W tym roku zaledwie cztery razy odbyły się zawody na Wielkiej Krokwi. A jest to najnowocześniejszy obiekt w Polsce, na którym skoczkowie mogą trenować. - Jak mamy tam skakać, gdy Centralny Ośrodek Sportu domaga się od nas horrendalnych kwot za wynajem - mówi prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego Andrzej Kozak.
Jako przykład podaje zawody na igelicie, które tego lata związek chciał zorganizować. - Podali nam cenę dziewięć tysięcy złotych za wynajem samej skoczni na cztery godziny. Do tego dochodzą koszty prądu, obsługi wyciągu, sędziów. W sumie jeden dzień zawodów zamknąłby się dla nas sumą około 25 tysięcy złotych. Na to nas nie stać i zawodów nie zorganizowaliśmy - mówi szef TZN.
Związek zdecydował więc, że zamiast na zawody wykorzysta pieniądze na wysłanie skoczków do Wisły, oddalonej od Zakopanego o 132 kilometry, jadąc krótszą trasą przez Słowację. - Pieniędzy wystarczyło na pięć wyjazdów autokarem z kompletem zawodników na całodzienne treningi - mówi Kozak.
Problem zauważa również Polski Związek Narciarski. - Jest kłopot, tym bardziej że pierwsze zawody na igelicie odbyły się dopiero w październiku. Coś trzeba z tym zrobić - mówi prezes PZN Apoloniusz Tajner. - Popularność Wielkiej Krokwi przecież ludzi przyciąga, ale wtedy, gdy coś się tu dzieje. Jak tak dalej pójdzie, za trzy lata nie będzie tu skoków w ogóle.
Gdy zakopiańska skocznia podupada, sukcesy zaczyna święcić obiekt w Wiśle-Malince, który od jego właściciela Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku wydzierżawił PZN. - I idzie nam świetnie. Nie dokładamy do tego, a bilansujemy się na zero - mówi wiceprezes PZN Andrzej Wąsowicz, odpowiedzialny za obiekt w Wiśle. - Dzięki mądremu zarządzaniu mamy pieniądze na utrzymanie skoczni. Nie zarabiamy na tym nic, ale dzięki temu zupełnie za darmo mogą trenować u nas krajowi zawodnicy. Stąd popularność skoczni wśród skoczków z Zakopanego. Do tego w tym roku zorganizowaliśmy już szesnaście razy zawody w skokach.
Zdaniem dyrekcji zakopiańskiego COS koszt wynajmu skoczni wcale nie jest tak wysoki. - Narzekanie na ceny słyszę od dłuższego czasu, a one nie zmieniły się od trzech lat mimo inflacji. Gdybyśmy podeszli do skoków biznesowo, tak by wszystko się bilansowało, musiałoby to kosztować dziesięć razy drożej - mówi dyrektor zakopiańskiego COS, Grzegorz Kotowicz. - Możemy negocjować ceny, tak jak to było w przypadku Pucharu Solidarności. Kotowicz dodaje, że decyzję o tym, czy wydzierżawić skocznię, podjąć musi minister sportu.
Policja uderza w środowisko kiboli
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!