Nowy szkoleniowiec Wisły ma dobry kontakt z całą rodziną Broniszewskich. Paweł, brat Marcina, jest znanym w piłkarskim środowisku prawnikiem. To on negocjował kontrakt Smudy z PZPN, gdy ten przymierzał się do funkcji selekcjonera kadry Polski. Później okazję do przysłużenia się kadrze dostał też Marcin. Rozpracowywał reprezentację Grecji, czyli rywala Polski na Euro 2012. Miał obserwować mecze greckiej kadry oraz poszczególnych graczy w spotkaniach klubowych. - Pół roku pracy przy reprezentacji dużo mi dało - wspomina.
Później Broniszewski został asystentem Smudy w Regensburgu. Obaj musieli się nagimnastykować, by zmotywować do pracy ostatnią drużynę ligi. W Wiśle też muszą zacząć od uruchomienia machiny motywacyjnej, bo zespół jest przybity ostatnim sezonem.
- Trener Smuda jest jednak fantastycznym motywatorem i psychologiem - przekonuje Broniszewski. - Doskonale czuje to, co dzieje się w zespole. Można nazwać to intuicją, ale ja uważam, że to kwestia doświadczenia. Mówienie o "trenerskim nosie" Smudy to uproszczenie.
Głównym zadaniem asystenta będzie przygotowywanie i prowadzenie treningów. Co wyróżnia jego zajęcia? - Pierwsze dni trzeba wprawdzie poświęcić na przygotowanie motoryczne, ale już niedługo zacznie się to, co uwielbiam najbardziej: praca z piłką - podkreśla.
Będzie też pomagał Smudzie w komunikowaniu się z obcokrajowcami w drużynie. - Z angielskim nie mam problemów. Ale kultura wymaga tego, że jeżeli przyjeżdża się do obcego kraju grać i zarabiać pieniądze, to warto byłoby się nauczyć tamtejszego języka - zaapelował do piłkarzy. - Przynajmniej pojęć sportowych. Ja w Niemczech poświęcałem po cztery godziny dziennie, by nauczyć się języka.
Broniszewski potrafi być zasadniczy. Piłkarz Cracovii Damian Dąbrowski, który współpracował z nim w Zagłębiu, zapewnia jednak, że wiślacy nie mają się czego obawiać. - W Zagłębiu dobrze czuł klimaty szatni. Mimo swoich 39 lat jest na czasie - rozumie młodzież. Może być takim "łącznikiem pokoleniowym" między trenerem Smudą a młodymi piłkarzami - mówi. Nie ma się co dziwić, że Broniszewski ma dobry kontakt z młodzieżą. Zanim w 2009 roku trafił do Zagłębia jako asystent Andrzeja Lesiaka, pracował z juniorami Mazura Karczew.
Dąbrowski ostrzega wiślaków, że Broniszewski jest perfekcjonistą. - Na treningach był wymagający, drobiazgowy. Doskakiwał i krzyczał: dawaj, dawaj, następne zagranie może być jeszcze lepsze! - zaznacza.
W roli asystenta Broniszewski pomagał już kilku trenerom, ale z ojcem nigdy nie pracował. I to mimo że Broniszewski senior w ciągu ostatnich 15 lat znajdował zatrudnienie w 8 różnych klubach. Inna rzecz, że w wielu pracował krótko, bo jako "strażak" - specjalista od ratowania drużyn przed spadkiem. - Przyglądałem się pracy ojca z boku. Bardzo zwracałem uwagę na to, jakie relacje buduje sobie z zawodnikami. To robiło na mnie największe wrażenie - twierdzi 39-latek.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+