To i tak cud, że do niej dotarł. 43-letni krakowianin twierdził bowiem, że na ostatnim tankowaniu przed wjazdem na odcinek specjalny, wlano mu do baku… chrzczone paliwo. W 50-stopniowym upale jego quad gasł, z trudem pokonywał strome podjazdy. - Najpierw myślałem, że się popsuł, więc przez półtorej godziny próbowałem go naprawić.
Nie wiedziałem, jaka jest temperatura, ale było bardzo gorąco - relacjonował. Jego losem przejęli się nawet organizatorzy, którzy przez GPS dopytywali się, czy wszystko jest z nim OK. Myśleli, że coś się wydarzyło, bo na początku Polak ruszył z kopyta, a potem nagle stanął.
Nie on jeden miał jednak takie problemy. Lewe paliwo zgubiło też wielu motocyklistów, w tym zwycięzcę Dakaru z ubiegłego roku Marka Comę. Sonik mijał na trasie wielu zawodników, którzy stali bezradnie przy rozebranych maszynach. Pech dopadł zresztą czwórkę Polaków. Gehennę przeżył Marek Dąbrowski, któremu w samo południe motor rozkraczył się na pustyni i musiał czekać aż silnik ostygnie, a Jacka Przygońskiego uratował kibic na skuterze, od którego Polak dostał trochę benzyny.
- Ten etap był parszywy pod wszystkimi względami - podsumował Sonik, którego uratował fakt, że w dodatkowym zbiorniku miał paliwo zatankowane wcześniej. Gdy w końcu coś go tknęło i przełączył się na tylny bak, jego quad w końcu zaczął jechać bez problemów. - To dla mnie koronny dowód, że tamto paliwo nie było w porządku - wyjaśniał. Z innymi kierowcami doszedł do wniosku, że został do niego dodany etanol, który powoduje złą pracę silnika w wysokich temperaturach.
- Jechaliśmy korytem rzeki, gdzie było kompletnie stojące powietrze. W quadzie działała tylko jedynka i dwójka, a w kombinezonie kosmiczna temperatura. Tragedia - opisywał mękę rajdowca Sonik. Uratowało go dwóch kibiców, którzy gdy zmagał się z podjazdem przywieźli wodę i całego go zmoczyli.
- To była ulga, ale odcinek był potworny - zauważał krakowianin, który w ubiegłym roku ukończył Dakar na 3. pozycji.
Jego zdaniem szanse na dobry rezultat ma teraz tylko Krzysztof Hołowczyc, który "jedzie na własnym paliwie i robi rewelacyjną robotę". Na wczorajszym etapie z Fiambali do chilijskiego Copiaco "Hołek" był co prawda 16., ale w klasyfikacji generalnej jest na świetnym 6. miejscu. Sonik pierwsze zderzenie ze słynną pustynią Atakama przetrwał nieźle. Był 10. i w klasyfikacji generalnej jest 14., ze stratą czterech godzin do prowadzącego Argentyńczyka Marco Patronellego. Czy jest w stanie jeszcze coś zdziałać? Mimo wszystko, kto wie. Przecież zabawa dopiero się zaczyna. Dziś potwornie trudny etap z Copiaco do Antofagastay. 670 km, w tym 483 odcinka specjalnego.