny, pewny siebie kocur. Wskakuje na stół, wita mnie bardzo wylewnie, a potem uznaje, że mój notatnik to doskonałe legowisko. Mimo wszystko próbuję na wolnym skrawku papieru coś zanotować, ale Wsiołek odkrywa, że polowanie na ruszający się długopis to fascynująca sprawa. Kapituluję i skupiam się już tylko na mizianiu za uchem, głaskaniu i drapaniu pod szyją wszystkich chętnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska