Właściciel kantoru w Dębicy niechętnie wraca do wydarzeń z 12 stycznia 2007 roku. Jest jednym z nielicznych, którzy uszli z życiem „gangowi kantorowców”. - Uratowała mnie szmaciana torba, w której mój niedoszły zabójca miał ukrytą broń. Chciał ją szybko z niej wyciągnąć, aby we mnie wycelować, ale niefortunnie zawinęła mu się ona o materiał i nie zdążył - wspomina mężczyzna.
Dębiczanin, widząc co się święci, ani myślał czekać na kolejny ruch bandyty. Gdy ten szamotał się z torbą, doskoczył do niego i zaczął się z nim szarpać. Zrobił to na tyle skutecznie, że mężczyzna, który chciał go zastrzelić, przestraszył się i rzucił się do ucieczki, gubiąc po drodze m.in. broń palną.
Napastnika tropili 9 lat
Do napadu doszło w piątek, około godz. 8 rano, niedługo po tym, jak właściciel wszedł do kantoru w centrum miasta. Mimo, że policjanci pojawili się na miejscu już w chwilę po napadzie i zabezpieczyli ślady, sprawca długo był bezkarny.
- Wobec niewykrycia napastnika, śledztwo w tej sprawie zostało po pewnym czasie umorzone - wspomina Jacek Żak, szef Prokuratury Rejonowej w Dębicy.
Po ponad 9 latach od tamtych dramatycznych wydarzeń, funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego zatrzymali 37-letniego Adama M., mieszkańca Kielc. Wcześniej nie był znany śledczym, a jego aresztowanie było efektem żmudnego badania sprawy tzw. gangu kantorowców, który siał postrach na południu Polski na przełomie 2006 i 2007 r. (patrz: ramka obok).
W Dębicy był najprawdopodobniej w towarzystwie szefa gangu - Tadeusza G., skazanego przed rokiem na dożywocie. Właśnie ten ostatni planował zabójstwa, obserwował teren i zwyczaje ofiar, dostarczał broń i przygotowywał drogi ewakuacji. Napastnicy wybierali za cel przede wszystkim nieduże miasta, w odległości nie większej niż 150 kilometrów od Kielc, aby po napadzie mogli szybko wrócić do domu.
Kulą w skroń
Ponad dwa tygodnie po ataku w Dębicy, członkowie gangu zaatakowali w Tarnowie. Ich ofiarą był 57-letni pracownik kantoru, który należał do jego córki. Na ciało mężczyzny, leżące na trawniku jednego z osiedli w rejonie ul. Słonecznej, natknęli się późnym popołudniem przypadkowi przechodnie . Zastrzelono go z bliskiej odległości. Jedna z kul trafiła 57-latka w skroń. Nikt jednak nie słyszał strzałów.
Podczas ataku napastnicy nie żądali wydania gotówki i nie prowadzili żadnych negocjacji, tylko od razu strzelali do swoich ofiar. Używali broni z tłumikiem, aby nie przyciągać uwagi. Śledczy podejrzewają, że grupa może mieć na sumieniu nawet dwadzieścia zabójstw.
- Gdyby nie zbieg okoliczności, to mnie również dosięgłaby kula. Trudno o tym zapomnieć, ale trzeba żyć dalej - wzdycha właściciel kantoru z Dębicy.
Agonia gangu?
Pierwsi członkowie „gangu kantorowców”: Tadeusz G. Wojciech W. i Jacek P. zostali zatrzymani jeszcze w 2007 roku. Cała trójka stanęła przed sądem, ale tylko ten ostatni zdecydował się współpracować ze śledczymi, za co złagodzono mu wyrok - został prawomocnie skazany na 15 lat więzienia. Tadeusz G. i Wojciech W. rok temu po raz drugi zostali skazani na dożywocie za zabicie pięciu osób w Kraśniku, Tarnowie, Myślenicach i Piotrkowie Trybunalskim. Wyrok nie jest prawomocny.
W lipcu Prokuratura Krajowa poinformowała, że przeciwko Tadeuszowi G., Wojciechowi W. i nie pojawiającemu się wcześniej w sprawie Adamowi M. (zatrzymano go kilka dni wcześniej) toczy się kolejne śledztwo. Przedstawiono im zarzuty dotyczące popełnienia zabójstw i usiłowania popełnienia zabójstw w stosunku do siedmiu osób w Ostrowie, Przeworsku i Dębicy w latach 2006-2007 (sprawy były umarzane dotąd z braku wykrycia sprawców) oraz uzupełniono zarzuty związane z zastrzeleniem kantorowca w Tarnowie. Pod koniec września CBŚ zatrzymało kolejnych pięć osób, związanych z gangiem. Prokuratura zarzuca im, że w latach 2002-2006 dopuścili się licznych rozbojów, kradzieży i włamań (m.in. dwóch napadów na właścicieli kantorów w Olkuszu, napadu na kierowcę tira w Jaworniku).