Schody runęły 6 listopada 2011 r. w kamienicy, w której działały cztery kluby. W budynku bawiło się wtedy ok. 2 tys. osób. Konstrukcja zawaliła się między pierwszym a drugim piętrem. Straż pożarna musiała ewakuować część balowiczów przez okna i sąsiednie budynki. Ok. 20 osób zostało rannych.
Nadzór budowlany uznał wypadek za katastrofę budowlaną. Szybko wydał nakaz wyłączenia całego budynku z użytkowania. W drzwiach pojawiła się żelazna krata.
Po dziewięciu miesiącach okazuje się, że według sądu urzędnicy zadziałali zbyt pochopnie. "Skoro stan faktyczny tej sprawy pozwalał na częściowe ograniczenie możliwości korzystania z budynku, to organy przede wszystkim powinny zastanowić się, czy tylko takie wyłączenie nie spełni swojego celu, jakim jest zabezpieczenie miejsca, aby chronić życie i zdrowie ludzi oraz mienie"- czytamy w wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie.
Przez decyzję nadzoru właściciel nie mógł wynajmować dwóch pomieszczeń na parterze (salon fryzjerski i ciucholand), piwnicy i dwóch lokali na pierwszym piętrze pod trzy kluby (Kitsch II, Caryca, Łubu Dubu) oraz całej oficyny, gdzie mieścił się hostel. Miejsca te w ciągu minionych dziewięciu miesięcy mogły przynieść zyski idące w setki tysięcy złotych.
- Ten wyrok sądu nas cieszy - mówi Aleksander Rączka, syn właściciela budynku.- Ponieśliśmy straty. Nie wiemy, czy będziemy występować o odszkodowanie. Na razie zastanawiamy się, jak wyremontować budynek i go zagospodarować - dodaje.
Żal mają też najemcy lokali. - Przez pół roku mój salony fryzjerski był nieczynny, mimo iż w lokalu nic nikomu nie groziło. Musiałem się wyprowadzić w inne miejsce. Straty idą w dziesiątki tysięcy złotych - mówi Paweł Doupal, właściciel salonu fryzjerskiego. - To była nadgorliwość urzędników. Próbowałem kilka razy ich przekonać, ale bez skutku - dodaje.
Nadzór budowlany nie zgadza się z wyrokiem i nie czuje się winny. - Skorzystaliśmy już z możliwości złożenia skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Nie będziemy oceniać wyroku sądu. Podjęliśmy w tej sprawie działania, które uznaliśmy za słuszne i zgodne z prawem - mówi Artur Kania, małopolski inspektor nadzoru budowlanego. - Nie będziemy komentować też hipotetycznych działań drugiej strony, ewentualnych roszczeń - kwituje.
Spór o pieniądze, na razie "drobne", już się rozpoczął. Sąd nakazał pokryć urzędnikom koszty postępowania sądowego - ok. 700 zł (nie będą musieli ich płacić, jeśli wygrają przed NSA). Tymczasem nadzór nie może wyegzekwować mandatu 1000 zł za brak ekspertyz budynku, których domagał się od właściciela. W tej sprawie Rączka również poszedł do sądu.
Tymczasem winnego wypadku szuka prokuratura. Śledztwo jednak się przeciąga. Miało zostać zakończone 7 września, ale potrwa do października.
- Na razie prowadzimy śledztwo w sprawie, a nie przeciwko komuś. Biegli oceniają stopień uszkodzenia ciała poszkodowanych i całą dokumentację - mówi Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
W szpitalu zlekceważono zgwałconą pacjentkę? Prokuratura sprawdza
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!