Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiceprezydent Krakowa o aferze zegarkowej: Mam czyste sumienie

Wojciech Harpula
Katarzyna Cięciak w krakowskim magistracie
Katarzyna Cięciak w krakowskim magistracie Michał Gąciarz
Młoda, ambitna i dobrze oceniana jako wiceprezydent Krakowa Katarzyna Cięciak znalazła się w środku "afery zegarkowej". Czego ją ta historia nauczyła?

Pani Prezydent, prosto z mostu: zegarek za 1,8 tys. zł, wręczony przez Pani ojca dyrektorowi Janowi Tajsterowi, to była łapówka za przyjęcie Pani do pracy w Zarządzie Dróg i Komunikacji?
To ja też prosto z mostu: nie, to nie miała być żadna łapówka. To nawet nie mogłaby być łapówka. W moim najgłębszym przekonaniu był to prezent przeprosinowy - dyrektor Tajster wyrzucał mojemu ojcu, że zrezygnowałam z pracy w ZDiK, czym zawiodłam pokładane we mnie zaufanie. Wszystko, co dotąd osiągnęłam, zawdzięczam sobie. Bycie prymuską w każdej szkole, wyróżniony nagrodą doktorat - wszystko to kosztowało mnie dużo pracy i ani grama łapówki. Uznaję tylko równość szans i równe dla wszystkich prawo do ciężkiej pracy. Jestem potworną legalistką. Wszyscy ludzie, którzy się ze mną zetknęli, wiedzą o tym. Zawsze muszę mieć wszystko sprawdzone, potwierdzone i zgodne z regułami.

Ale przecież przyznała Pani w prokuraturze, że ojciec wręczył zegarek Tajsterowi i że Pani pomagała go wybierać.
Tak. Ale z jakichś powodów wszyscy pomijają całokształt moich zeznań, w tym tych złożonych przed sądem. Mówimy o bardzo młodej osobie, która nagle znalazła się w centrum obcych dla siebie spraw; o osobie, która nawet by nie pomyślała o naruszeniu prawa. Mam wrażenie, że w całej tej "aferze zegarkowej" płacę nie za swoje winy.

A czyje? Ojca?
Kiedy się ma 25 lat, czasem nie jest się wystarczająco asertywnym wobec bliskich... Ale może po kolei.

Spróbujmy.
Nie jest tajemnicą, że znałam Tajstera zanim zaczęłam pracę w ZDiK-u…

Nie wiedziałem. Jan Tajster to Pani krewny?
Nie. Nasze rodziny się znały. Nie mieliśmy bliskich i częstych kontaktów, ale owszem - znałam pana Tajstera.

I dlatego w 2005 roku dostała Pani pracę w ZDiK?
Nabór na konkretne stanowisko kierownika biura dyrektora ZDiK był jawny, ogłoszony publicznie, dostępny dla wszystkich. Wcześniej byłam dyrektorem wiodącej w branży Agencji Reklamy Zewnętrznej STROER. Nie znalazłam się tam z niczyjej protekcji. Zajmowałam się m.in. sprawami związanymi z nośnikami reklamowymi, które stały w pasach drogowych. Współpracowałam z urzędnikami ZDiK, poznałam nieco tę instytucję. Więc gdy został ogłoszony konkurs na kierownika biura dyrektora ZDiK-u, wystartowałam w nim. I dostałam tę pracę. W trybie konkursu, w uczciwym współzawodnictwie.

Po prostu była Pani najlepsza.
To była ironia z pana strony? Oczywiście, że byłam najlepsza. Inaczej nie wygrałabym konkursu. W każdej pracy zawsze staram się być jak najlepsza. To nie była moja pierwsza praca. Przychodziłam do ZDiK-u już z pewnym doświadczeniem, wiedzą i ogromnym zapałem. To był 2005 rok.

Ale po roku odeszła Pani.
Nie wytrzymałam presji i tempa pracy. Uznałam, że uczciwie będzie, gdy powiem o tym od razu, gdy to poczułam.

Jan Tajster jest znany z niekonwencjonalnych metod zarządzania ludźmi. Dlatego ma zarzuty o mobbing.
Mogę mówić za siebie. Nie wytrzymałam podwyższonej gorączki w działaniach firmy, niepotrzebnej w moim uznaniu presji, nocnych telefonów. W firmie nie było dla nikogo taryfy ulgowej. Dyrektor Tajster był bardzo wymagającym szefem. Wtedy wydawał mi się zbyt wymagający. To był dla mnie trudny czas. Rok wcześniej zmarła moja mama, która była filarem rodziny. Musiałam przejąć pieczę nad wieloma sprawami. Byłam zmęczona. Dlatego odeszłam z ZDiK.

Gdzie Pani potem pracowała?
W PGNiG. W dziale promocji. Miałam się przeprowadzić do Warszawy, ale z przyczyn rodzinnych musiałam zostać w Krakowie.

I szukać nowej pracy.
Też, ale niekoniecznie w ZDiT. Ojciec jednak powtarzał, żebym starała się tam wrócić. Mówił, że dyrektor Tajster ma do mnie żal za odejście, że nie powinnam się tak zachować…

I tu pojawia się zegarek.
Tak. Nawet nie przeczuwałam, jakiego znaczenia nabierze ten prezent mojego ojca. Nie czuję się komfortowo, bo to nic przyjemnego opowiadać o mało chwalebnych czynach swoich bliskich… Ojciec powiedział, że koniecznie musi umówić się z dyrektorem Tajsterem, porozmawiać z nim o moim odejściu, wytłumaczyć mu to wszystko raz jeszcze.

I wręczyć prezent?
Widocznie tak. Ja wiedziałam tylko, że kupujemy zegarek dla pana Tajstera. Absolutnie nie rozmawialiśmy o zegarku jako o podarunku, który miałby sprawić, że zostanę przyjęta do pracy w ZDiT. Oczywiście, dziś z perspektywy czasu myślę, że mogłam powiedzieć: tato, nie wygłupiaj się, po co kupujemy jakiś zegarek. Ale miałam 25 lat, wiedziałam, że ojciec i Tajster się znają. Nie zaprotestowałam - i powiem szczerze: nie miałam poczucia, że robię cokolwiek nagannego. Ja naprawdę nie poświęcałam tej sprawie wiele uwagi. Nie wypytywałam, nie nalegałam na ich spotkanie.

Ale później znów wygrała Pani konkurs w ZDiT. Tym razem na rzecznika prasowego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że prezent zadziałał.
Bo Tajster rozdawał posady za zegarki? Bądźmy poważni. Ja wygrałam konkurs, spełniłam wszystkie jego warunki. Ten epizod jest dla mnie przykry, bo jak ognia unikam sytuacji, w których może być choć cień dwuznaczności. W tej sprawie mam czyste sumienie. Jeśli czymś zawiniłam, to brakiem wyobraźni i zbytnią uległością wobec bliskich. Nie korumpowałam nikogo; ani przez chwilę w mojej głowie nie postała myśl, że w ten sposób mogę zdobyć pracę. Świat nie kończy się na ZDiT, zatrudnienia można szukać w wielu miejscach! Poza tym, odeszłam stamtąd już po pół roku - w sierpniu 2007 roku pożegnałam ZDiT definitywnie. Czy ktoś rzuca pracę, którą zdobył dopuszczając się korupcji? Przecież pan wie, że nie.

To dlaczego prokuratura twierdzi, że postępowanie przeciwko Pani i Pani ojcu zostało umorzone, bo skorzystaliście z tzw. klauzuli bezkarności, która mówi, że nie podlega karze ten, kto zawiadomił o korupcji organy ścigania. Sami opowiedzieliście prokuraturze o zegarku?
Gdy przeczytałam w prasie to oświadczenie prokuratury, byłam w szoku. Ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że w całej tej sprawie mogą być mi postawione jakiekolwiek zarzuty. Absolutnie nie było tak, że przyszłam z tatą do prokuratury i zeznaliśmy, że daliśmy Tajsterowi zegarek.

A jak było?
Ojciec dostał wezwanie na policję. Na wezwaniu podany był artykuł mówiący o możliwości popełnienia przestępstwa przez wręczenie korzyści majątkowej. To był 2008 rok.

A skąd policja wiedziała, kto wręczył zegarek?
To pytanie nie do mnie. Podczas przesłuchania tata powiedział, co się wydarzyło. Zgodnie z prawdą zeznał, że razem wybieraliśmy ten zegarek, ale to on go kupił, zapłacił i on go wręczał. Potem ja dostałam wezwanie na policję. Byłam przesłuchiwana w charakterze świadka w ramach postępowań prowadzonych przez prokuraturę w sprawach Tajstera. To było koszmarne przeżycie, zwłaszcza dla tak młodej osoby. Przesłuchanie trwało wiele godzin. Padały sformułowania: przecież pani musi mieć coś na Tajstera, musi pani coś wiedzieć, pani ojciec może mieć problemy... Podczas tego przesłuchania byłam przestraszona, ale złożone zeznania były zgodne z prawdą. Zeznałam, że ojciec kupił zegarek, że byłam przy jego wyborze.

I nie miała Pani wrażenia, że może mieć z tego powodu problemy?
Nie. Prokuratura prowadziła postępowanie w sprawie Tajstera o mobbing. Ja występowałam w nim jako pokrzywdzona. Powiedziałam o zegarku, ale w mojej opinii, w tamtym czasie dla przesłuchujących mnie policjantów sprawa zegarka była drugorzędna… Martwiłam się o tatę, nie o siebie. Nie miałam świadomości, że korzystam z klauzuli bezkarności. Nie mogę wykluczyć, że we wszystkich papierach, których podpisywałam mnóstwo, było jakieś oświadczenie oparte o tę formułę prawną. Wszystko, co wiedziałam w sprawie zegarka, w ubiegłym roku powtórzyłam podczas rozprawy w sądzie. I powtórzyłam, że z wręczeniem tego prezentu nie miałam nic wspólnego, więc nie wiem, jak wyglądała ta sytuacja. Tym bardziej że - co nie jest dla mnie rzeczą miłą, ale powiedziałam to również przed sądem - mój ojciec w późniejszym czasie wielokrotnie zawiódł moje zaufanie, więc z perspektywy dnia dzisiejszego trudno jest mi stwierdzić, w jakim charakterze wręczył ten zegarek.

Przed sądem zeznała Pani, że nie czuje się ofiarą mobbingu.
Bo przez siedem lat, które minęły od składania zeznań, wiele się zmieniło. Przede wszystkim zmieniłam się ja: dojrzałam, wyszłam za mąż, urodziłam dziecko, przeszłam ciężką operację, zebrałam doświadczenia zawodowe, zobaczyłam, że ludzie są zdolni do różnych zachowań w sytuacjach pełnych stresu i presji, nabrałam dystansu. W sądzie podtrzymałam zeznania co do faktów, ale powiedziałam, że nie czuję się pokrzywdzona zachowaniem Tajstera jako mojego byłego szefa. Bo się nie czuję. I od razu uprzedzę pana pytanie: zeznając w sprawie Tajstera nie miałam pojęcia, że zostanę wiceprezydentem miasta. Propozycję dostałam kilka miesięcy później. Więc nie ma sensu szukanie teorii spiskowych. Tu nie chodziło o obronę Tajstera. Powiedziałam to, co czułam.

Przychodząc do urzędu powiedziała Pani o "incydencie zegarkowym" Jackowi Majchrowskiemu?
Oczywiście. Uznałam, że pan prezydent powinien wiedzieć o wszystkim. Także o sprawie, w której nie dopuściłam się złamania prawa i naruszenia dobrych obyczajów, ale która może być wykorzystywana przeciwko mnie.

Została wykorzystana. I to przez Pani męża.
Została.

Spodziewała się Pani, że mąż opublikuje na Facebooku informację o tym, że Pani tata wręczył Tajsterowi zegarek w zamian za Pani zatrudnienie?
Przecież czegoś takiego nie można się spodziewać.

Dlaczego Pani mąż to zrobił?
Niestety, mówię to z prawdziwym żalem: mój mąż nie potrafił się odnaleźć po mojej nominacji na stanowisko wiceprezydenta, a nasz związek przechodził poważny kryzys. To się zdarza. Ale nie przypuszczałam, że problemy, nad którymi staraliśmy się razem pracować, zaowocują czymś takim. I stało się… Bardzo mnie to zabolało i dotknęło, bo ta nieprzyjemna sprawa sprzed 10 lat jest dla mnie obciążeniem. Dotyczy zasad, w które wierzę.

Zasad?
Uczciwości. A ojciec wtedy zachował się źle. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale nie zdawał sobie chyba do końca sprawy z tego, jakie konsekwencje może mieć jego gest.

Jakie są teraz Pani relacje z ojcem?
Poprawne. Ale nie widzimy się często.

A z mężem?
Daliśmy sobie czas na ochłonięcie. Pomagam mu stanąć na nogi. Nie ma w nas jadu, zacietrzewienia. To był zły czas, ale z każdej opresji można przecież wyjść obronną ręką.

"Afera zegarkowa" będzie się za Panią ciągnęła już zawsze.
Wiem. Nie mam na to wpływu. W całej tej sytuacji najbardziej bolało mnie to, że musiałam się tłumaczyć z rzeczy, w których nie zawiniłam. Nie korumpowałam, nie kłamałam. Moja wina polega na tym, że 10 lat temu nie byłam jeszcze na tyle silna i dojrzała, by powiedzieć: nie. Za to mogę przeprosić każdego obywatela Krakowa. Za nic innego nie mam powodu przepraszać.

Prezydent stanął za Panią murem.
I jestem mu za to wdzięczna. Ogromnie to szanuję. Dostałam od prezydenta Majchrowskiego wielkie wsparcie, także w czysto ludzkim wymiarze. To po prostu bardzo dobry szef i bardzo dobry człowiek. Pewnie wolałby, żebym opowiadała w mediach o tym, co się dzieje w krakowskiej oświacie, a nie o zegarkach, ale nie dał mi tego odczuć… Cóż, mam teraz dodatkowy bodziec do działania.

To znaczy?
Nie chcę zostać zapamiętana jako "wiceprezydent od afery z zegarkiem". Jestem w urzędzie pół roku, a już udało nam się osiągnąć kilka sukcesów: usunęliśmy nieprawidłowości w dotowaniu niepublicznych domów kultury, dzięki czemu miasto zaoszczędzi kilka milionów, bardzo dobrze wyszła nam akcja zamawiania darmowych owoców i warzyw dla szkół z Agencji Rynku Rolnego, organizujemy profesjonalny system doradztwa zawodowego dla młodzieży, po raz pierwszy od wielu lat nie zabrakło miejsc w przedszkolach. To są efekty dobrej pracy urzędników i mądrej współpracy z radnymi, ale przede wszystkim z przewodniczącą komisji edukacji, Barbarą Nowak. Nie ukrywam, że cała ta historia z zegarkiem zwolniła mnie nieco w biegu. Na szczęście tylko na chwilę.

Największe wyzwanie i tak jeszcze przed Panią: reorganizacja sieci szkół.
Nie da się zamknąć oczu na demografię. Uczniów jest coraz mniej. A im mniej uczniów, tym większe koszty utrzymania szkół. Jestem przekonana, że uda nam się przeprowadzić reorganizację tak, by uczniowie, rodzice i nauczyciele ponieśli jak najmniejsze koszty tej operacji.

Wiceprezydent Anna Okońska-Walkowicz podczas próby reorganizacji sieci szkół poległa.
Na temat jej działań nie będę się wypowiadać. Wiem, że do realizacji tak dużego projektu trzeba być dobrze przygotowanym, rozsądnie przedstawiać argumenty i przede wszystkim rozmawiać. Przekonywać do swoich poglądów, ale i uważnie słuchać innych. Nie mam monopolu na rację, zawsze jestem otwarta na racjonalne propozycje. Nie brakuje mi pokory.

Zwłaszcza po "aferze zegarkowej"?
Nigdy nie miałam wybujałego ego, ale ta sprawa była dla mnie trudnym doświadczeniem: zarówno zawodowym, jak i osobistym. To była prawdziwa "szkoła życia".

I czego się Pani nauczyła?
Że każde, nawet najtrudniejsze doświadczenie może być cenną lekcją. I jak to w szkole: tylko od nas zależy, co z danej lekcji wyniesiemy. Ja z "afery zegarkowej" wychodzę pokiereszowana, ale silniejsza niż byłam przed nią. I tę siłę spożytkuję z korzyścią dla Krakowa. To mogę obiecać.

O co chodzi w "aferze zegarkowej"
Sprawa zrobiła się głośna po tym jak Jan Cięciak, mąż wiceprezydent Krakowa, opublikował na Facebooku wpis: "Kasia wręczyła korzyść majątkową poprzez ojca Janowi T. za ponowne przyjęcie do pracy". Tajster to kontrowersyjna postać. Przez wiele lat zajmował najwyższe stanowiska w mieście, był m.in. dyrektorem Zarządu Dróg i Komunikacji (potem instytucja zmieniła nazwę na Zarząd Dróg i Transportu). Dziś jest oskarżony w 13 procesach. Katarzyna Cięciak przyznała, że pomagała ojcu wybierać prezent dla Tajstera - zegarek wart ok. 1800 zł - w jednej z galerii handlowych. Zarzutów jednak nie usłyszeli.
Jan Cięciak usunął swój wpis po kilku godzinach i wycofał się z oskarżeń. "Z uwagi na problemy rodzinne jestem rozbity psychicznie i mam depresję. Nieprawdą jest, by Kasia wręczyła zegarek. Ojciec zrobił to poza jej wiedzą" - napisał w kolejnym wpisie mąż wiceprezydent Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska