Bacowie mówią, że ta cała droga administracyjna jest zbyt długa.
Tylko jeden podhalański baca może poszczycić się unijnym certyfikatem na wytwarzanie prawdziwego oscypka.
Na dokument, który wydawany jest rokrocznie przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, pozwalający na legalną sprzedaż owczego sera, gwarantując jego autentyczność, czeka czterech kolejnych wytwórców.
Nawet gdyby i oni przeszli pozytywnie weryfikacje, to i tak niewiele w porównaniu z 11 wytwórcami, którzy otrzymali certyfikat w ubiegłym roku - przyznają urzędnicy.
Skąd w takim razie taki spadek? Przecież to właśnie certyfikat IJHARS miał być każdego roku obiektem westchnień baców przed wyjściem na halę. Gwarantować miał im wyłączność na pucenie oscypków. Bacowie mówią wprost, że staranie o certyfikat kosztuje ich mnóstwo papierkowej roboty. Za kontrolę i badania muszą zapłacić, a liczba podróbek na rynku nie maleje.
Dokumenty, które miały ich chronić przed nieuczciwą konkurencją, nie speniają swego zadania. Kontrole weterynaryjne, w trakcie których sprawdzane są badania owiec, książeczki zdrowia juhasów, szczepienia psów oraz badania czystości wody, od lat utrzymują się na stałym poziomie. Oznacza to, że liczba wytwórców oscypka nie spada.