Za niespełna dwa tygodnie w Wadowicach odbędzie się referendum w sprawie odwołania burmistrz Filipiak. Część mieszkańców chciała z nią wczoraj się spotkać. W tym wyznaczonym dniu petenci kierowani byli jednak do sekretarza gminy.
Nigdzie nie było informacji, że termin spotkań został przeniesiony na inny dzień. Ewa Filipiak pojawiła się dopiero o godz. 15.
Reporterzy "Gazety Krakowskiej" postanowili sprawdzić, czy faktycznie tak ciężko umówić się z burmistrz Filipiak. Godz. 12, dzwonimy do sekretariatu.
- Pani Filipiak jest w delegacji i nie będzie jej dziś w urzędzie - informuje sekretarka. - Ale to jedyny dzień przed referendum, w którym mogę się z nią spotkać - informujemy sekretarkę, która pozostaje niewzruszona.- Nie znam innego terminu. Proszę dzwonić jutro i może coś się uda załatwić, ale nie obiecuję, bo burmistrz jest bardzo zajęta - tłumaczy sekretarka.
O godz. 15 burmistrz wraca do urzędu. Na rozmowy z mieszkańcami przeznaczyła wczoraj jedynie nieco ponad godzinę.
Wielu mieszkańców, których wczoraj spotkaliśmy na rynku w Wadowicach, ma ten sam problem w kontaktach z Ewą Filipiak. - Tak nie powinno być, żeby lekceważyła mieszkańców - mówi 65-letni Ryszard Flak z Wadowic. - Znam jej ojca i ze względu na niego do referendum nie pójdę - tłumaczy, kończąc rozmowę.
Janina Sporek z gminy Wadowice wczoraj chciała poradzić się burmistrz w sprawie przekwalifikowana działki z rolnej na budowlaną. I ona nie znalazła pomocy w urzędzie.
- Staram się o przekwalifikowanie już od trzech lat - mówi kobieta. - Córka z zięciem chcą się budować, chodzą od drzwi do drzwi, więc myślałam, że może ja coś załatwię. Myliłam się. Nie chcę rozmawiać z sekretarzem ani z rzecznikiem. W końcu to nie oni, tylko burmistrz rządzi gminą - tłumaczy.
Zofia Siłkowska od lat walczy o podpięcie swojej kamienicy do miejskiej kanalizacji i sieci ciepłowniczej, które remontowane były przy okazji rewitalizacji pl. Jana Pawła II. Niestety, do dziś nie doczekała się odpowiedzi w swojej sprawie. Ta sytuacja była początkiem walki jej i siostry z magistratem.
- Wysłałam do urzędu setki pism i do dziś nie dostałam żadnej odpowiedzi. Czekam od 2009 roku. Tak władza traktuje zwykłych mieszkańców Wadowic - mówi Zofia Siłkowska.
Burmistrz Wadowic nie zgadza się też na rozmowy z dziennikarzami. W jej imieniu zawsze wypowiada się rzecznik Urzędu Miasta Stanisław Kotarba. Jak twierdzi burmistrz: "On jest od brudnej polityki".
Także wczoraj mieszkańców Kęt miał przyjmować burmistrz Tomasz Bąk. Przełożył jednak spotkania, ponieważ wiedział, że nie będzie go w urzędzie. Petentów ma przyjmować dzisiaj.
Jak przyjmują:
Ewa Filipiak, burmistrz Wadowic, przyjmuje dwa razy w miesiącu, jednak wczoraj miała jedynie godzinę dla mieszkańców.
Tomasz Żak, burmistrz Andrychowa, przyjmuje w każdy wtorek miesiąca. Dodatkowo w pilnych sprawach dostępny jest w pozostałe dni robocze.
Janusz Chwierut, prezydent Oświęcimia, także przyjmuje w każdy wtorek.
Tomasz Bąk, burmistrz Kęt, przyjmuje we wtorki. W pozostałe dni dostępny jest dla mieszkańców w pilnych sprawach.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+