Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy nie chcieli pomóc bezpańskiemu psu

Magda Hejda
Do takiego stanu doprowadziła Bogusia bezduszność ludzi. Teraz lekarze walczą o jego życie
Do takiego stanu doprowadziła Bogusia bezduszność ludzi. Teraz lekarze walczą o jego życie Władysław Morawski
Do redakcji przyszedł e-mail. Przy stacji benzynowej w Zakrzowie koczuje pies. Straż miejska powiedziała, że go nie wezmą, bo gmina nie ma podpisanej umowy ze schroniskiem. W Urzędzie Gminy obiecali, że zajmą się sprawą, ale mija kolejny tydzień i nic. Pies mieszka w krzakach od grudnia - napisała Czytelniczka.

W najbliższym czasie podpiszemy umowę ze schroniskiem w Mysłowicach - mówi Anna Karasińska, która w Urzędzie Miasta i Gminy Niepołomice zajmuje się bezdomnymi zwierzętami. No, ale psa trzeba zabezpieczyć teraz, można go czasowo umieścić w hotelu dla psów - radzę. Mija kolejny tydzień, spada śnieg, pies czeka. Podobno jest płochliwy i trudno go złapać. Wysyłam do urzędu zdjęcia psa i numer telefonu Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które może pomóc w odłowieniu zwierzaka. Mijają dni, kundel tkwi na stacji. Ludzie nie mogą już dłużej patrzeć na jego poniewierkę. Ktoś z mieszkańców przygarnia psa.

Na drodze

Zabierzów Bocheński - na środku drogi leży pies, nie ma siły, żeby zrobić kolejny krok. Ze sklepu wraca emerytka - pani Tosia. Próbuje go zabrać, ale jest duży, nie udźwignie go. Wraca do domu po obrożę i smycz. Każdy krok sprawiał mu ból, więc w żółwim tempie docierają do domu. Wreszcie jest ciepło, znalazło się coś do jedzenia, ale tu trzeba lekarza, pies jest bardzo pogryziony. To przekracza możliwości emerytki. Nie ma ani pieniędzy, ani samochodu, ma tylko gromadę przygarniętych psów. Kilka dni przed Wielkanocą rozmawiamy o zbliżających się świętach, Pani Tosia prosi o pomoc dla czworonoga.

Obowiązek gminy

Zapewnienie opieki bezpańskim zwierzętom to obowiązek gminy, a pies został znaleziony w gminie Niepołomice. Gmina powinna mieć podpisaną umowę nie tylko ze schroniskiem, ale też z lekarzem weterynarii, który udziela pomocy rannym zwierzętom. Na moją prośbę Beata Porębska z KTOZ proponuje Annie Karasińskiej z Urzędu Gminy, że pies przez pewien czas może zostać u starszej pani, a wolontariusze mogą go zawieźć do lekarza. Gmina ma tylko zapewnić opiekę weterynaryjną.

Urzędniczka obiecuje, że oddzwoni zaraz, jak tylko skonsultuje sprawę z burmistrzem. - Mijają dwie godziny i nic, więc telefonuję jeszcze raz - opowiada inspektorka KTOZ. Okazuje się, że jeszcze nie ma zgody burmistrza. Wyjaśniam więc, że oczekuję informacji, do której lecznicy trafi pies, a nie czy będzie na to zgoda, bo gmina ma obowiązek zabezpieczyć ranne zwierzę. W końcu straż miejska zabiera psa do lecznicy. Gdzie trafi potem? Urzędniczka jeszcze nie wie. Będziemy sprawę dalej pilotować - zapowiada inspektorka.

Buda

Proponuję gminie zamieszczenie ogłoszenia o możliwości adopcji psa w ,,GK". Na zdjęciu, które dostaję od urzędniczki, niewiele widać. Skulony pies leży w budzie. Inspektorzy KTOZ mają interwencję w pobliżu i obiecują zrobić lepsze zdjęcia. Okazuje się, że pies trafił do kojca przy stadninie koni. Nie wychodzi z budy, bo z trudem utrzymuje się na łapach, ma ropiejące rany. Inspektorka znowu interweniuje w Urzędzie Gminy, tłumaczy, że pies w takim stanie i w takich warunkach nie przeżyje. Urzędniczka znów konsultuje się z przełożonymi. Potem już nie odbiera telefonu. Jest piątek, temperatura nocą spadnie do kilkunastu stopni poniżej zera.

Gmina mówi "nie!"

Jadwiga Osuchowa, prezes KTOZ podejmuje decyzję - przewieźcie psa do krakowskiego schroniska. Trzeba go ratować, a gmina później dostarczy pismo do Urzędu Miasta. Anny Karasińskiej już nie ma, odsyłają mnie od pokoju do pokoju - mówi Beata Porębska. Burmistrza nie ma, zastępca jest zajęty, kolejna urzędniczka twierdzi, że pies był w takim stanie, że lekarz chciał go uśpić, ale dał mu szansę. Teraz ma dobrą opiekę. - Nie wyrażamy zgody na zabranie go do schroniska - mówi.

Prezes KTOZ deklaruje, że gmina nie musi płacić za pobyt i leczenie psa w azylu, wszystkie koszty pokryje towarzystwo. Urzędnicy dalej mówią "nie!". Pies ma zostać w budzie. Inspektorka prosi o kontakt z sekretarzem gminy. Pani sekretarz nie znajduje czasu na rozmowę, przez urzędniczkę przekazuje. - Nie zgadzamy się na przewiezienie psa do schroniska.

"Jest w dobrych rękach"

Beata Porebska prosi mnie o pomoc. Telefonuję do urzędu i pytam, dlaczego nie chcą oddać psa, dlaczego skazują zwierzę na śmierć, gdy ktoś chce bezinteresownie je ratować? I znów ta sama śpiewka - nie ma zgody - pies jest w dobrych rękach, proszę rozmawiać z lekarzem, ja innej decyzji nie podejmę. A poza tym już jest po godzinach urzędowania. Nalegam. Urzędniczka zapisuje numer mojego telefonu i obiecuje, że oddzwoni do mnie sekretarz gminy. Czekam godzinę, telefon milczy, a potem w urzędzie nie ma już nikogo. Jest piątek, zbliża się godzina 16.

"Dzisiaj pies już goni"

Zbigniew Pawliński, lekarz weterynarii, który zajmuje się psem, zapewnia mnie - absolutnie nie ma potrzeby przewożenia psa do schroniska. Dostał wszystkie potrzebne lekarstwa i dzisiaj już goni. Jak to goni? - dziwię się. Inspektorzy mówią, że słania się na łapach! Lekarz zapewnia - pies goni, to nie było pogryzienie. Potrącił go samochód, ma tylko rozerwane ucho na długość dwóch centymetrów. Skoro potrącił go samochód, to czy było zrobione rtg? - pytam. - Nie ma takiej potrzeby - brzmi odpowiedź. Lekarz obiecuje - dzisiaj jeszcze zrobię mu zastrzyk i każę przenieść do stajni.

Burmistrz zgadza się!

Mam poczucie winy i bezsilności. Pies nie przeżyje mroźnego weekendu, u pani Tosi byłoby mu przynajmniej ciepło. Ostatnia szansa to Roman Ptak, burmistrz Niepołomic. No ale jest piątek, godzina 17. Ktoś ze znajomych zna numer telefonu komórkowego burmistrza. Telefonuję, burmistrz zgadza się, pies może jechać do schroniska. Informuję zarządzającego stadniną o decyzji burmistrza. No i cóż słyszę? Nie wydam psa, dopóki nie zadzwoni do mnie burmistrz! Kolejny telefon, burmistrz obiecuje, że zawiadomi stadninę. Wieczorem inspektorzy zawożą psa do schroniska. Nazwali go Boguś.

Boguś trzymaj się!

Ma pogryziony kark, głowę, podbrzusze, łapy, grzbiet, pachwiny. Po ogoleniu sierści odór jest nie do zniesienia, rany są potwornie zaropiałe, zakażone. Nie wystarczyło ich oczyszczenie, wdała się martwica, trzeba było usunąć całe płaty skóry. Lekarze zakładają cewnik, bo pies ma pogryzione prącie i nie może oddać moczu. Od dwóch tygodni codziennie dostaje kroplówkę, miał przetaczaną krew. Jest jeszcze słabiutki - mówią lekarze, rokowania są ostrożne, ale bardzo garnie się do życia. Ujął ich wszystkich wielką łagodnością. Cierpliwie znosi zabiegi, chociaż cierpi. Delikatność na czterech łapach. Oceniają go na 6 lat. Mam nadzieję, że wyzdrowieje. To dobre, kochane psisko, jeśli możecie go przygarnąć / po zakończeniu leczenia/ dzwońcie. Tel. 602 11 86 59

Postępowania urzędników z Niepołomic nie skomentuję. Po prostu szkoda słów!

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska