Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiące istnień na głowie - z wizytą w wieży kontroli lotów na lotnisku w Balicach

Paulina Padzik
Paulina Padzik
Zaczynają się wakacje, niektórzy z nas wkrótce wsiądą na pokład samolotu. Nad bezpieczeństwem pasażerów - poza pilotami - czuwają też kontrolerzy ruchu lotniczego. Odwiedziliśmy tych, którzy pracują na wieży w Balicach.

Z ósmego piętra widać całe lotnisko. Po prawej płyta, po lewej wojskowe samoloty, ustawione jeden obok drugiego. Wokół same szyby - od podłogi do sufitu. Po prawej leci samolot. Jego prędkość wynosi jakieś 400 kilometrów na godzinę. Z mojej perspektywy maszyna ma wielkość dużej pszczoły i w ogromie błękitu wygląda, jakby nie poruszała się prawie wcale.

Dla siedzących wokół mnie mężczyzn to jedyny punkt, który widzą na niebie.

Trzy zakręty

Dojeżdżam do lotniska i od razu się gubię. Miałam jechać wzdłuż terminalu, później w lewo, w prawo i prosto. A potem jeszcze raz w prawo. A może w lewo?

Do tej pory znałam terminal i kawałek płyty lotniska. Teraz jadę w zupełnie inne miejsce. Parkuję na chwilę. Obok samochodu przebiegają ludzie z walizkami, spieszący się na odprawę. Jakaś para żegna się czule. A może wita? Rozglądam się, w którym kierunku powinnam jechać. Każda uliczka wygląda podobnie, więc dzwonię po ratunek. Dostaję szczegółowe instrukcje - jedź prosto przez parking, potem w prawo i w lewo.

W budce przy szlabanie dostaje przepustkę, szlaban się podnosi. Parkuję na ogrodzonym terenie i biegnę do głównego wejścia. Jest bardzo głośno, z każdej strony startują albo lądują samoloty. Izabela Winsch, kierowniczka wieży kontroli ruchu lotniczego, otwiera drzwi, które nas dzielą i mówi:- Witamy.

Osiem pięter

Wieża ma 45 metrów wysokości, jej powierzchnia to ponad 2 tys. mkw. To mniej więcej 30 mieszkań średniej wielkości.

Jedziemy na ósme piętro - szczyt wieży. To stąd kontrolerzy ruchu lotniczego nadzorują starty i lądowania samolotów. Wysiadamy z windy, do pokonania mamy jeszcze kilkanaście schodków. Kierowniczka idzie przodem. Gestem pokazuje, bym zachowywała się jak najciszej.

Ta cisza uderza mnie w wieży najbardziej. Kontrolerzy pracują w największym skupieniu - w ciągu godziny odpowiadają za tysiące ludzkich istnień. Jeden kontroler łączy się wtedy ze średnio dwudziestoma pilotami, którzy startują z lotniska lub podchodzą do lądowania. Każda maszyna ma na pokładzie od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Żaden z pracowników nawet na chwilę nie odwraca się od ekranu, żeby rzucić okiem w moją stronę.

Pomieszczenie jest w kształcie okręgu, całe oszklone. Szyby zabezpieczone są specjalnymi roletami. - Opuszczamy je, gdy dzień jest bardzo słoneczny. Na aparaturę nie może paść najmniejszy promień słońca, żeby nie zaburzyć obrazu na ekranie - tłumaczy Izabela Winsch.

Każdy z kontrolerów siedzi przed szeregiem urządzeń. Przed sobą mają ekrany, a na nich całkowicie niezrozumiały dla mnie gąszcz linii, strzałek, liczb, wykresów. Pracownicy siedzą tuż przy szybach, bo ich zadaniem jest patrzeć nie tylko w ekrany - muszą jednocześnie śledzić to, co dzieje się na niebie. Jeden z nich, ubrany w zielony mundur, odpowiada za samoloty wojskowe. Z pilotem kontrolerzy wymieniają informacje, których nie rozumiem - składają się głównie z komend i liczb.

Rozglądam się po pomieszczeniu. Na początku wydało mi się zimne i surowe. Teraz na biurku jednego z kontrolerów widzę kolorowy kubek. Na stoliku leżą ciastka, walają się papiery. Wieża to ich drugi dom.

Dwie godziny skupienia

Wszyscy tu zgodnie twierdzą, że praca to ich pasja. Niektórzy pracowali wcześniej na innych stanowiskach lotniczych. Jedni pochodzą z „latających” rodzin, gdzie matka była stewardesą, a ojciec pilotem.

Do pracy na tym stanowisku nadaje się jeden, góra dwa procent populacji. Zostać kontrolerem jest niezwykle trudno. Badania, testy i szkolenia trwają nawet 24 miesiące. Co roku na stanowisko aplikuje ponad tysiąc osób. Niezbędne wymagania spełnia zaledwie co dziesiąty z nich, a z nich - tylko połowa dostaje pracę. By pracować jako kontroler ruchu lotniczego, trzeba mieć doskonałą orientację przestrzenną, ogromną podzielność uwagi, zdolności matematyczne i odporność na stres.

- Kontrolerzy mają przerwę co dwie godziny, bo po tym czasie jest „zjazd” koncentracji - mówi Artur Lamparski, senior kontroler ruchu lotniczego. - Wtedy jest czas na kawę, jedzenie, odpoczynek i mobilizację do kolejnych dwóch godzin maksymalnego skupienia - mówi.

- Ponoć praca kontrolera ruchu lotniczego jest tak stresująca, że mało kto jest w stanie dotrwać na tym stanowisku do emerytury? - zagajam do kierowniczki. - Tak jest, ale chodzi też o choroby. Kontroler musi mieć doskonałe zdrowie, żadnego nadciśnienia, cukrzycy, problemów kardiologicznych - odpowiada Izabela Winsch. Sama wciąż pracuje jako kontroler (nie lubi słowa „kontrolerka”).

Niektórzy porównują ten zawód do chirurgii - długo nic się nie dzieje, ale kiedy już trzeba działać, to adrenalina i stres skaczą do krytycznego poziomu. Ale nie można tego stresu pokazać. Trzeba mieć nerwy ze stali. W wieży kontroli lotów nie ma miejsca na panikę.

- Decyzje w sytuacji awaryjnej muszą być przez kontrolera podjęte bardzo szybko i skoordynowane z innymi lotami, które znajdują się w tym momencie w powietrzu. Reakcji na różne sytuacje uczymy się na symulatorach - opowiada Michał Gross, kontroler. - Musimy zachować spokój i postępować zgodnie z procedurami, też po to, żeby nie rozpraszać innych kontrolerów.

Teraz musimy wyjść z wieży. Wsiadamy do windy, zjeżdżamy siedem pięter w dół i wędrujemy długimi i wąskimi korytarzami do tzw. sali zbliżania.

Zero pomyłek

To tutaj kontrolerzy lotu „przechwytują” samoloty od wieży. - Sprawujemy kontrolę nad samolotami, które już prawidłowo wystartowały i znajdują się w przestrzeni powietrznej - opowiada Witold Słaboń, senior kontroler. W wieży spędził większą część swojego życia - minęło ponad 20 lat i ciągle nie ma dość. Opowiada o poszczególnych urządzeniach i ekranach, tłumacząc ich funkcje. Co chwilę musi przerywać, żeby nie zagłuszyć siedzącemu obok kontrolerowi słów pilota. - Kolega teraz kieruje samolot do lotniska w Rzeszowie - mówi.

Wśród różnych dziwnych słów rzeczywiście wychwytuję nazwę miasta. Później dowiaduję się, że słowa takie jak „Alfa, Bravo, Charlie” to alfabet lotniczy. Litera „R” to Romeo, a „J” to Juliet. Romantyczny alfabet kontrolerów. Używają go pracownicy lotniska, by podać przez radio współrzędne. Kontrolerzy w sali zbliżania wydają się rozluźnieni, ale wzrok mają skupiony, a gdy dzwoni telefon, jeden z nich podnosi słuchawkę w ułamku sekundy.

Ta praca jest jak uzależnienie

.
-Człowiek potrzebuje adrenaliny, wielu z nas robi także ekstremalne rzeczy po pracy - mówi Witold Słaboń. Niektórzy kontrolerzy skaczą na bungee, inni ścigają się samochodami.

Ale gdy zdarzy się katastrofa lotnicza w jakimkolwiek miejscu na świecie, to wieża zamiera. Przez wiele dni, nawet tygodni, kontrolerzy próbują dociekać przyczyn zdarzenia. Wielu zastanawia się, jak by się czuło na miejscu kontrolera, który jako ostatni rozmawiał z pilotem. Jest człowiek, a w następnej sekundzie już go nie ma. To kontrolerów ruchu lotniczego uczy, jak kruche jest życie. I jak wiele zależy od ich umiejętności. Kontroler nie może się pomylić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska