Iskrą, która podpaliła lot związkowego protestu, było 10 tysięcy zł nagrody od starostwa dla dyrektorki szpitala Urszuli Lasy.
- Będę bronił tej decyzji, bo uważam, że dyrektorka się stara. Zadłużenie szpitala maleje i wszystko zmierza w dobrym kierunku - przekonuje starosta Jacek Jończyk.
Tymczasem w tym roku kontrakt wadowickiego szpitala z NFZ będzie mniejszy o 1,5 mln zł. W ubiegłym roku wynosił on 49,6 mln zł. Ponadto wszystko wskazuje na to, że miniony rok szpital zakończy na minusie.
Jak przekonuje starosta Jończyk, z powodu rozbudowy sytuacja placówki jest trudna. Uważa, że pracownicy powinni to rozumieć i nie domagać się takich podwyżek. - Realizacja ich postulatów kosztowałaby 4 mln zł, a później co miesiąc trzeba by wydać po kilkaset tys. zł dla ponad sześciuset pracowników - mówi starosta Jończyk.
Pracownicy szpitala odpierają, że jak oszczędzać, to solidarnie.
- Pani dyrektor jedzie na tym samym wózku, co my. Ona ma nagrodę, to my też powinniśmy dostać. Albo wszyscy powinni zaciskać pasa - mówią w szpitalu.
Spór pomiędzy pracownikami, a dyrektorką Urszulą Lasą w sprawie podwyżek pensji, zjednoczył wszystkie związki zawodowe działające na terenie szpitala, także Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Podniesienie pensji o siedem proc. wszystkim pracownikom Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej, to średnio po 200 zł na osobę, nagrody to też ok. 200 zł, a roczne nagrody, to wysokość jednej pensji dla każdego.
Związkowcy domagają się pieniędzy od kilku miesięcy, ale dopiero teraz zapisali swe postulaty. Zanieśli je do Urszuli Lasy 8 grudnia ubiegłego roku i wyznaczyli termin uzyskania konkretnych odpowiedzi do 20 grudnia. Ponieważ dyrekcja nie zareagowała na żądania, związkowcy weszli z nią w spór zbiorowy. - Zarabiamy skandalicznie mało. Większość koleżanek dostaje na rękę 1300 zł - mówi pielęgniarka Janina. Dodając, że ona po osiemnastu latach pracy ma 1770 zł brutto, w tym jest 18 proc. wysługi lat oraz 50 zł dodatku za licencjat. Do portfela dostaje więc co miesiąc tylko niespełna 1400 zł.
Inna pracowniczka szpitala, Maria, dodaje. - Owszem, niektóre pielęgniarki mogą dorobić w nadgodzinach, ale chyba nie o to chodzi, żeby pracować także w niedziele i święta, bez odpoczynku. Nasze zarobki powinno się przeliczać na godziny, a nie uśredniać.
O tym, na jakim etapie są negocjacje, związkowcy nie chcą rozmawiać. Tłumaczą, że dziś spotykają się z dyrekcją szpitala oraz starostwem i do tego czasu zobowiązali się nie udzielać informacji prasie.
- Dlatego nic dziś nie mogę powiedzieć - mówi Renata Mikołajczyk, przewodnicząca Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+