Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tuchów: ta śmierć czeka na rozliczenie. Wszyscy milczą

jkl
Tuchów, Miejsce, w którym 13 stycznia stanęła nocą policyjna blokada i gdzie zginął Andrzej Swoszowski (na zdjęciu w górnym rogu)
Tuchów, Miejsce, w którym 13 stycznia stanęła nocą policyjna blokada i gdzie zginął Andrzej Swoszowski (na zdjęciu w górnym rogu) Wiktor Chrzanowski/tuchow.info
13 czerwca minie pół roku od tragedii na drodze w podtarnowskim Tuchowie. Kula wystrzelona z policyjnego pistoletu trafiła w głowę przechodnia. Mimo upływu czasu wszystko w tej sprawie jest tajemnicą - pisze Marek Bartosik

Czytaj także:

Gdy od policyjnej kuli ginie człowiek - nawet w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności - standardowe zachowania aparatu ścigania nie wystarczają. Chowanie się jego przedstawicieli za gardą ogólników, procedur, ekspertyz i rzeczników wywołuje podejrzenie o chęć zatuszowania bezpośrednich i pośrednich przyczyn dramatu. Egzamin z empatii wobec najbliższych ofiary i obywateli Małopolski od 6 miesięcy oblewają miejscowa policja i i prokuratura.

Andrzej Swoszowski był prostym człowiekiem. Miał 28 lat. Żył, póki 13 stycznia 2011 roku w jego głowę nie trafiła kula z policyjnego pistoletu. Przebiła czaszkę. Była jedną z kilkunastu, jakie tej nocy w Tuchowie koło Tarnowa policjanci wystrzelili z glocka i waltera do skody octavii, którą uciekał 22-letni włamywacz.

Kula dosięgnęła Andrzeja Swoszowskiego, nieco wcześniej zatrzymanego przez policyjny patrol do kontroli drogowej. Jak do tego mogło dojść? Dlaczego policjanci oddali niemal serię strzałów do auta, o którego pasażerach nie mieli pełnej wiedzy? Dlaczego zdecydowali się strzelać w kierunku śpiącego już Tuchowa?

Pytania bez odpowiedzi

Na te i wiele innych pytań organa ścigania nie udzieliły dotąd odpowiedzi, choć od dramatu mija pół roku, a zabity był jedynym cywilnym świadkiem tych wydarzeń. Policja zapewnia, że jej funkcjonariusze nie popełnili najmniejszego błędu, a Andrzej zginął w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Ani na moment nie byli zawieszeni w obowiązkach. Po skorzystaniu z pomocy psychologów i urlopach zdrowotnych wrócili do pracy w komisariacie w Tuchowie.

Swojej wersji ciągle nie przedstawiła prokuratura. Twierdzi, że czeka na ekspertyzy biegłych. Nie dopuściła także adwokata rodziny zabitego do akt sprawy. - W sprawie tego Polaka co zmarł po użyciu paralizatora przez policjantów na lotnisku w Kanadzie też miało być wszystko w porządku, a teraz okazało się, że policjanci kłamali - mówi jeden z sąsiadów Andrzeja Swoszowskiego.
- Mamo, już nigdy nikt cię nie skrzywdzi - te słowa Genowefa Swoszowska usłyszała od syna Andrzeja, gdy zmarł jej mąż. Bo kobieta życia lekkiego z nim nie miała. Pił zbyt dużo, za często...

Ale to skończyło się osiem lat temu. Jej dwaj synowie dorośli, wydawało się, że do ich położonego wysoko, na szczycie pasma Brzanki skromnego, nieotynkowanego, ale za to z przepięknym, rozległym widokiem od Bieszczad po Babią Górę domku zaczyna zaglądać spokój i stabilizacja.
Andrzej skończył zawodówkę w Tuchowie. Potem pracował przez klika lat na stacji benzynowej w sąsiedniej Dąbrówce Tuchowskiej. Był dobrym pracownikiem, ale dwa lata temu właściciele stacji z powodów ekonomicznych zwolnili go. Zaczął handlować samochodami.

W środę 12 stycznia wziął auto Adama, swego młodszego brata, który pracował wtedy w kawiarni w XVI bezirku Wiednia. Około północy Andrzeja zatrzymali w Tuchowie policjanci. Należeli do patrolu, który tej nocy miał wspierać tuchowskich policjantów w poszukiwaniach sprawców kradzieży kół samochodowych. Gdy zatrzymany kierowca dmuchnął w alkomat, okazało się, że ma 0,6 promila alkoholu we krwi.

Policjant N. zabrał mu prawo jazdy i wystawił pokwitowanie. Policjanci mieli go odwieźć do domu, ale nagle okazało się, że muszą wziąć udział w pościgu za pędzącą skodą octavią. Ruszyli do akcji.
Nie wiadomo, jak to się stało, że Andrzej Swoszowski znalazł się w centrum wydarzeń. Dokładny ich przebieg znany jest na razie jedynie dwóm wewnętrznym, policyjnym komisjom, które badały sprawę.

Przyjechała karetka, postrzelonego w głowę Andrzeja Swoszowskiego dowieziono do szpitala w Tarnowie. 14 stycznia o 20.50 stwierdzono jego zgon. Tuchów był w szoku. Nic podobnego w tamtej okolicy nie zdarzyło się od przynajmniej kilkunastu lat.

W następnych dniach emocje nie opadały. - To było widać też na zebraniach wiejskich. Ludzie wygłaszali złośliwe uwagi do dzielnicowych. Pytali, jak mogą czuć się bezpieczni, skoro policja postrzeliła niewinnego człowieka. Na sesji rady miasta był nawet komendant komisariatu, który składał wyjaśnienia o tym wydarzeniu.

Sesja była nerwowa, ale komendant żadnych szczegółów wydarzeń nie podał. Mówił, że to tragiczny zbieg okoliczności i wszystko wyjaśni śledztwo, ale dotąd nie wiemy, jak do tego doszło - wspomina Mariusz Ryś, burmistrz Tuchowa. Andrzeja Swoszowskiego znał, bo ten wiele razy na stacji benzynowej nalewał paliwo do baku jego samochodu. Śledztwo początkowo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Tarnowie. -Od samego początku nie było podstaw do stawiania któremukolwiek z policjantów zarzutów - mówi rzeczniczka prokuratury Bożena Owsiak.

Czytaj także:

Tym też fakt, że policjanci nie zostali zawieszeni w obowiązkach, tłumaczy Zbigniew Ostrowski, komendant tarnowskiej policji, któremu podlega komisariat w Tuchowie. 28 stycznia Artur Wrona, szef prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, wydał polecenie, by śledztwo w sprawie strzelaniny przejęła Prokuratura Okręgowa w Krakowie.

Uzasadnienie tej decyzji jest oczywiste: tarnowscy prokuratorzy, którzy mieli prowadzić postępowanie, na co dzień blisko współpracowali z policjantami biorącymi udział w wydarzeniach z 13 stycznia i ich szefami. Prokurator apelacyjny, choć, jak twierdzi, ma pełne zaufanie wobec swych tarnowskich podwładnych, to by wykluczyć wszelkie podejrzenia o brak obiektywizmu, podjął taką decyzję. Dlaczego jednak dopiero w dwa tygodnie od tragicznej strzelaniny? Artur Wrona twierdzi, że na początku chodziło o szybkie, sprawne zebranie dowodów na miejscu wydarzeń. To najlepiej mogli zrobić prokuratorzy miejscowi.

Wersja: zbieg okoliczności

- Nie dostałem odpowiedzi na mój wniosek o umożliwienie mi wglądu do akt tego postępowania. Prokurator ma prawo na tym etapie postępowania się na to nie zgodzić, ale brak jakiejkolwiek odpowiedzi na moje pismo powoduje, że nie mogę nawet złożyć skargi na jego decyzję - mówi Leszek Rzepka, adwokat rodziny Andrzeja Swoszowskiego, dawny prokurator wojskowy.

- Sprawę badano we wszystkich możliwych aspektach, takich jak zasadność użycia broni czy miejsce, gdzie to zrobiono. Wnioski z obydwu tych postępowań są takie same: to był zbieg nieszczęśliwych wypadków przez nikogo niezamierzony. Tym samym nie było i nie ma żadnych formalnych podstaw do zawieszenia policjantów czy też odsunięcia ich od służby, dlatego też obydwaj wrócili do pracy. I nie jest to decyzja komendanta wojewódzkiego, ale wynik obowiązujących przepisów - stwierdził w odpowiedzi Dariusz Nowak, rzecznik komendy.

- Takiego pogrzebu w Jodłówce jeszcze nie widziałem. Tylu ludzi nie przyszło nawet jak księdza chowali - mówi jeden z sąsiadów Swoszowskich. Rodzina nie życzyła sobie na pogrzebie obecności policji. Jednak proboszcz zaskoczył matkę i brata Andrzeja Swoszowskiego wiadomością, że mszę żałobną odprawi policyjny kapelan. Ten w czasie ceremonii dziękował za obecność policjantom. Nie rzucali się w oczy, byli w cywilnych ubraniach. Szefa małopolskiej policji Andrzeja Rokitę reprezentował komendant Ostrowski z Tarnowa.

Wszyscy zapomną?

Komendant czuje się postawiony w trudnej sytuacji. Kiedy pytamy, czy zrobił coś, by pomóc zwłaszcza matce zabitego, która była przecież na jego utrzymaniu, zapewnia o gotowości. Mówi jednak o niechęci rodziny do policji. - Nie było woli z drugiej strony - tłumaczy. Ważnych gestów ze strony policji też nie było.

Mieszkańcy Jodłówki, Dąbrówki, Tuchowa szybko zapominają o wydarzeniach sprzed pół roku. Jednak zagadnięci od razu przypominają sobie wątpliwości, jakie mieli w styczniu. Powtarzają pytanie, czy możliwe jest, żeby Andrzej Swoszowski został trafiony rykoszetem. - To dla nas też był bardzo trudny moment, my też czekamy na zakończenie tej sprawy - mówi jeden z policjantów, który brał udział w nocnej akcji z 13 stycznia w Tuchowie. Mieszka w jednej z okolicznych wsi. Rozmawia niechętnie. Przyznaje, że się nasłuchał wielu ciężkich słów. Sam wtedy broni nie użył, ale twierdzi, że przeszkolenia ze strzelania mają zgodnie z ich planem. Pierwszy raz jednak znalazł się w takiej sytuacji, choć przez osiem lat patrolował ulice Warszawy.

Matka czeka na odpowiedź

Zlecona przez krakowską prokuraturę ekspertyza na temat wydarzeń w Tuchowie ma zostać ukończona przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne do 15 czerwca, najpóźniej do końca tego miesiąca. Może wtedy Genowefa Swoszowska dowie się wreszcie, dlaczego jej syn zginął z ręki stróżów prawa. A jej sąsiedzi dostaną odpowiedź na podstawowe pytanie: czy powinni się bać ludzi w mundurach, którzy mają zapewniać im bezpieczeństwo.

Uwaga! Nowy konkurs! Odpowiedz na pytanie i wygraj bilet do kina ARS

Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**

Wszystko o Euro2012 na**www.drogadoeuro2012.pl**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska