SAMORZĄDY - DODATEK SPECJALNY
Obecnie burmistrzowie i wójtowie porządzą trochę dłużej. Przypomnijmy. Wybory samorządowe nie odbędą się w tym roku, ale na początku przyszłego. To dobrze czy nie?
Generalnie kadencje powinny być utrzymywane - ani nie skracane, ani nie przedłużane. Państwowa Komisja Wyborcza wniosła o przedłużenie kadencji. Zdania samorządowców są podzielone. Wydłużenie kadencji będzie szansą na rozwiązanie problemów, jakie wystąpiły - pandemia, wojna w Ukrainie, wysoka inflacja - ciężko było zrealizować wszystkie założone plany, a władze samorządowe mierzyły się z niespotykanymi dotąd trudnościami.
Czas z pewnością działa na korzyść włodarzy gmin i powiatów. Czy w takim razie dwukadencyjność to dobry pomysł?
Moim zdaniem w tej chwili to eksperyment. Przypomnę, że założenia projektu ustawy o samorządzie gminnym powstały w 1989 r. w ramach założonego przeze mnie w Krakowie Centrum Obywatelskich Inicjatyw Ustawodawczych „Solidarności”. Nie przewidywaliśmy wtedy dwukadencyjności, ale otwieraliśmy - można powiedzieć - nową księgę rzeczywistości demokratycznej. Powstawało państwo prawa, w którym samodzielne prawnie, organizacyjnie i majątkowo samorządy terytorialne musiały być rzeczywistą reprezentacją społeczności lokalnej. Z pełną odpowiedzialnością. I to się udało.
Mieszkańcy patrzą lokalnej władzy na ręce, ale też potrafią docenić ich wkład w polepszanie życia w tych „małych ojczyznach”.
W badaniach opinii publicznych poparcie dla działań rządu i parlamentu jest czasami na poziomie 20 procent, a poparcie dla samorządu nigdy nie spadło poniżej 50. To o czymś świadczy. Czy dwukadencyjność to dobry pomysł? I tak, i nie. Plusem niewątpliwie jest to, że kadencje zostały wydłużone do pięciu lat. W tym czasie można już zrobić coś naprawdę sensownego, ale czy w czasie jednej kadencji można zrealizować ważniejsze zadania? Raczej ciężko. A minus? Czasami może zdarzyć się tak, że po dwóch dobrych kadencjach nastanie pustka i kolejne wybory wygra po prostu sprytny „pijarowiec” bez doświadczenia, który nie umie skutecznie pracować dla dobra wspólnoty lokalnej. Przypomnę, że są w Małopolsce gminy, gdzie od kilkunastu lat rządzą te same osoby i doskonale sobie radzą. Po co więc modyfikować to, co się sprawdza? Oczywiście jeżeli dzieje się źle - bezwzględnie należy to zmienić, ale najlepszym sędzią jest wspólnota samorządowa.
Za nami już ponad trzydzieści lat samorządności w Polsce. Czy my - jako naród - zdaliśmy egzamin z demokracji?
Jak najbardziej! Samorząd terytorialny należy do fundamentu demokratycznego państwa, jest najbliżej mieszkańców - to tam załatwiają 90 proc. spraw urzędowych - i podlega największej kontroli społeczeństwa. Odbudowa polskiego samorządu, która przyniosła społecznościom lokalnym możliwość decydowania o swoich sprawach, jest w powszechnej opinii jedną z najbardziej udanych polskich reform. Dzięki temu zmieniliśmy Polskę, zyskując przy tym zaufanie większości Polaków, którzy zgodnie z wezwaniem „Solidarności” wzięli sprawy w swoje ręce - co systematycznie potwierdzają badania opinii publicznej.
Spytam przewrotnie. Czy ten „egzamin z demokracji” zdali też urzędnicy? Panuje przekonanie, że aby załatwić coś w urzędzie, trzeba mieć stalowe nerwy...
To się przecież zmienia. Wyraźnie poprawiła się jakość obsługi, wkroczyliśmy w XXI wiek bez problemu. Większość spraw załatwimy nie wychodząc z domu, poprzez internet. Oczywiście, są pewne wyjątki, ale dziś obsługa mieszkańców jest coraz sprawniejsza. Wspomnę tylko, że u naszych niemieckich sąsiadów wciąż króluje fax! A u nas? Każdy z nas może na przykład sprawdzić w internecie, jak głosował poszczególny radny. Jest coraz większa przejrzystość i możliwość kontroli władzy. Nie tylko lokalnej oczywiście. Co więcej - od lat w Stowarzyszeniu Gmin i Powiatów Małopolski szkolimy urzędników, właśnie po to, by wszystko szło sprawniej.
Z jakimi problemami borykają się dziś samorządy?
Dziś samorządy, a szczególnie duże miasta, w tym Kraków, mają problemy budżetowe, szczególnie przez utrzymywanie transportu publicznego. Podobnie jest z samorządami powiatowymi - rząd obniżając podatki i robiąc dobrze obywatelom, jednocześnie obniża wpływy do kas samorządowych. A z drugiej strony szalejąca inflacja i zwiększone koszty energii powodują skokowy wzrost kosztów usług publicznych, w tym transportu, ogrzewania. W mniejszych gminach największym problemem jest drożejąca obsługa edukacji, bo choć subwencja oświatowa wzrasta, to nie zawsze wystarcza nawet na pokrycie pensji nauczycieli, a i tak połowę samorządy muszą dołożyć ze swojego budżetu. Wraz ze wzrostem cen mediów utrzymywanie małych, wiejskich szkół z budżetu jest coraz droższe, a jakość kształcenia nie do końca satysfakcjonująca. W zastraszającym tempie drożeją też inwestycje. Do wcześniej zaplanowanych przetargów, na przykład za 20 mln zł, nikt się nie zgłasza, a jeżeli się zgłosi, to chce 30 czy 50 procent więcej. Więc część z tych inwestycji nie będzie zrealizowana.
Będzie jeszcze gorzej?
Bądźmy dobrej myśli, szczególnie jeśli wrócimy na ścieżkę rozwoju na poziomie wzrostu PKB 5-6 procent. To „naoliwi” nasze finanse, które teraz trochę się zacinają. Jednak w związku z koniecznym wzrostem wydatków na obronę do 4 proc. PKB jesteśmy na granicy recesji, ponieważ wojna w Ukrainie wywindowała koszty energii w Polsce i Europie, a dodatkowo bardzo wysoka inflacja obniża realne dochody i blokuje rozwój z powodu drogich kredytów. Na najbliższy rok lub dwa są to niekorzystne prognozy dla samorządów i mieszkańców.
Natomiast jako samorządy oczekujemy, że w końcu wpłyną duże środki na rozwój z KPO.
