Tumany gęstego, czarnego dymu będącego efektem palących się opon pod koniec maja przez trzy dni unosiły się nad powiatem chrzanowskim. Ludzi uspokajano, że nie jest on trujący.
- Nie rozumiem jak to możliwe. Ludziom mówi się, że spalanie jednej plastikowej butelki jest szkodliwe, a pożar tysięcy ton odpadów gumowych już nie? - zastanawia się Marek Harwes, radny gminy Trzebinia.
Dym unosił się m.in. nad rodzinnymi ogródkami działowymi „Kolejarz” w Trzebini. Józef Nowak przyszedł wówczas tam na swoją działkę. Usiadł na chwilę. Gdy wstał okazało się, że jego jasne spodnie są czarne. Pył był wszędzie. Osiadał także na uprawianych tam owocach i warzywach.
Po pożarze jedna z działkowiczek poprosiła sanepid o zbadanie, czy uprawiane przez nią truskawki zostały skażone. Wyniki wykazały w nich obecność metali ciężkich. Np. trzykrotnie przekroczony został poziom ołowiu.
Ludzie jedzą własne plony
Takie wyniki badań nie były zaskoczeniem dla osób, które w okolicy uprawiają warzywa i owoce. Przypuszczali, że pożar będzie miał swoje negatywne konsekwencje.
- Truskawki to miękkie owoce. Są podatne na skażenie. Trudno je dobrze umyć lub obrać ze skóry. Inaczej jest w przypadku jabłek lub ogórków - przekonuje Józef Nowak.
Działkowicze starają się zachować spokój. Jak zaznaczają ich uprawy nie trafią do kompostownika, lecz na stoły. Zaznaczają jednak, że lepiej nie dawać ich małym dzieciom.
- Warzywa i owoce z naszych działek i są tak zdrowsze niż te z wielkich marketów - puentuje Józef Nowak.
To nie wina pożaru?
Wiele osób skażenie upraw łączy tylko z pożarem na składowisku. Zdaniem Ryszarda Listwana, zastępcy Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Krakowie nie jest to możliwe.
- Metale ciężkie takie jak ołów nie są przenoszone drogą lotną. Także nie mogły w ten sposób przeniknąć do owoców i warzyw. Być może skażona została wcześniej gleba - mówi Ryszard Listwan.
Ta hipoteza zdaje się być najbardziej prawdopodobną, co przyznają również działkowicze. - To tereny poprzemysłowe. W ziemi mogą znajdować się szkodliwe substancje - mówi Łukasz Wroński, prezes ROD „Kolejarz”.
Najpóźniej w połowie sierpnia poznamy wyniki badań gleby przeprowadzone przez ekspertów z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie na zlecenie władz powiatu chrzanowskiego. Próbki zostały pobrane nie tylko z terenu składowiska, ale także pobliskich ogródków działkowych.
Sytuacja się poprawia
Ludzie mają nadzieję, że pożar nie wpłynął znacząco na pogorszenie się stanu środowiska. Działające w Trzebini do 1999 r. zakłady metalurgiczne zdegradowały ten teren, ale działkowicze obserwują następującą powoli poprawę .
- Pojawiły się tu owady, żaby i ptaki, których wcześniej nie było. Widać, że jest lepiej - dodaje Józef Nowak.
Doprowadzenie tego terenu do stanu pierwotnego wymaga ingerencji człowieka. Pierwszym etapem ma być wywiezienie wciąż zalegających na składowisku odpadów. Władze powiatu i gminy zabiegają o pieniądze na ten cel.
Zalew Chechło nie został skażony
Obawy pojawiły się również wśród rybaków i osób, które chciałby zażyć kąpieli w Chechle. Podczas akcji gaśniczej hektolitry wody i tony piany przelały się przez gumowe odpady i trafiły do potoku Myślachówka, który wpływa do zalewu. Próbki pobrane w trakcie akcji gaśniczej przez Regionalne Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie nie wykazały jednak przekroczenia norm szkodliwych substancji.
Raport Greenpeace jest nierzetelny?
Wyniki badań gleby przeprowadzone przez Greenpeace na terenie składowiska wykazały obecność metali ciężkich - arsenu, ołowiu i kadmu. Ryszard Listwan uważa jednak, że próbki zostały źle pobrane. - Pobrano tylko trzy próbki, a nie jak należy 15. Była to tylko wierzchnia warstwa, z popiołem. Próbki trzeba też pobrać z głębszych warstw - zaznacza.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!