Zdjęcia: Paweł Chwał
Krakowianka Renata Kata w niedzielę wieczorem grillowała akurat ze znajomymi na podwórku rodzinnego domu w Więckowicach (gmina Wojnicz), kiedy od strony Sufczyna niespodziewanie nadleciał bocian. Ptak wylądował dokładnie na kominie.
- Widać było po nim ewidentnie, że ma jakiś problem i potrzebuje pomocy. Sam nie był w stanie wzbić się w górę i odlecieć - opowiada kobieta. Zadzwoniła najpierw do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, a później postawiła na nogi strażaków.
Po drabinie na komin
Odgłos syreny na remizie w Więckowicach rozległ się kilkanaście minut przed godz. 20. Po chwili na posesji znajdującej się na sporym wzniesieniu, pojawili się strażacy. Mieli z sobą 10-metrową drabinę i od razu przystąpili do akcji.
- Bociek był tak wycieńczony i wyczerpany, że nawet specjalnie nie bronił się przed schwytaniem i nie próbował uciekać. Dosłownie ostatkiem sił stał jeszcze jakoś na tym kominie - relacjonuje Józef Osmęda, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Więckowicach, który uczestniczył w akcji ratowania tego wielkiego ptaka.
Kiedy tylko strażacy delikatnie znieśli bociana na ziemię, od razu zwrócili uwagę na jedną z jego nóg. Była złamana, mocno odstawała na bok. Ranny ptak szybko został przekazany w ręce wojnickich weterynarzy.
- To złamanie wygląda na bardzo poważne. Niestety, są małe szanse na to, aby nogę udało się uratować. Niewykluczone, że konieczna będzie jej amputacja - mówi Anna Opioła-Sokołowska, lekarz weterynarii z Wojnicza. Obrażenia boćka konsultowała już z kolegami po fachu, specjalizującymi się w leczeniu ptaków.
- Złamanie nie jest świeże. Wszystko wskazuje na to, że nabawił się go już jakiś czas temu i ranny tułał się po okolicy, zanim wylądował na dachu w Więckowicach - dodaje.
W azylu przetrwają zimę
Złamana noga została usztywniona i zabandażowana. Rana, w której zaczęły się już wylęgać larwy, jest oczyszczona. Bocian umieszczony został w inkubatorze i czeka na przetransportowanie do specjalistycznego ośrodka lub azylu, gdzie mógłby dojść do pełni sił.
- Mamy w tym momencie już ponad 60 bocianów-inwalidów, które z różnych powodów nie odleciały do ciepłych krajów. Część z nich miała złamane skrzydła i nie była w stanie wzbić się w powietrze - przyznaje Radosław Fedaczyński, lekarz weterynarii z Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu.
Jak dodaje, dla bociana z Więckowic w ośrodku również znalazłoby się miejsce. Pod warunkiem, że ktoś go tam zawiezie. - Złamana noga źle wróży jednak jego przyszłości. To jedna z najważniejszych części ciała bociana. Gdyby mu ją dodatkowo amputowano, ptak nie tylko nie byłby w stanie wzbić się do lotu, ale również wylądować, bez zrobienia sobie krzywdy - zauważa.
Wybawcy boćka są przekonani, że mimo wszystko ptaka uda się uratować.
- Kiedy strażacy ściągali go z dachu, przestraszony patrzył na nas takim wdzięcznym wzrokiem. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby za jakiś czas znowu przyleciał, usiadł na moim kominie i radośnie zaklekotał oznajmiając, że jest już zdrowy - mówi z nadzieją Renata Kata.