https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Weselny biznes

Ten dzień musi być wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, więc młode pary i ich rodzice gotowi są słono za to płacić. Nie wystarcza im już czekoladowa fontanna i barman miksujący drinki. Musi być porywająco, ekscytująco i niepowtarzalnie. O przedślubnej gorączce i o tym, ile trzeba wydać, by spełnić marzenia - pisze Katarzyna Janiszewska.

Joasia pójdzie w delikatnie śmietankowej "pół-rybce": kilka warstw tiulu, tafty i koronki, rozszerzające się od bioder w dół, a do tego długi tren. Włosy upnie w kok. Na głowę założy 2,5-metrowy welon. Buty, robione na zamówienie, wysadzane kryształkami Swarowskiego. Jeśli chodzi o kwiaty, zastanawia się nad eustomą. "Ten" dzień ma nastąpić pod koniec września. Przygotowania do ślubu Joanna rozpoczęła w lipcu zeszłego roku.

- Jeśli chce się znaleźć fajną salę, to i tak ostatni dzwonek - mówi. - W tej, która się nam spodobała, to był jedyny wolny termin. Mieliśmy dużo szczęścia, że udało się zgrać wszystko razem: orkiestrę, fotografa, kościół.

Wybór sali to nie taka prosta sprawa. Szczególnie gdy ma się sprecyzowane oczekiwania. Joannie zależało na elegancji. Patrzyła na detale: wystrój sali, obrusy, kwiaty, świeczniki. Po drugie, jak tańczyć, to tylko na parkiecie. Kolejna sprawa to klimatyzacja. No i miejsce musi być bezpieczne dla gości. Takie, żeby nie wychodzili na ulicę, tylko do ogrodu. Najlepiej z ławeczką, małą fontanną i jeziorkiem. Musiał być też hotel, bo duża część gości przyjedzie spoza Krakowa.

Szybko, szybko
Kamila i Marcin Nazarko chcieli do ołtarza pojechać pięknym, białym mustangiem. Ale okazało się, że trzeba go rezerwować z trzyletnim wyprzedzeniem. Więc poprzestali na warszawie. - Może nawet ta warszawa była lepsza - mówi dziś Kamila.

12 czerwca wzięli ślub, mają to już za sobą. I choć przygotowania zaczęli ponad rok wcześniej, nie obyło się bez stresu. Jak choćby z DJ-em. - Był strasznie zapominalski i chaotyczny - wspomina Kamila. - Bałam się, że nie przyjdzie na wesele. Dzwoniłam kilka razy, żeby mu przypomnieć, że istnieję. Ale facet w gadce był w porządku, więc mi ulżyło. No i zagrał świetnie.

Później już wszystko szło z górki. Dwa tygodnie przed weselem Kamila zaczęła się stresować. Trzeba było podpinać na ostatni guzik wszystkie drobiazgi. - Bałam się, że nie zdążę. Trzeba było odebrać garnitur męża, a moja sukienka była jeszcze niedoszyta. I problemy z rodzicami, bo co chwilę coś się nie podoba. A skoro oni płacą za wesele, trzeba brać ich zdanie pod uwagę - mówi.

Może z tych nerwów i pośpiechu pomyliła słowa przysięgi małżeńskiej. - A później jeszcze pierwszy taniec nam nie wyszedł - opowiada Kamila. - Mąż się zestresował, pomylił kroki. Machnęłam na to ręką, pomyślałam: nie będziemy robić z siebie głupków, i tylko się trochę pobujaliśmy.

Na luzie
Za to Uli i Tomkowi Jarzębińskim taniec wyszedł bezbłędnie. Ale oni na lekcje chodzili przez półtora roku. Najpierw tak dla siebie. Jednak kiedy termin się zbliżał, intensywność treningów rosła. Przez ostatni miesiąc mieli indywidualnego trenera.
- Byłem sceptyczny, mówiłem: po co będę chodził, każdy umie tańczyć, lepiej lub gorzej - wspomina Tomek. - Ale później złapałem bakcyla i to ja ciągnąłem Ulę. Podszedłem do tego na luzie. Przygotowania, wybieranie nie męczyło mnie, raczej bawiło i ciekawiło. Ula martwiła się, żeby było ładnie, żeby goście dobrze się bawili. A ja patrzyłem na to od strony technicznej: jak porozsadzać gości, żeby nie było pretensji, jak wszystko dobrze zorganizować, żeby wypaliło.

Przyjęcie na 120 osób urządzili w Leszczach w województwie świętokrzyskim. Kraków nie wchodził w grę. - Tam skąd pochodzę taka jest tradycja, że ślub i wesele robi się u panny młodej - wyjaśnia Ula. - Poza tym mam bardzo dużą rodzinę. Ze względów logistycznych lepiej było to zrobić na miejscu, niż organizować wyprawę do Krakowa. Moja siostra nie chciała wesela, miała tylko skromne przyjęcie. Rodzice byli zawiedzeni, że nie mogą zaprosić przyjaciół, znajomych. A ja zawsze wiedziałam, że będę mieć duże wesele.

Najdłużej zeszło jej z suknią. Dwa razy brała urlop, doradzały jej mama i siostra. Udało się dopiero po pięciu godzinach chodzenia z koleżanką po krakowskich salonach.

Tysiąc balonów
Marcin chciał duże wesele, Paulina nie chciała go wcale. Poszli na kompromis. Zorganizowali przyjęcie na nieco ponad 50 osób. Oboje mieszkają i pracują w Krakowie, ale ślub brali w Skarżysku, skąd pochodzą.
- Musieliśmy liczyć na pomoc rodziców. Po tygodniu pracy wsiadałam w pociąg i jechałam do Skarżyska załatwiać to, co się da, w weekend. Wracałam i martwiłam się, czy uda się dopiąć kolejne sprawy. To było straszne, bo jestem perfekcjonistką i lubię mieć wszystko dokładnie zaplanowane - mówi Paulina Piątek-Styła.

Pary które nie mają czasu, mogą skorzystać z usług konsultanta. Załatwi wszystko: od aranżacji zaręczyn, przez wybór sali, dekoracji, orkiestry, obrączek, tekstu na zaproszeniach i winietek przy butelkach, na podróży poślubnej kończąc.

- Dawniej wesele urządzała mama, babcia, ciocia - mówi Bożena Sobczak z firmy Twój Prestige. - Nie zawsze było tak jak chciała para. Teraz wolą zdać się na nas.

Tym bardziej że mama czy babcia nie załatwi dekoracji z pawich piór, policyjnej eskorty, auta, które nie miało jeszcze premiery w Polsce. Konsultanci podsuwają pomysł na zaręczyny: na sali kinowej, pod wodą, przy udziale wróżki. - Jeden pan chciał się oświadczyć na pokładzie helikoptera - opowiada Katarzyna Wachułka z firmy Raz w Życiu. - Poprosił, by o określonej godzinie wypuścić w niebo tysiąc kolorowych balonów, do czego potrzebna była zgoda wieży kontroli lotów.

Wesele w stylu lat 30. albo na ludowo, z przytupem, piosenkarz jak Frank Sinatra, taniec brzucha, koktajl na dachu z widokiem na Kraków, a przyjęcie pod ziemią w kopalni soli... Dziś nic już nie szokuje.

Takie czasy.
- Kiedyś pokazy barmańskie były oryginalne - mówi Wachułka. - Dziś modne jest gotowanie na żywo, przy gościach, pokaz robienia sushi. Młodzi boją się jednego: żeby ich ślub nie był taki jak inne, na których byli. Musi być wyjątkowy, atrakcyjny, z akcentem, który na długo zapadnie w pamięci gości.
Kamila: Mieliśmy na przyjęciu magika. Wyczarował nam białe gołąbki, laski ze wstążek i wstążki z lasek. A później my z mężem wyczarowaliśmy ćwiarteczkę wódki. Dla dzieci - superatrakcja!

Za zorganizowanie wesela na 60 osób, od A do Z, trzeba zapłacić konsultantowi około 4,5 tysiąca złotych.

I to się podoba!
Żeby przyjęcie nie zaliczyło klapy potrzebny jest ktoś, kto rozkręci gości, poderwie do tańca, w odpowiednim momencie wzniesie toast. Mistrz ceremonii bierze średnio 2,5-3 tysiące złotych.
- Na początku pary mówią, że nie chcą zabaw, spodziewają się, że zaproponuję jakieś głupawe przeciąganie jajek nogawką - mówi Bartłomiej Sobieraj, wodzirej. - To jest niesmaczne. Zaczynam opowiadać o swoich pomysłach - na poziomie, bez podtekstów - i to się podoba. Prowadzę np. turniej tańca, wzorowany trochę na "Tańcu z gwiazdami". Państwo młodzi to jury, a goście są gwiazdami - tłumaczy.
- Na początku jest sztywno, nic się nie dzieje. Nie wiadomo, kto ma polewać wódkę, kto wyciągać do tańca. Mam na to sposoby. Rozdaję gościom funkcje: Ania jest tancerką, Franek toastowym.
Na weselu nie może zabraknąć fotografa. Średnio za jego usługi trzeba zapłacić od 1,5 do 3 tys. zł. Tyle samo bierze kamerzysta. - Robiliśmy już zdjęcia w supermarkecie, na stadionie piłkarskim, na lodowisku, w autobusie, gdzie tylko sobie para zażyczy - opowiada Radosław Janik z Fotovideojanik. - Najpopularniejsze są zameczki, jeziorka, skały. Z doświadczenia wiem, że taką sesję lepiej zrobić na spokojnie, po ślubie. Para jest rozluźniona, uśmiechnięta. Ale nie każdemu chce się jeszcze raz ubierać, robić fryzurę, makijaż.

Demograficzny wyż?
Wszystko to: salę, fotografa, orkiestrę, konsultanta trzeba zamawiać z 1,5-rocznym wyprzedzeniem. Dla porównania, termin w kościele wystarczy zarezerwować trzy miesiące wcześniej. - To odpowiedni czas na przygotowanie duchowe: nauki przedmałżeńskie, spowiedź, zapowiedzi - mówi ksiądz Andrzej Waksmiński z parafii św. Szczepana. - Większość par jest dobrze przygotowana na spotkanie z Bogiem. Może nawet z większą świadomością wchodzą w małżeństwo.

Ksiądz Grzegorz Szewczyk, proboszcz parafii Matki Boskiej Zwycięskiej w Borku Fałęckim, nie widzi niczego zdrożnego w tym, że pary dopasowują termin ślubu do rezerwacji lokalu. - To wynik rozwoju cywilizacyjnego - podkreśla. - Teraz już nikt nie organizuje przyjęć weselnych w domach. Ale sam sakrament też jest dla nowożeńców ważny, bardzo go przeżywają.

Jedyny taki dzień
Weselny biznes ma się świetnie, hossa trwa. Młodzi gotowi są zapłacić każdą cenę, aby "ten" dzień był wyjątkowy i wszystkim zapadł w pamięć. Zorganizowanie średniej wielkości wesela to koszt około 40-50 tysięcy złotych. Najwięcej zależy od sali: ceny weselnego obiadu wahają się od 145 do 360 zł od osoby. Do tego alkohol, ciasta, owoce, tort weselny, specjalne atrakcje: płonący bażant, świniak z rusztu. Ci, którzy mają gości spoza miasta, muszą pomyśleć o noclegu, transporcie.

Paulina i Marcin starali się ciąć koszty, ale i tak wyszło prawie 25 tys. zł. Zamawiali wszystko najwcześniej, żeby nie kumulować wydatków. Obrączki zrobili sobie jako prezent walentynkowy. Drogie były stroje: 3 tys. garnitur na zamówienie i 4 tys. sukienka projektowana w USA. W zaproszeniu zaznaczyli, że zamiast kwiatów woleliby wino, a zamiast rzeczowych prezentów - gotówkę.

Kamila ocenia, że wydała prawie 40 tys. zł. Z prezentów zwróciła się niecała połowa.
Ula i Tomek zapłacili podobną kwotę, ale nie było tematu, żeby pieniądze przeznaczyć na coś innego.
Tomek: Wesele ma się raz w życiu. Dlaczego odmawiać sobie przyjemności spotkania z całą rodziną? Nie ma wiele takich okazji. Braliśmy pod uwagę to, że koszty mogą się nie zwrócić. Ale na podróż poślubną mieliśmy pieniądze. A na mieszkanie i tak musimy oszczędzać jeszcze wiele lat. Więc rok w tę czy w tę stronę nie zrobi różnicy.

Joanna: Jeśli mam ochotę kogoś zaprosić, nie patrzę, czy da mi mały prezent, duży, czy wcale. Wiem od znajomych, że im się wesele zwróciło. Wszystko zależy, w jakie koszty się idzie. Ale to przecież jedyny taki dzień w życiu i musi być idealny.

Wybrane dla Ciebie

Zmiany w ruchu na drodze wojewódzkiej. Drogowcy zajmują jezdnię. Duże utrudnienia

Zmiany w ruchu na drodze wojewódzkiej. Drogowcy zajmują jezdnię. Duże utrudnienia

„Szlak Dolinek Jurajskich na raty” – PTTK zaprasza na weekendową wycieczkę

NASZ PATRONAT
„Szlak Dolinek Jurajskich na raty” – PTTK zaprasza na weekendową wycieczkę

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska