Jak na razie pracownicy otrzymywali wynagrodzenia regularnie, ale prezes zarządu Lucjan Widlarz wyznaje, że pensje za grudzień mogą przyjść z opóźnieniem. - Grudzień to okres, w którym prawie nie ma produkcji, znaczna część załogi jest na zaległych urlopach - tłumaczy Widlarz.
Problemy wadowickiej firmy zaczęły się równo rok temu wraz z nadejściem kryzysu. Ministerstwo Obrony Narodowej ,szukając oszczędności, ograniczyło do minimum zamówienia na sprzęt pancerny, czyli między innymi na czołgi i wozy bojowe.
- Taka sytuacja ma potrwać nawet dziesięć lat. Ponadto z powodu światowego kryzysu nie mamy też zamówień eksportowych - mówi prezes "FUMiS-bumar". Fabryka zatem nie ma co liczyć na dalszą produkcję części do czołgów i dlatego się przebranżawia. Spółka produkuje więc konstrukcje stalowe oraz urządzenia dla górnictwa.
- Jednak zastąpienie produkcji zbrojeniowej produkcją cywilną nie jest wcale proste - wyznaje Lucjan Widlarz. Trudna jest przede wszystkim walka o rynki zbytu. Spółka, chcąc się ratować, sprzedaje swój majątek, a dokładniej - trzy hale produkcyjne. - To nie jest tak, że się wyprzedajemy, po prostu te hale są nam niepotrzebne. Zakład był przewidziany na tysiąc pracowników, a zatrudniamy dwustu. Utrzymywanie hal, w których nikt nie pracuje, jest bez sensu i dlatego je sprzedajemy - wyjaśnia.
Tadeusz Grzybczyk, przewodniczący Związku Zawodowego Metalowców, który w wadowickim Bumarze przepracował ponad 30 lat, przyznaje, że smutno jest chodzić po pustych halach. - Kiedyś tu był prawdziwy hałas, fabryka żyła - wspomina Grzybczyk.
Ma nadzieję, tak jak szefostwo spółki oraz pracownicy, że przyszły rok przyniesie zmiany, i to na lepsze - gdyż od 21 grudnia wadowicki "FUMiS-bumar" został wchłonięty przez Grupę Bumar. Ta konsolidacja ma wyjść fabryce w Wadowicach na dobre.
- Liczymy przede wszystkim na pomoc finansową. Grupa Bumar będzie naszym gwarantem na zaciągnięcie ewentualnych pożyczek. Trwają też rozmowy o kontrakty eksportowe, skonsoliduje się również przemysł zbrojeniowy - informuje prezes wadowickiej spółki Lucjan Widlarz.
Nowy właściciel na pewno przeprowadzi restrukturyzację w zakładzie. Pracownicy boją się tylko, by ta nie wiązała się ze zwolnieniami. W tym roku odeszło już ponad 20 osób. Większość z nich to pracownicy, którzy odeszli na świadczenia emerytalne. - Dalsza redukcja nie ma sensu, bo przecież ktoś musi pracować - wyznaje Widlarz. Plany Grupy Bumar wobec wadowickiej fabryki będą znane w połowie stycznia.
