Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiącom mikrofirm grozi upadłość. Wykańczają je rosnące koszty pracy, zatory płatnicze i nowe wymogi biurokratyczne

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Fot. Pixabay
Do wieści o stanie polskiej gospodarki idealnie pasuje słynna „teoria” ks. Józefa Tischnera o trzech prawdach (święta prawda, tyż prawda, i g… prawda). Pierwsza – o tym, że przedsiębiorstwa mają się znakomicie, eksportują i inwestują, dotyczy głównie firm dużych i średnich, druga – sporej części małych, a trzecia – potężnej rzeszy mikroprzedsiębiorców.

Wedle raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w Polsce jest ok. 2,3 mln mikrofirm. Aż dwie trzecie z nich to jednoosobowa działalność polegająca na samozatrudnieniu właściciela całego biznesu. Z badań PIE wynika, że dwa lata temu 47 proc. mikro uznawało swą sytuację za dobrą lub bardzo dobrą, 80 proc. nie miało problemów z regulowaniem należności. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło, głównie za sprawą rosnących kosztów działalności oraz coraz trudniejszego dla mikrofirm rynku pracy.

Każdy przedsiębiorca musi zapłacić obowiązkową składkę na ZUS – która stale rośnie i obecnie wynosi łącznie 1317 zł (1247 bez chorobowego). To dla sporej części firm dużo. Przeforsowany przez minister przedsiębiorczości Jadwigę Emilewicz „mały ZUS” (342 zł) obejmuje tylko firmy zarabiające do 4,8 tys. zł miesięcznie. Zaś „ulga na start” dotyczy jedynie firm początkujących.

Kto chce pracowac za minimalne stawki?

Jedna trzecia (czyli 750 tys.) mikrofirm potrzebuje pracowników, przeważnie od trzech do pięciu. Z wszelkich analiz wynika, że najmniejsze podmioty, z uwagi na mizerny kapitał i skalę działalności oraz inne uwarunkowania oferują najniższe wynagrodzenia na rynku, balansujące często na granicy płacy minimalnej

Część mikroprzedsiębiorców wciąż kombinuje, płacąc pracownikom oficjalnie ustawowe 1125 zł na (rzekomo) pół etatu, a drugie tyle na rękę pod stołem… Sęk w tym, że przy najniższym od 30 lat bezrobociu i płacach rosnących w tempie 5-7 proc. właściwie we wszystkich branżach – prawie nikt nie chce na takich warunkach pracować.

Wielkie problemy ze znalezieniem kadr mają przedsiębiorcy zarówno w mniejszych miejscowościach (bo potencjalni pracownicy stamtąd uciekają), jak i w metropoliach (bo konkurencja, w tym zagraniczne korporacje, oferuje zdecydowanie wyższe stawki, a do tego coraz liczniejsze benefity). Mało który przedsiebiorca jest skłonny dać pracownikowi więcej niż sam zarabia.

Wystarczy porównać to, czym wabią pracowników wielkie sieci handlowe z propozycjami – a przede wszystkim możliwościami – małych kupców. Jeszcze niedawno typową stawką w branży było 7 zł za godzinę, teraz – ponad 20 zł. Duże sieci przełknęły tę podwyżkę bez większych problemów. Co ma zrobić mały sklepik? Przeważnie zatrudnia rodzinę, o ile ją ma i ta się na to godzi…

Nastroje coraz bardziej podłe

W kolejnych Barometrach EFL, obrazujących nastroje w sektorze MŚP, widać wyraźnie coraz większe obawy przedsiębiorców o realizację zamówień – właśnie z powodu trudności ze skompletowaniem kadr (wspomina o tym aż 61 proc. przedsiębiorców; 52 proc. za groźne dla swych firm uważa rosnące oczekiwania płacowe). Trzy czwarte mikro- i małych firm z sektora budownictwa i produkcji oraz hotelarsko-restauracyjnego jako główną przyczynę potencjalnego pogorszenia swej sytuacji podają „brak rąk do pracy”.

Nakładają się na to nowe wymagania władzy (zwłaszcza fiskusa), jak jednolity Plik Kontrolny, podzielona płatność (split payment) czy wcześniej RODO oraz problemy związane z zatorami płatniczymi w niektórych sektorach (budownictwo, ale też służba zdrowia). Dużym firmom, posiadającym odpowiednie służby (prawne, kadrowe, podatkowe) jest dużo łatwiej sprostać tego typu wyzwaniom, w mniejszych właściciel ma na głowie i cały biznes, i wszystkie kłopoty.

Nic dziwnego, że kolejne edycje „Szybkiego Monitoringu NBP”, zawierającego wnikliwą analizę sytuacji sektora przedsiębiorstw, przynoszą coraz bardziej niepokojące wieści o pogarszaniu nastrojów przedsiębiorców. W pierwszej połowie obecnego roku nastroje były najgorsze od 5 lat, czyli momentu, gdy zaczęliśmy wychodzić ze spowolnienia wywołanego globalnym kryzysem.

Mikroprzedsiębiorcy - soliści zadłużeni po uszy

Te nastroje nie biorą się znikąd. W bazie danych Krajowego Rejestru Długów BIG SA widnieje juz blisko 190 tys. mikroprzedsiębiorstw, które mają do oddania swoim wierzycielom ponad 730 tys. zobowiązań o łącznej wartości 5 mld zł. Jak podaje KRD, średnie zadłużenie każdego z nich to ponad 26,5 tys. zł, ale rekordzista zalega ze zwrotem aż 14,48 mln zł.

76 proc. zadłużonych firm figurujących w KRD to przedsiębiorcy prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą. Choć w ciągu ostatnich 5 lat liczba zadłużonych jednoosobowych działalności gospodarczych zwiększyła się o ponad 62 proc., to ich łączne zadłużenie wzrosło aż o 174 proc.

Sami mikroprzedsiebiorcy mają do odzyskania od kontrahentów 910 mln zł - najwięcej od dużych podmiotów.

WIDEO: Krótki wywiad

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska