Pod koniec sierpnia na klatkach schodowych bloków przy ulicy Podhalańskiej i Generała Maczka pojawiły się ogłoszenia, w których zarząd Nowotarskiej Spółdzielni Mieszkaniowej (NSM) prosił rodziców i opiekunów dzieci mieszkających w blokach innych, niż Podhalańska 2, by nie przyprowadzali swoich pociech na plac zabaw znajdujący się przy "dwójce".
- Musieliśmy to zrobić, bo docierały do nas skargi od właścicieli mieszkań w bloku Podhalańska 2, którzy narzekali na hałas, jaki powodują dzieci bawiące się w piaskownicy czy na huśtawkach - mówią pracownicy spółdzielni, po czym dodają, że choć dla nich takie roszczenia są co najwyżej dziwne, to jednak plac zabaw nie jest własnością spółdzielni, tylko w równej części należy do każdego z właścicieli 100 mieszkań w bloku. - Osoby, którym przeszkadzają huśtawki, powołały się na prawo własności i stwierdziły, że nie chcą, by obce dzieci bawiły się na "ich majątku" - mówi Jarosław Jakobiszyn, prezes NSM.
Zakaz dalej obowiązuje, choć nie wszyscy mieszkańcy go popierają. Wczoraj odwiedziliśmy plac zabaw przy bloku Podhalańska 2. Z mamą czy babciami bawiło się tam kilka maluchów. - Jestem zniesmaczona tym co wymyślili ci ludzie - mówi pani Maria, mieszkanka tego bloku, która nie chce podawać nazwiska. - Ja mam dwie wnuczki, które lubią się tu bawić. Wątpię, by 5-latek hałasował tak głośno by to komuś nie dało żyć. - Dokładnie - dodaje pani Zofia, mama 4-letniego Stasia. - Głupie jest dla mnie dzielenie dzieci na "swoje" i te z bloku obok. Przecież to czysta paranoja. Mój syn ma koleżankę z bloku nr 4. I co mam jej teraz powiedzieć? "Dziecko idź stąd, bo cię tu nie chcą"? Zresztą jak respektować ten zapis? No chyba że sąsiedzi wynajmą ochroniarzy, którzy będą tu legitymowali każdego malucha...
Mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy, żalą się też, że od kiedy po Nowym Targu rozeszła się informacja, że nie chcą "obcych dzieci" na placu zabaw, stali się obiektem złośliwości. - Na początku ludzie sąsiednich bloków chcieli nas niemal zlinczować - mówi 70-letni Dariusz Gut, który jako jedyny zgodził się podać swoje nazwisko. - Tłumaczymy im, że pod apelem o zamknięcie placu zabaw podpisały się tylko 22 osoby z ponad 200 tu mieszkających.
Wprowadzenie selekcji przy piaskownicy to jednak nie koniec pokoleniowej wojny przy Podhalańskiej. Przeciwnicy huśtawek złożyli bowiem właśnie w spółdzielni pismo z prośbą o likwidację stojącego przy huśtawkach boiska do koszykówki. - Panu może wydaje się to śmieszne, ale nam naprawdę ono przeszkadza - mówi jedna z kobiet, która podpisała wniosek. - Jestem starsza, schorowana i potrzebuję spokoju. A tu tylko ciągle słyszę odbijanie piłki o asfalt i przekleństwa młodzieży. Mam tego dość.
Teraz o dalszym losie boiska zdecydują wszyscy mieszkańcy bloku. - Wysłałem do każdego ankietę, w której proszę o opowiedzenie się za likwidacją boiska lub jego pozostawieniem - mówi prezes Jakobiszyn. - Mają do mnie wrócić do końca września. Zrobiłem to, bo na razie boisko przeszkadza tylko 22 osobom. Jeśli reszta w 100 procentach ich poprze, obiekt zniknie. Jeśli choć jeden właściciel opowie się za zostawieniem boiska, to ono zostanie.
Protestującym pozostanie wówczas tylko sąd. - Boisko jest więc uratowane - cieszy się pani Maria. - Większości z nas ono nie przeszkadza. Istnieje od 30 lat i powinno stać tu dalej. - Cała sytuacja jest jednak przykra - kończy prezes Jakobiszyn. - Też mieszkam w bloku i uważam, że ludzie powinni się nauczyć lepiej koegzystować we wspólnocie. Ja na przykład nie mam samochodu, ale za to mam parking po oknem. I jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, by go zlikwidować...
Egoizm ważniejszy od potrzeb grupy
prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Niestety, sytuacja z Nowego Targu czy Zakopanego, gdzie grupie ludzi przeszkadza plac zabaw, nie jest dla mnie niczym nowym. O tym, że w różnych częściach Polski grupy ludzi bojkotują podobne miejsca, słyszę co pewien czas. To bardzo przykre. Rozumiem, że ludzie starsi mają potrzebę życia w spokoju, a dzieci są z natury dosyć głośne, ale to wcale nie znaczy, że obie grupy nie mogą ze sobą koegzystować. Przecież obserwowanie, jak maluchy się bawią w piaskownicy jest dla wielu z nas bardzo miłe. Niestety, w Polsce coraz częściej widzimy, jak bardzo zdeformowało się rozumienie słowa demokracja. Wielu naszym rodakom wydaje się, że oznacza ono, że to oni muszą mieć rację i jeśli cokolwiek się im nie podoba, to zaraz muszą z tym walczyć. W gruncie rzeczy więc bardzo współczuję ludziom, którzy blokują dzieciom dostęp do huśtawek. Wydaje mi się, że wewnętrznie muszą oni być bardzo nieszczęśliwi i zgorzkniali.
Pamiętacie? W Zakopanem też nie lubią huśtawek...
Historia z Nowego Targu to nie pierwsza "wojna o huśtawki", jaka rozgorzała na Podhalu w ostatnim czasie. Pod koniec lipca pisaliśmy o proteście mieszkańców okolic parku miejskiego w Zakopanem, którzy napisali pismo do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, w którym sprzeciwiali się otwarciu parku po remoncie.
Ich zdaniem, stojące w nim instalacje (huśtawki, karuzele, boisko do koszykówki i skatepark) będą powodowały zbyt duży hałas. - Nie mamy wyboru - mówili "Gazecie Krakowskiej" wówczas pracownicy nadzoru budowlanego. - Nie pozwolimy na otwarcie miejskiego ogrodu, dopóki sprawa zarzutów tych państwa nie zostanie wyjaśniona.
Ostatecznie park już działa. Pismo spowodowało jednak, że zaplanowane początkowo na koniec lipca otwarcie zostało przesunięte o ponad miesiąc - na początek września.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+