80 pracowników Poczty Polskiej SA z powiatu wadowickiego, czyli większość, grozi strajkiem. Listonosze żądają tysiąca złotych podwyżki i zmniejszenia rewirów, po których muszą rozwozić przesyłki.
- Jesteśmy przeciążeni robotą, nosimy nieraz po trzy torby pełne listów i często pracujemy jeszcze po godzinach, wożąc przesyłki po górzystych przysiółkach własnymi samochodami. Albo prezes się zgodzi na nasze postulaty albo będzie strajk. Do tej pory byliśmy ignorowani - tłumaczy Piotr Mamcarczyk, doświadczony listonosz z Andrychowa.
Dziś, w czwartek, w oddziale poczty przy ulicy Lwowskiej w Wadowicach, dojdzie do negocjacji protestujących z przedstawicielami kierownictwa poczty. Wczoraj atmosfera w tej placówce była bardzo napięta. Naczelnik poczty odmawiał rozmów z dziennikarzami, a jego podwładni skarżyli się, że zasugerowano im, by nie wypowiadali się publicznie.
Przebieg negocjacji też zostanie utajniony. - Rozmowy będą się toczyć w trybie wewnętrznym, bez udziału mediów czy osób z zewnątrz - wyjaśnia Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej SA.
Gniew doręczycieli przesyłek spowodowany jest, jak twierdzą, przede wszystkim bardzo niskim uposażeniem.
- W tej chwili listonosz rozpoczynający pracę zarabia 1499 zł na rękę. To za mało, by myśleć o założeniu rodziny, nie mówiąc już o jej wyżywieniu, a po kredyt do banku też nie ma po co iść, bo wyśmieją. Za nadgodziny nic nie dostajemy - skarży się Piotr Mamcarczyk, doświadczony listonosz z Andrychowa. Wyliczył, że za pełny etat, 170 godzin pracy miesięcznie otrzymuje 2150 zł wynagrodzenia zasadniczego brutto. Twierdzi, że za takie pieniądze coraz bardziej nie chce się mu przychodzić do pracy.
- Więcej zarobić można nawet na kasie w hipermarketach - tłumaczy. Listonosze pocztę dostarczają własnymi, prywatnymi samochodami. I tego też mają już dość.
- Płacą nam po 83 grosze za kilometr. Stawka nie zmieniła się od 10 lat, podczas gdy paliwo drastycznie podrożało w tym czasie - opowiada. Stracili też prawo do miesięcznych premii w wysokości 100 i 150 zł brutto.
- Zabrano nam je bez słowa wyjaśnienia. Po prostu pewnego dnia zmuszeni byliśmy do podpisywania w tej sprawie aneksów pod groźbą utraty zatrudnienia - opowiada nam anonimowo jeden z wadowickich listonoszy.
Pracownicy poczty mają też drugi postulat. Twierdzą, że są przeciążeni nadmierne rozdmuchaną listą obowiązków. Wszystkiemu winne jest tu tak naprawdę zamieszenie związane z przetargami na doręczanie listów poleconych z sądów.
- Kilka lat temu Poczta Polska straciła tę usługę na rzecz In Postu. Wtedy zmniejszono nam ilość rejonów do obsługi, po prostu powiększając je, a część ludzi pozwalniano.
- Teraz gdy nasza firma znów jest monopolistą, to zamiast zatrudnić z powrotem ludzi, orze się nami, dokładając pracy. Takich rejonów obsługujemy teraz po kilka - opowiada Mamcarczyk.
Tłumaczy, że wielu pracowników po prostu fizycznie nie daje rady dowozić listów na tak rozległym terenie, który dodatkowo w powiecie wadowickim pełen jest górzystych, trudno dostępnych przysiółków.
- Chłopaki nie wytrzymują. Teraz ośmiu poszło na zwolnienia lekarskie. Byli wykończeni, bo z roboty przed zapadnięciem zmroku nigdy nie wracali. Pozostali w naszym oddziale, czyli 14 osób, musi teraz tyrać też za nich na ich rejonach - mówi wadowicki listonosz. - Idąc na rejon, dźwigamy nieraz po trzy torby pełne przesyłek, a jeszcze i tak trzeba nieraz wracać po resztę listów - dodaje.
Blisko 80 listonoszy z terenu powiatu wadowickiego w końcu się zbuntowało.
Grożą, że w ramach strajku przestaną dostarczać przesyłki, a jeśli i to nie pomoże, po prostu masowo będą się zwalniać i sparaliżują tym samym pracę miejscowych oddziałów pocztowych.
- Miesiąc temu wysłaliśmy list z naszymi postulatami do szefa poczty w Warszawie Przemysława Sypniewskiego. Do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi - skarżą się.
Dziś po godzinie 16 w Wadowicach dojść ma do rozmów załogi z przedstawicielami spółki.
- Poruszymy ze związkami zawodowymi tematy wynagrodzeń. Konsultujemy system premiowy tak, aby premie znowu stały się bardziej dostępne dla pracowników. Poczta, w miarę swoich możliwości i posiadanych zasobów, stara się dzielić zyskami z pracownikami - przekonuje Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej SA.
