Festiwal Kiepury to już legenda, bywali tu wszyscy, a atmosfera dawnej Krynicy przeszła do legendy. Jak na tak wiekowe wydarzenie trzyma się wciąż dobrze, choć jest po przejściach, o których melomanom nie trzeba przypominać. Od kilku lat Festiwalem Kiepury kieruje prof. Tadeusz Pszonka.
Kto w tym roku odpuścił Krynicę, nie znajdując w programie wielkich nazwisk, do jakich przyzwyczaił Festiwal, może żałować.
Trzeba było przyjechać tu, żeby usłyszeć i zobaczyć fenomenalny zespół Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej. Lwowskich artystów można było zobaczyć tu w klasycznym wykonaniu "Rigoletta" Verdiego z długo oklaskiwanymi partiami Gildy w wykonaniu młodej sopranistki Marianny Tsvietinskiej i tytułowego Rigoletta, w którego wcielił się poruszający Orest Sidir. Wokalne popisy solistów ze Lwowa wypełniły też galę przebojów Verdiego z okazji 210. rocznicy urodzin kompozytora. Wówczas na krynickiej scenie pojawiła się primadonna Opery Lwowskiej, sopranistka Liubov Kachala, ponownie publiczność mogła usłyszeć solistów znanych z "Rigoletta": Mariannę Tsvietinską i Mykhaila Malafiiego.
Serca publiczności podbili lwowianie również baletem "Don Kichot". Klasyczny balet, znana historia, piękne kostiumy i maestria wykonania to przepis na sukces lwowskich artystów, którzy wiedzą, jak połączyć piękno tańca i technikę, by osiągnąć efekt zapierający dech w piersi. Nic dziwnego, że lwowski balet uważany jest za jeden z najlepszych w Europie.
Warto było przyjechać także dla operetki, a właściwie dla Aleksandry Orłowskiej - fenomenalnej solistki Opery Narodowej w Warszawie, którą w Krynicy można było podziwiać w roli Sylvii Varescu w "Księżniczce czardasza". Nawet zgrane szlagiery operetki Kálmána w wykonaniu Opery Śląskiej z Bytomia zabrzmiały niezwykle świeżo. Za pulpitem dyrygenckim stanął wybitny Tomasz Tokarczyk, który po rozstaniu z Operą Krakowską został kierownikiem muzycznym Opery Śląskiej.
Nie było przesadnie śmiesznie i zabawnie - choć były momenty, na które publiczność reagowała adekwatnie - w interpretacji artystów z Bytomia "Księżniczka czardasza" była sentymentalnym i pełnym melancholii powrotem do klimatu lat międzywojennych.
W Krynica gościła też Opera Krakowska ze swoją "Traviatą" w uwspółcześnionej wersji. Porzucenie historycznego kostiumu i minimalistyczna scenografia pozwoliły wydobyć wątek psychologiczny, to na nim skupił się reżyser, nieżyjący już Krzysztof Nazar. Cóż, w Krynicy w "Traviacie" można było oklaskiwać jedynie Adama Szerszenia.
Warto było przyjechać także, by w koncercie otwierającym festiwal usłyszeć chorwacką sopranistkę Dariję Auguštan, wschodzącą gwiazdę, obdarzoną niezwykłym głosem i charyzmą. Publiczność gromkimi brawami nagrodziła artystkę m.in. za arię Adriany „Ecco respiro appena... Io son l’umile ancella..." z opery „Adriana Lecouvreur” Francesca Cilei czy partię Lauretty "O mio babbino caro” z dzieła Giacomo Pucciniego "Gianni Schicchi”.
Warto było przyjechać także dla wielu kameralnych koncertów, w których w wypełnionej po brzegi Sali Balowej Starego Domu Zdrojowego prezentowali się młodzi artyści, nierzadko pokazując wielki kunszt i wspaniałe możliwości. Nie zawsze wielkie nazwiska są gwarantem wielkich przeżyć.
Od września duże zmiany dla kierowców
