Rodzina Balonów z Babicy w gminie Wadowice przeżyła dramat we wtorkowy wieczór. W pożarze spłonęła część domu i zabudowania gospodarcze.
- Byłam w mieście, w Wadowicach. Szłam od głównej drogi do domu. Już z daleka, jak byłam na górce, zobaczyłam płomienie. Nogi zrobiły mi się jak z waty, osunęłam się na drogę - mówi Zofia Balon z Babicy.
W domu były dzieci
Wewnątrz budynku mieszkalnego były małe dzieci i dziadek. Rodzice maluchów byli w pracy. Wszyscy zaczęli uciekać.
- Widzę, że okno w jednym pokoju jest otwarte i płomienie oraz dym idą do środka. Rzuciłem się, żeby gołymi rękami zamknąć plastikowe okno i wtedy zostałem poparzony - mówi 67-letni Michał Balon. Dodaje, że gdyby okna nie zamknął, to ogień strawiłby wszystkie pokoje z wyposażeniem.
WIDEO: Pogorzelcy czekają na pomoc
Autor: Robert Szkutnik
- Najpierw ogień objął stodołę, stajnię i szopę z narzędziami, a potem przerzucił się na dom - mówi mł.bryg. Krzysztof Cieciak, rzecznik prasowy PSP w Wadowicach.
Z żywiołem walczyły cztery zastępy PSP z Wadowic i Andrychowa oraz osiem jednostek ochotniczej straży pożarnej z Witanowic, Jaroszowic, Choczni, Kleczy i Wysokiej.
Dom udało się uratować, ale straty są znaczne. Spłonęła jedna trzecia dachu i poddasze, strop jest zalany wodą, zniszczone są dwie ściany szczytowe, okna. Spaliła się też w całości drewniana stodoła, w której było sześć ton siana i cztery tony słomy.
- Wszystko prześmierdło spalenizną, także ubrania, a tu dzieci muszą iść do szkoły i inwentarz trzeba czymś nakarmić - rozpacza Bożena Balon, która musi zadbać o dziewięcioletniego syna Marka. Jednak domowników jest więcej.
Mieszkało tu pięcioro dorosłych:gospodarze Zofia i Michał Balonowie oraz Bożena i jej siostra Barbara i szwagier Alfred a także jeszcze czworo dzieci: Dominika (8 lat), Ania (5 lat) oraz bliźniaki, które właśnie ukończyły roczek Oliwka i Oskar.
Potrzebna jest pomoc
Nawet to, czego nie strawił ogień, nie nadaje się do użytku, bo wszystko śmierdzi dymem z pożaru. Część rzeczy już oddano do prania do sąsiadów i dalszej rodziny. Do zamieszkania nadaje się tylko jeden mały pokoik, bo w nim okna są całe.
- Nie wiadomo, jak my się tu pomieścimy. Pilnie potrzebujemy materiałów budowlanych, bo dom był nieubezpieczony, a także paszy dla zwierząt. Głównie siana - mówi Bożena Balon. Dodaje, że z pożaru udało się uratować trzy świnie, kilkadziesiąt kaczek i kur oraz krowę, jałówkę, byka i cztery kozy.
Gospodarstwo odwiedzili przedstawiciele Urzędu Miasta w Wadowicach oraz Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Jak się dowiadujemy, pomoc społeczna obiecała załatwić wózki dla bliźniaków i dać jakąś pomoc. Konkretne decyzje zapadną w piątek (4.09).
Śledztwo trwa
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Policyjni technicy zbierają ślady na pogorzelisku. Mieszkańcy domu twierdzą, że doszło do samozapłonu siana zgromadzonego w stodole. Straż pożarna nie wyklucza takiego scenariusza, zwłaszcza, że był tego dnia wielki upał i pod dachem w stodole temperatura zgromadzonej paszy mogła sięgać kilkudziesięciu stopni. Krzysztof Cieciak z PSP w Wadowicach mówi, że temperatura szybko podnosi się, gdy materiał jest mokry. Wystarczy skosić trawę w ogródku i mokrą złożyć na kupkę a po kilku godzinach temperatura takiego kompostu może wynieść i 40 stopni Celsjusza.
Strażacy nie pamiętają, aby w ten sposób zapaliła się słoma, ale siano tak. Druga z hipotez mówi o przypadkowym zaprószeniu ognia. Strażacy przypominają, że w czasie takiej suszy wystarczy iskra, aby doszło do pożaru.Czasem zapłon powoduje skupienie się promieni słońca na szkle, np. butelce.
W Wadowicach wielki pożar był w marcu. Paliła się wówczas papiernia, potem w czerwcu gaszono DPS. Teraz najczęściej płoną trawy, ale nie brak też pożarów budynków mieszkalnych, ale szczególnie gospodarczych; warsztatów, stodół, stolarni, garaży.