Wśród kibiców nie brakuje opinii, że największą porażką Unii jest to, że przed połową drugiej części fazy zasadniczej nie ma szans przeskoczenia Podhala, mającego podobny do niej potencjał kadrowy, a do którego traci dziewięć punktów. Skoro u siebie nie wzięła z góralami pełnej puli, to znacznie ciężej będzie o jakąś zdobycz w Nowym Targu. Trudno też oczekiwać, że oświęcimianie będą regularnie punktować z zespołami walczącymi o fotel lidera, czyli Tychami, Jastrzębiem i Sanokiem, między którymi różnice są minimalne, więc każdy punkt jest dla tego tercetu na wagę złota.
Gdyby oświęcimianie chcieli przystąpić choć do ćwierćfinału z uprzywilejowanej pozycji, musieliby zająć 4. miejsce, ale o tym nie było mowy nawet na starcie drugiej fazy części zasadniczej. Dystans do Cracovii był jeszcze większy.
Ze spokojem do sytuacji podchodzi trener oświęcimian Josef Dobosz. – Może i ma swoje plusy – uważa. – Nie będzie żadnej kalkulacji, z kim lepiej byłoby nam zagrać. Przyjmiemy rywala przydzielonego przez los. W play–off nie można sugerować się wynikami z części zasadniczej. Przecież w poprzednim sezonie, w pierwszym etapie rozgrywek, Unia jak na zawołanie wygrywała z Jastrzębiem, a w walce o brąz dla niego była tłem.
Dobosz postanowił wykorzystać przerwę w rozgrywkach do poprawienia siły i wytrzymałości. – Po meczu w Podhalem chłopcy dostali wolny weekend. Spotkaliśmy się w poniedziałek, ale po południu – zdradza trener Unii. – W kolejnych dniach mamy ciężkie treningi, ale znów weekend będzie wolny. W tygodniu ligowym będziemy szli meczowym rytmem.
Dobosz podkreśla, że każdy mecz do końca fazy zasadniczej będzie zaczynał na cztery formacje, ale czy w takim samym składzie będą się kończyć, to już zależy od zawodników.