Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Kowal - mocarz o gołębim sercu

Łukasz Madej
- Ania to takie moje oczko w głowie - opowiada jeden z najsilniejszych ludzi w Europie. Ślub w przyszłym roku
- Ania to takie moje oczko w głowie - opowiada jeden z najsilniejszych ludzi w Europie. Ślub w przyszłym roku archwium prywatne
Kiedyś sport musiał dzielić z pracą w "Muszyniance", a specjalistyczny sprzęt budować z tatą. Dziś Tomasz Kowal jest już gwiazdą. Ale wcale nie wyłącznie dlatego, że nosi na sobie górę mięśni

J est jednym z najsilniejszych ludzi w Europie. Poza sezonem - tak, w zasadzie tylko dla zabawy, żeby nie wypaść z formy - dźwiga sobie po 250 kilo. Z kolei na zawodach ciężary sięgają i 400 kilogramów.

Waga? Optymalnie 134 kg. Biceps? Pół metra z okładem. Do tego udo (80 cm) i klatka piersiowa: 138 cm. Łamie nie tylko kolejne rekordy, ale też stereotypy.

- Ludzie ze zdziwieniem mówią, że moja budowa ciała nie pasuje do tego, jakim jestem człowiekiem. A ja po prostu jestem wrażliwy. Lubię pomagać. No bo kto tak naprawdę pomoże dzieciakom? Nasze państwo? - pyta Tomasz Kowal, strongman z Krynicy-Zdroju.

Kwestuje, bierze udział w zawodach, a nawet... tańczy zumbę. - Ja i zumba? Wyobrażacie to sobie? - opowiada z uśmiechem. - No, ale uzbieraliśmy na implant dla głuchoniemego chłopczyka. Opłaciło się.

Odwiedza fundacje, szkoły, przedszkola. Dzięki temu Julce i Nikodemowi można było podarować wózki. Zresztą, takie przykłady można by mnożyć. Niedawno w Nowym Sączu odwiedził Stowarzyszenie "Nadzieja". - Aż mnie za serce ścisnęło, kiedy zobaczyłem, jak te dzieci pracują z rehabilitantami. W takich sytuacjach zawsze sobie myślę, że człowiek to miał jednak szczęście. Codziennie rano dziękuję Bogu za to, co mi dał i kim jestem - przyznaje.

Oczko w głowie
Za dobre serce los odwdzięczył się pół roku temu. Poznał wtedy Anię. Na Facebooku zaprosiła go do Gorlic, gdzie sama pracuje z trudną młodzieżą. Najpierw się zdzwonili, a potem zakochali od pierwszego wejrzenia. Co prawda oświadczyn jeszcze nie było, bo to ma być coś specjalnego, ale w przyszłym roku wezmą ślub. Nawet sala weselna jest już zarezerwowana.

- Wcześniej takie rzeczy nie były dla mnie priorytetem. Koncentrowałem się jedynie na karierze, ale co tu dużo mówić, zaczęła mi doskwierać samotność. Mam przecież 34 lata. Koledzy, młodsi siostra i brat, założyli już swoje rodziny, a ja? Przychodzą święta, i co? Sam... Niesamowicie się cieszę z tego wyjazdu do Gorlic. Ania to moje oczko w głowie. Świetna dziewczyna.

Strongman: silny, wykształcony

Tomasz Kowal to, od minionego października, magister marketingu oraz sprzedaży. - No bo kto powiedział, że człowiek, który dźwiga ciężary, nie może być porządnie wykształcony? To jakiś kolejny stereotyp - puszcza oko. - Zresztą, nie jestem jedynym siłaczem po studiach. Podobnie jest przecież z Krzysiem Radzikowskim, a taki Mariusz Pudzianowski to już nawet chyba otworzył przewód doktorski.

Studiował w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu. Pracę magisterską napisał na piątkę, a obronił na cztery z plusem. Tyle tylko, że tak naprawdę nie wiadomo, kto komu był potrzebny, bo przecież zanim rozpoczął studia, już od dawna sam negocjował ze sponsorami.

- Miło wspominam te pięć lat na uczelni. A skąd taki pomysł? Trzeba mieć jakiś plan na przyszłość. Bardzo lubię marketing, a postawiłem na naukę, bo wiem, że każdy sportowiec kiedyś ze sceny musi zejść.

Sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. - Ale był taki okres, że pracowałem w rozlewni Muszynianki. Na zmiany. Przed nocą szedłem jeszcze na trening, a potem przez osiem godzin odkładałem zgrzewki.

Sport w jego życiu był zawsze. Od przedszkola trzyma się z Pawłem Kołodziejem, znanym pięściarzem, który także jest z Krynicy. Razem jako piętnastolatkowie trafili na zajęcia kick-boxingu.

Późniejszy "Góral" lub "Diabeł Tasmański (takie ksywy otrzymał od innych strogmanów) ważył wtedy 49 i pół kilo. Walka jakoś za specjalnie jednak go nie wciągnęła. Bardziej zerkał w stronę siłowni, więc po jakiś pięciu latach, w 2000 roku, ważył już 95 kg, a na ławce wyciskał 200 kg. Wkrótce nastąpił przełom.

Tata - złota rączka
- Na siłownię chodził ze mną Roman Gzyl, człowiek starszy ode mnie o ponad 10 lat. Wtedy zawody strongmańskie wchodziły do Polski, a on zgłosił się na start. Byliśmy kumplami z siłowni, więc pojechałem mu kibicować. Podszedłem, obejrzałem, podotykałem tamte ciężary i pomyślałem sobie: "O Jezu, to czym ja teraz ćwiczę, to jakieś minimum. Kiedy ja coś takiego podniosę? Trzeba się sprawdzić" - tłumaczy.

Tak został strongmenem. Na początku treningi musiały odbywać się tylko w zwykłej siłowni, ponieważ trzeba było wzmocnić nogi, plecy, ramiona. Kiedy zbudował już bazę, samą technikę należało ćwiczyć na sprzęcie specjalistycznym. Bo co z tego, że będzie miał silną klatkę, jak przyjdą zawody i nie będzie wiedzieć, jak kulę złapać, czy poradzić sobie ze spacerem buszmena, drwala? Tutaj pomógł tata.

- Złota rączka, do tego też silny, więc partyzanckim sposobem sami porobiliśmy niektóre rzeczy. No a dziś w Krynicy mam swoją halę, gdzie jest tylko i wyłącznie sprzęt specjalistyczny. Trening na normalnej siłowni, to teraz zwykła zabawa. Wchodzę tam tylko po sezonie, żeby podtrzymać formę, poruszać się, utrzymać masę mięśniową. Kocham dźwigać, więc nie wyobrażam sobie, żeby nie iść na trening. Nie było takiego dnia, żebym powiedział, że nie dam rady, że może sobie poleżę.

Zadebiutował w 2004 roku, pierwszy sukces przyszedł już rok później. Kowal pojechał na turniej "Rekordy Siłaczy".

- Wcześniej trenowałem tylko tak na partyzanta, a tam zjechały się różne chłopaki i mówią, że oni to ćwiczą na profesjonalnym sprzęcie. Pokazywali zdjęcia, więc pomyślałem sobie: "Kurczę, co ja tu w ogóle robię?". Przyjechałem jak jakiś chłopak ze wsi, który właśnie przesiadł się z ciągnika do mercedesa. No, ale co, ostatecznie zająłem jednak drugie miejsce.
A propos mercedesa, ten Kowala zimą radzi sobie świetnie, ale Tomasz jeździ też cinquecento. Wersja sporting. Ten samochód czasem zdarza mu się samemu wyciągać z zaspy.

- Ludzi w ogóle bawi, jak podjeżdżam pod sklep i wysiadam z tego cinquecento. Widzę, jak zerkają z boku. A przecież wiadomo, że zimą Krynica jest zatłoczona, więc łatwiej gdzieś zaparkować właśnie takim małym autkiem. Zresztą, po zakupach jadę sobie nim do swojej hali, wjeżdżam na platformę, a potem podnoszę kilkadziesiąt razy. Góra, dół, góra, dół - zdradza.

I kto powiedział, że siłacz nie może też mieć poczucia humoru?

Nie będzie jak "Pudzian". Raczej
Co, kiedy już zejdzie ze sceny? - Wielu ludzi mnie pyta, czy pójdę w tę stronę co Mariusz Pudzianowski. Hmm, dzisiaj mogę powiedzieć, że gdy skończę dźwiganie, będzie to także mój całkowity koniec ze sportem. Z drugiej jednak strony, ostatnio polubiłem aikido... Nie, raczej nie wiążę z tym przyszłości...

Tomasz Kowal
- urodził się 28 listopada 1980 roku, mieszka w Krynicy-Zdroju.
Jest aktualnym międzynarodowym mistrzem Polski strongmanówz 2014 roku. Kowal to także m.in. wicemistrz Europy Strongman WSF.
Rekordy życiowe: -przysiad: 330 kg,
-wyciskanie: 240 kg, -martwy ciąg: 390 kg, -wyciskanie zza karku: 220kg.
Jest twarzą budowlanych firm "Erbet" i "Żelbet".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska