Powiem tak: czarny bocian jest śliczny i wyjątkowo urodziwy. Jeśli u doskonale znanego białego boćka zostawić czerwone nogi i dziób, a biel grzbietu i szyi zamienić w czerń, wyjdzie bohater dzisiejszego opowiadanka. I jeszcze jedno: owa czerń to nie byle co. To metalicznie połyskująca i mieniąca się w promieniach słońca barwa. Skrzy się i błyszczy wszystkimi kolorami tęczy. Ptak, proszę wybaczyć porównanie, grzechu wart.
Aparycja to nie jedyna różniąca. O ile białe bociany mieszkają bardzo blisko ludzi, to ich czarne alter ego buduje gniazda w starych lasach. Na odludziu i zawsze w koronie wiekowych drzew. Nigdy nie uświadczycie go spacerującego po łąkach czy miedzach. Jest samotnikiem preferującym długie spacery na odległe żerowiska.
Na zimowe wakacje do Wschodniej Afryki odlatuje w małych grupach. Nigdy też nie gromadzi się w dużych stadach na widowiskowe sejmiki. Ostatnie sztuki właśnie opuszczają Polskę, choć pojedynczych maruderów będzie można spotkać jeszcze w pierwszej dekadzie października. Polecam go łaskawej uwadze, gdyż jest fotogeniczny i co najważniejsze, stracił dawny strach przed człowiekiem. Nie ucieka i grzecznie pozuje do zdjęcia.
