https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzebinia. Lekarze nie dawali Kamilowi szans. Żyje, choć nie jest łatwo

Magdalena Balicka
19-letni Kamil cierpi na bardzo rzadką chorobę genetyczną Hallervordena-Spatza

Kamil Augustyniak urodził się 19 lat temu jako okaz zdrowia. Dostał 9 punktów w skali Apgar, ale tylko dlatego, że miał żółtaczkę. Przez pierwszy rok rozwijał się prawidłowo. Mówił już podstawowe słowa, raczkował. Dziś nie mówi, nie chodzi, oddycha przez rurkę w gardle.

Jego rodzice zaczęli się niepokoić, gdy próbując wstać z kolan synek upadał na twarz albo plecy. - Nie miał w sobie ruchu obronnego, nie zasłaniał się podczas upadku rękami - wspomina pani Aneta chłopaka.

Początkowo lekarze zdiagnozowali u Kamila porażenie mózgowe. - Dawali nadzieję, że z tego wyjdzie - załamuje głos matka. Po kolejnych miesiącach, gdy zauważyła, że chłopczyk zaczyna dziwnie wykrzywiać rączki na boki odwiedziła kolejnego lekarza. Wysłał ją do Krakowa-Prokocimia, gdzie po serii badań genetycznych specjaliści stwierdzili chorobę - Hallervordena-Spatza. Obecnie w Polsce choruje na nią około 20 osób. Wtedy nie więcej niż kilka.

- Sama nazwa jest trudna do wymówienia. Nie mieliśmy pojęcia, co to za przypadłość - wspomina pani Aneta. Lekarze także nie wiedzieli zbyt wiele. W internecie znalazła tylko jedną stronę poświęconą tej chorobie, prowadzoną przez amerykańskie stowarzyszenie.

- Pojechaliśmy tam z Kamilem licząc chyba na cud - wtrąca Adam Augustyniak, tata chłopca. Na miejscu okazało się, że nie ma żadnych sposobów na uzdrowienie. Wyjazd jednak przydał się. Rodziny, które mają chore dzieci pomogły im zrozumieć na czym choroba tak naprawdę polega i podpowiedziały, jak sobie z nią radzić.

- Dzięki wyjazdowi mamy też pompę baklofenową, którą wszczepia się do brzucha chorego i która minimalizuje spastyczność, czyli wyginanie się ciała. Koszty pokrył NFZ - mówi pani Aneta.

Choć z miesiąca na miesiąc, z roku na rok regres był widoczny, Kamil w miarę normalnie funkcjonował. Problem zaczął się rok temu, gdy skończył 18 lat i z zapaleniem płuc nie wysłano go do Prokocimia, tylko został w chrzanowskim szpitalu.

- Fakt, wyleczyli go z zapalenia, ale odstawili część leków neurologicznych, co spowodowało inne problemy zdrowotne - twierdzi pani Aneta. Ma żal do systemu, który nakazuje leczenie jej dziecka w szpitalu dla dorosłych. - W klinikach i szpitalach dziecięcych więcej wiedzą o rzadkich chorobach. Odkąd Kamil stał się pełnoletni zaczęły się problemy - żali się pani Aneta. Na przykład tzw. ostrzykiwania toksyną botulinową miał dotąd za darmo. Teraz za ampułki będą musieli płacić aż 1,2 tys. zł za jedną. Za inne też musi płacić.

Kobieta zapowiada, że będzie walczyła o syna do końca. - Nie raz kazali mi się z nim żegnać. Ja jednak głaszcząc go, śpiewając mu i czuwając nad nim nie dopuszczałam do siebie tej myśli. On ma dla kogo żyć. I żyje - uśmiecha się przez łzy matka. Stara się, by każdy dzień był dla Kamila wyjątkowy.

Komentarze 10

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

P
Przykre,
Proszę o kontakt [email protected] , skoro jest nas już dwie z ciężkim,rzadkim schorzeniem naszych milusinskich to chętnie nawiąże znajomość
P
Przykre,
Strasznie dużo pytań ze strony Nadia brzmiących niedorzecznie a ostatnie zdanie rani serce i żadna matka nie zgodzi się na takie twierdzenie.Troche emapati Życzę !
w
wiola
Znam rodzine opisana w artykule i wiem z jakimi trudnosciami sie borykaja,ciagle schody :( Bardzo wspolczuje,ze Pani rowniez to dotyczy.Zycze zdrowia i duzo sily.
w
wiola
Co za brednie wypisujesz kobieto,nie maszpojecia o ciezko,nieuleczalnie chorych dzieciach.Jak mozna pisac takie komentarze !!! Kazdemu mozna pomoc a tym bardziej takiemu dziecku ktore i tak juz doswiadcza cierpienia,wiec dokladac wiecej jest nie etyczne.Dzieci te powinny byc otoczone specjanym programem i pomoca ! A szpital w Prokocimiu spadl na dno ,niestety.
w
wiola
a dziecko jest pelnoletnie ? bo jesli nie to z reguly przekazuja do Krakowa bo tu raczej pojecia o leczeniu nie maja !
n
nadia
proszę panią ja lecze swoje dziecko od początku w krakowie prokocimu ale wymusiłam na lekarzu z trzebini skierowanie od razu do krakowa nie do chrzanowa.
m
mama
Jezeli Pani dziecko doswiadczyło pomocy ,to gratuluję,Bo moje juz skazano,niestety!! ,jeszcze jakoś żyje ,może i nie ma pomocy ,nie ma leków ,bo choroba jest rzadka i nie uleczalna ,ale można leczyć i zapobiegać ,aby nie było gorzej.Nam nawet nie wydano skierowań do specjalistów,.Ja muszę sama szukać informacji ,gdzie mogę sie udać do jakich lekarzy iść itd.Nie dałam łapówki ,ani nawet nie miałam zamiaru dać .( a może powinnam,nie wiem?)
n
nadia
ale co, zabili twoje dziecko czy co? odmówili leczenia, wyrzucili ze szpitala, nie chcieli przyjąć lapówki? co to znaczy że w niczym nie pomógł? może po prostu twojemy dziecku nie da sie pomóc to co mieli zrobić?
G
Gość
nie prawda!!! jestem w podobnej sytuacji!!!szpital Prokocim w niczym mi nie pomógł i nie mogę liczyć na ich pomoc!!!!Przykre ,ale prawdziwe!!
n
nadia
szpital w krakowie prokociumiu to jeden z najlepszych szpitali nie tylko w polsce ale i europie. szkoda,że lekarze pierwszego kontaktu czy w szpitalach powiatowych na czas nie odsyłają tam dzieci aby fachowcy mogli im pomóc w odpowiednim momencie.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska