https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzebinia. Marcin walczy z rakiem mózgu dla maleńkiego synka! [ZDJĘCIA]

Magdalena Balicka
Minęło sześć lat, odkąd Marcin Kosowski z Trzebini usunął guza mózgu i zakończył leczenie. Myślał, że dawny koszmar już się skończył i przed nim tylko szczęśliwe chwile. Poznał Aleksandrę, wzięli ślub i urodził im się synek Mikołaj. Pół roku temu podczas rutynowej kontroli okazało się, że guz odrósł i to do takich rozmiarów, że żaden lekarz w kraju nie zdecydował się na operację.

- Dają mu pół roku życia, nie więcej - załamuje głos pani Ola, żona Marcina. Nie godzi się na czarny scenariusz. Chce walczyć o życie męża nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla synka.

- To dobry człowiek i wspaniały ojciec - załamuje głos młoda matka. Jej mąż także nie chce umierać.

- Tempo wzrostu wskazuje na to, że guz jest złośliwy. Jedyne leczenie, jakie mogą mi zaproponować lekarze, polega na przedłużeniu mojego życia o kilka lub kilkanaście miesięcy oraz na poprawieniu jego jakości - wyznaje. Przeszedł kolejną radioterapię. Obecnie jest w trakcie chemioterapii. Leczy się w Centrum Onkologii im. M. Skłodowskiej-Curie w Gliwicach. - W Polsce glejak III lub IV stopnia oznacza wyrok śmierci. Za granicą są inne metody leczenia. Dają nadzieję - mówi.

Nie stać go na wyjazd do niemieckich klinik. Za pośrednictwem „Gazety Krakowskiej” prosi o wsparcie finansowe na leczenie i konsultacje za granicą.

- Jeśli jest dla mnie jakakolwiek szansa na to, by móc żyć, chciałbym z niej skorzystać - podkreśla. - Chciałbym widzieć, jak mój synek rośnie i nie dopuścić do sytuacji, w której będzie mnie znał tylko ze zdjęć - dodaje Marcin.

Jego żona szukała pomocy, gdzie tylko mogła. - Podobno w Stanach Zjednoczonych lekarze wyleczyli już pacjentów w podobnym stanie - mówi.

Okazało się jednak, że jej mąż nie może lecieć samolotem ze względu na zbyt duże ciśnienie. - Ale w Niemczech lekarze też mają lepsze metody niż w Polsce - twierdzi kobieta.

Już nawiązała kontakt z kliniką w Berlinie. Zanim jednak jej Marcin trafi tam na konsultacje, musi przetłumaczyć z języka polskiego na niemiecki 56-stronicową kartotekę medyczną. - Nie stać mnie na to. Jedna strona kosztuje prawie 100 złotych - mówi, prosząc Czytelników o pomoc. - Może ktoś zna ten język i poświęci swój czas dla naszej rodziny - prosi pani Ola.

Aktualnie stara się, by jej męża wzięła pod własne skrzydła jedna z ogólnopolskich fundacji. Dopóki nie będzie oficjalnego konta, chętni, którzy chcą wesprzeć rodzinę Kosowskich, mogą to robić, kontaktując się z panią Olą pod numerem telefonu: 792 502 279. - Liczę przede wszystkim na poradę i wsparcie - mówi kobieta.

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Marta
Moja przyjaciółka od 5 lat walczy z rakiem. Miała w kościach, piersiach, na jajnikach, w jelitach i płucach. Wszystkie IV kat. Kiedy znika w jednym miejscu, pojawia się w kolejnym. Teraz walczy z guzami w mózgu. Tutaj w Polsce. Tyle razy się już udało. Raka da się pokonać. My w to wierzymy. Życzę pozytywnego myślenia, bo od niego bardzo dużo zależy.
J
JA
Syn Mieszko nie Mikołaj .....
A
Aga
To straszne ze w Polsce nie potrafią pomoc człowiekowi ze musi wyjeżdżać żeby mieć szansę na zycie.
t
tatikus
Gwoli sprostowania, synek ma na imię Mieszko, nie Mikołaj.
t
tatikus
Mam nadzieję że Marcin nie dostanie się do tej kliniki, tylko do takiej w której go wyleczą i będzie mógł żyć jak każdy inny człowiek i dożyć sędziwych lat.
a
asiux
moja kuzynka miala rowniez glejaka. Lekarze w berlinskiej klinice bardzo jej pomogli. Przedluzyli jej zycie o 3 lata..
Jestem dobrej mysli, ze Pan Marcin dostanie sie do tej kliniki.
serdecznie pozdrawiam i zycze duzi zdrowia
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska