Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraina. Co zostało dziś z nadziei na kijowskim Majdanie

Redakcja
Reformy idą powoli. Nadal rządzą oligarchowie. Ale Ukraińcy poczuli więź narodową - mówi Maria Stepan, dziennikarka TVP. Większość Ukraińców mówi, że Majdan był potrzebny, choć w ich słowach jest wiele goryczy.

Czy Ukrańcy uważają, że Majdan był potrzebny?
Wielu podaje to dziś w wątpliwość. Pojawiają się głosy, że gdyby nie było Majdanu, nie zginęłoby tyle osób, nie byłoby wojny w Donbasie, Ukraina nie straciłaby Krymu. Ale kropla przepełnia czarę goryczy. I tak było w tym przypadku. Ukraińcy w demokratycznych wyborach wybrali prezydenta, który obiecał im, że będą zbliżać się do UE. Uwierzyli mu. Pod koniec listopada 2013 roku był szczyt w Wilnie, na którym Ukraina miała podpisać umowę stowarzyszeniową. I nagle ukraiński rząd i prezydent się wycofują. Ludzie wychodzą więc na ulice. Naiwnie wierzą, że zmuszą prezydenta do dotrzymania słowa.

Ten zryw przyniósł zmiany, o jakie walczyli?
Oczywiście, że nie. Ale większość mówi: nie żałujemy. Mieliśmy dość życia w niewoli. Są i tacy, którzy nie wytrzymują, wyjeżdżają za chlebem, bo padły zakłady, stracili pracę, albo zwyczajnie - uciekają przed wojskiem i wojną. Ale Majdan był potrzebny. Dzięki niemu Ukraińcy zbudowali społeczeństwo obywatelskie. Jakkolwiek górnolotnie to brzmi. Zrozumieli, że trzeba wziąć przyszłość w swoje ręce. Zapytałam jednego chłopaka, po co dalej siedzi na Majdanie, kiedy wszystko się skończyło. Ukraina nie miała już wtedy Krymu, zaczęła się wojna w Donbasie, tworzyły się bataliony ochotnicze, wielu wyjechało na wschód. A on, jak wielu mu podobnych, został w Kijowie. Odpowiedział mi: dziewięć lat temu też byłem na Majdanie. Uwierzyliśmy politykom, że oni za nas wszystko załatwią. I rozjechaliśmy się do domów. A co oni zrobili? Pokłócili się między sobą i nas oszukali. Dlatego teraz chcemy ich przypilnować.

Ale nadal na Ukrainie rządzą oligarchowie.
Niestety. Nie miejmy złudzeń. Reformy są przeprowadzane w bardzo niewielkim zakresie. Przy tak zoligarchizowanym systemie nie da się wyplenić nieprawidłowości od razu. Wśród żądań Majdanu były przede wszystkim: usunąć Janukowycza, przeprowadzić reformę konstytucyjną - i to się akurat udało. Żądano też lustracji, reformy sądownictwa i likwidacji korupcji. A tego nie ma. Korupcja jest, tyle że na trochę mniejszym poziomie. Na Ukrainie wszystko załatwia się przez łapówki. Może nie tak jawnie, jak jeszcze cztery lata temu, bo to już zaczyna być wstydem. Ale zmiany idą, powoli.

Jak Ukraina radzi sobie dziś ekonomicznie?
Przez wojnę w Donbasie Ukraińcy stracili źródła energii. Prawie wszytkie kopalnie są po tamtej stronie. Na początku byli więc uzależnieni od dostaw z Rosji. Postanowili się uniezależnić, bo można sprowadzać węgiel choćby z Afryki, jak robią teraz. Ale to kosztuje. Zaczęło się podnoszenie opłat za mieszkania, czynsze. Ludzie płacą astronomiczne sumy za światło, gaz, wodę. I dlatego część społeczeństwa mówi: co nam ta rewolucja dała, po co nam to było? Ale druga strona odpowiada: państwo nam nic nie da, bo to my jesteśmy państwo i musimy je sami budować. Do tej pory na wschód, na linię frontu jeżdżą wolontariusze. Za własne pieniądze dowożą żołnierzom prowiant, kamizelki kuloodporne, hełmy, uzbrojenie. Widzą, że państwo nawet tutaj źle działa, dlatego pomagają. Bo to ich państwo. I nikt niczego za nich nie zrobi.

Pisze Pani w książce, że dla Europy jedna śmierć jest ważniejsza, a inna mniej ważna. Skąd to przekonanie?
Ponad rok temu, w styczniu, terroryści zaatakowali redakcję Charlie Hebdo w Paryżu. Zabili 17 osób. Europa momentalnie organizuje wielki marsz pod hasłem: Je suis Charlie. Tusk, Merkel idą pod rękę, żeby pokazać dżihadystom, że się ich nie boimy. Kilka dni później rakieta innych terrorystów uderza w autobus niedaleko miejscowości Wołnowacha na Ukrainie. Ginie podobna liczba ludzi. Ukraińcy próbują zainteresować tym świat. Politycy wieszają w parlamencie hasło: Je suis Wołnowacha. Nikt z Europy do Kijowa nie przyjeżdża.

Dla Polski milion razy lepiej jest mieć za wschodnią granicą demokratyczną i niepodległą Ukrainę

Może wynika to z tego, że Ukraina nie jest częścią Europy - w sensie tego, jak jest postrzegana przez resztę świata. Mediom europejskim zawsze bliższe będą Francja czy Niemcy.
Wiele razy słyszałam na Majdanie: leżymy w Europie, ale chcemy być częścią tej Europy na normalnych zasadach, a nie jak parweniusze. Przypomniały mi się czasy, kiedy my odzyskiwaliśmy niepodległość i staraliśmy się o przyjęcie do NATO, do Unii Europejskiej. Potem, na Majdanie, widziałam korowody europejskich polityków, którzy przyjeżdżali na Ukrainę, dużo mówili, deklarowali swoje wsparcie, ale za tymi słowami nie szły czyny. Dlaczego nikt nie zareagował na aneksję Krymu? Po rozpadzie ZSRR Ukraina była trzecią potęgą atomową świata. W 1994 roku świat umówił się z Ukrainą: w zamian za to, że odda broń atomową, będzie miałą zapewnioną nienaruszalność granic. I kiedy do tego naruszenia doszło, świat nie kiwnął nawet palcem. A co z Ukrainą? Ano nic. Świata nie stać na to, by zerwać z Rosją kontakty. Nie opłaca się umierać za Ukrainę. Sankcje muszą wystarczyć.

Jeździła Pani na Ukrainę, gdy większość kamer zniknęła, dziennikarze już wyjechali.
Wracałam tam co jakiś czas. Po tych trzech kulminacyjnych miesiącach wyjechałam na Krym, później była wojna w Donbasie. Miałam poczucie, że moim obowiązkiem dziennikarskim jest, by śledzić te wydarzenia, nie zapominać o Ukrainie. Tam Polacy naprawdę byli przyjaciółmi. Podczas krwawych wydarzeń przy ul. Instytuckiej zginęło kilkadziesiąt osób. Nasze telewizyjne auto stało tuż przy tej ulicy, na hotelowym parkingu. Dzwonię wieczorem do szefa i mówię: chyba nie będziemy mieli czym wrócić, płotu już nie ma, latają koktajle Mołotowa. Wstajemy rano, wychodzę przed hotel i widzę: rosyjskie auto rozbite w drobny mak, inne auta nie mają szyb. Jedynie nasze, polskie auto jest całe. Nie miało nawet rysy. Za dwa tygodnie pojechaliśmy na Krym. Tam byliśmy wrogami, imperialistami, kwintesencją NATO i Ameryki, zwolennikami kijowskiej junty.

Często była Pani narażona na niebezpieczeństwo?
Zdarzało się. Ale to żadne bohaterstwo, taką mamy pracę. Przedzieraliśmy się przez strefę zajętą przez rosyjskich separatystów, byliśmy w miejscach, gdzie słyszeliśmy moździerze, widzieliśmy czołgi. Mieliśmy na sobie kamizelki, ale przed pociskami GRAD kamizelka nie ochroni. Staraliśmy się minimalizować ryzyko. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z bronią. A na Majdanie, w ciągu zaledwie godziny, musiałam nauczyć się rozróżniać świst gumowej kuli od ostrej amunicji.

Jak dziś jest na Ukrainie?
Majdanu już nie ma. Kijów zatarł wszystkie ślady, z wyjątkiem tablic pamiątkowych w miejscach, gdzie ginęli ludzie. Miasto wróciło do życia. To czasem oburza. Szczególnie tych, którzy wracają z frontu. Przyjeżdżają do Kijowa i nie potrafią się odnaleźć. Mówią: to ja siedziałem pół roku w okopach, nie miałem nawet ciepłych skarpet, a tu ludzie chodzą na dyskoteki? Pojawiają się głosy, żeby zapomnieć o Donbasie i oddać go, niech się nim Rosjanie udławią. Tylko jak powiedzieć to matce, która straciła syna? Że zginął na próżno? Wali się rząd na Ukrainie, politycy nie potrafią utworzyć koalicji, trwają zakulisowe walki. Odwołano prokuratora generalnego. Teraz jeszcze sprawa Panama Papers i prezydenta Poroszenki, który nie potrafi zapomnieć, że nie jest już biznesmenem, tylko prezydentem. Ale ludzie wierzą, że pokonają tego kolosa. Powinniśmy wierzyć też i my. Dla Polski milion razy lepiej jest mieć za wschodnią granicą demokratyczną i niepodległą Ukrainę. Tyle tylko, że my za nich tej rewolucji nie dokończymy.

W Polsce są dwa obozy. Jedni mówią, że powinniśmy wspierać Ukrainę, bo jest przedmurzem Rosji. Drugi obóz uważa, że nacjonalizm ukraiński może być dla nas groźny, że nie można zapominać o tym, jak mordowali Polaków.
Ukraińcy nie zawsze potrafią zmierzyć się ze swoją historią, ich IPN tylko udaje, że działa. Chowają głowę w piasek i udają, że problemu nie ma. Tymczasem problem jest. Ale z drugiej strony ten „hejt” na Ukraińców i wkładanie ich wszystkich do jednego worka, ciągłe przypominanie, że powinni się kajać za Wołyń, to też nie jest OK. Już nas przepraszali, a my zmuszamy ich, by jeszcze raz przeprosili i jeszcze raz. Mogą czuć się tym upokorzeni. Tym bardziej że wielu nie ma świadomości tej złej historii. Dziś Ukraińcy uważają Polaków za wielkich przyjaciół. A my nie zawsze to dostrzegamy.

***

Maria Stepan
Reporterka TVP. Zajmuje się tematyką Wschodu. Śledziła wybory na Ukrainie, w Rosji i na Białorusi. Niedawno Wydawnictwo Zwierciadło wydało jej książkę „Człowiek to człowiek, a śmierć to śmierć”, będącą zapisem wydarzeń na Majdanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska