59 pracowników supermarketu Alma w Tarnowie wciąż nie dostało zaległych pensji za listopad i połowę grudnia ub.r., a także odpraw oraz dwumiesięcznego odszkodowania za zwolnienie z pracy. Tylko nieliczni zdecydowali się zarejestrować w urzędzie pracy albo znaleźli pracę gdzie indziej.
Większość byłych pracowników najstarszego tarnowskiego supermarketu, który funkcjonował najpierw jako Krakchemia, a później Alma Market od jesieni 1998 r., łudziła się, że obiekt przy ul. Dąbrowskiego przejmie nowy właściciel razem z załogą.
Czekamy na pieniądze
- Ekipa, która pracowała w Almie, była bardzo zżyta ze sobą. Większość z nas związana jest z tym miejscem od początku. Nowy właściciel, który zdecydowałby się otworzyć tutaj swój sklep, mógłby liczyć z naszej strony przede wszystkim na to, że wykonywalibyśmy swoje zadania na najwyższym poziomie. Byliśmy do tego przez lata zobligowani i weszło nam to w krew. Taki zespół to... skarb - mówi Renata Kapustka, która w tarnowskiej Almie przepracowała 18 lat.
Sklep został zamknięty z końcem listopada. Wtedy też z dnia na dzień pracownicy dowiedzieli się o zwolnieniach z miesięcznym wypowiedzeniem. Za dwa kolejne miesiące mieli dostać odszkodowanie.
Wynagrodzenie za październik i połowę grudnia wypłacono im przed świętami Bożego Narodzenia. Mają obiecane, że jeszcze w lutym jednym przelewem otrzymają na konta resztę zaległości.
Na to, że częściowo opustoszały obiekt przy Dąbrowskiego znajdzie nowego właściciela liczyli również najemcy punktów handlowo-usługowych, które funkcjonowały obok supermarketu.
Po tym, jak Almę zamknięto, wszyscy otrzymali 3-miesięczne wypowiedzenia najmu lokali. Termin ten mija z końcem lutego, ale większość prowadzących tu biznes zdecydowała się zamknąć go lub przenieść z wyprzedzeniem.
Likwidują interesy
Z budynku zniknęły kantor, kwiaciarnia czy apteka.
- Ich właściciele uznali, że nie ma sensu płacić za czynsz, skoro pies z kulawą nogą już tu nie zagląda - mówi Elżbieta Nagórzańska, właścicielka salonu fryzjerskiego na piętrze. Sama zdecydowała się zostać, aby nie stracić stałych klientów.
Szukała nowego lokum i próbowała dowiedzieć się, czy nie znalazł się nabywca byłego supermarketu. Była skora renegocjować umowę, aby tu dalej zostać. Nikt jej jednak nie odpowiedział, dlatego pakuje rzeczy i od poniedziałku też się wyprowadza.
- Dalsze trwanie tu nie ma już sensu. Są problemy z dostawą wody, w ubiegłym tygodniu w środku dnia zgasło światło, bo właściciel obiektu zalegał z opłatami za prąd i energetycy go odcięli - wylicza Nagórzańska.
Pojawiły się głosy, że pomieszczeniami po byłym supermarkecie zainteresowana jest sieć E.Leclerc. W centrali firmy nikt jednak nie był w stanie nam potwierdzić tych informacji. Do rozmów skory nie jest Tomasz Żarnecki, biznesmen z Podhala, który stał się największym akcjonariuszem Almy.
- Sprawę zostawiam bez komentarza - mówi krótko.
