- Dają mu pół roku życia, nie więcej - załamuje głos pani Ola, żona Marcina. Nie godzi się na czarny scenariusz. Chce walczyć o życie męża nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla synka.
- To dobry człowiek i wspaniały ojciec - załamuje głos młoda matka. Jej mąż także nie chce umierać.
- Tempo wzrostu wskazuje na to, że guz jest złośliwy. Jedyne leczenie, jakie mogą mi zaproponować lekarze, polega na przedłużeniu mojego życia o kilka lub kilkanaście miesięcy oraz na poprawieniu jego jakości - wyznaje. Przeszedł kolejną radioterapię. Obecnie jest w trakcie chemioterapii. Leczy się w Centrum Onkologii im. M. Skłodowskiej-Curie w Gliwicach. - W Polsce glejak III lub IV stopnia oznacza wyrok śmierci. Za granicą są inne metody leczenia. Dają nadzieję - mówi.
Nie stać go na wyjazd do niemieckich klinik. Za pośrednictwem „Gazety Krakowskiej” prosi o wsparcie finansowe na leczenie i konsultacje za granicą.
- Jeśli jest dla mnie jakakolwiek szansa na to, by móc żyć, chciałbym z niej skorzystać - podkreśla. - Chciałbym widzieć, jak mój synek rośnie i nie dopuścić do sytuacji, w której będzie mnie znał tylko ze zdjęć - dodaje Marcin.
Jego żona szukała pomocy, gdzie tylko mogła. - Podobno w Stanach Zjednoczonych lekarze wyleczyli już pacjentów w podobnym stanie - mówi.
Okazało się jednak, że jej mąż nie może lecieć samolotem ze względu na zbyt duże ciśnienie. - Ale w Niemczech lekarze też mają lepsze metody niż w Polsce - twierdzi kobieta.
Już nawiązała kontakt z kliniką w Berlinie. Zanim jednak jej Marcin trafi tam na konsultacje, musi przetłumaczyć z języka polskiego na niemiecki 56-stronicową kartotekę medyczną. - Nie stać mnie na to. Jedna strona kosztuje prawie 100 złotych - mówi, prosząc Czytelników o pomoc. - Może ktoś zna ten język i poświęci swój czas dla naszej rodziny - prosi pani Ola.
Aktualnie stara się, by jej męża wzięła pod własne skrzydła jedna z ogólnopolskich fundacji. Dopóki nie będzie oficjalnego konta, chętni, którzy chcą wesprzeć rodzinę Kosowskich, mogą to robić, kontaktując się z panią Olą pod numerem telefonu: 792 502 279. - Liczę przede wszystkim na poradę i wsparcie - mówi kobieta.