Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka Krokiew umiera. Przez wysokie ceny

Łukasz Bobek, Przemysław Bolechowski
Ta skocznia była świadkiem wielkich sukcesów polskiego sportu. Czy to już koniec?
Ta skocznia była świadkiem wielkich sukcesów polskiego sportu. Czy to już koniec? Wojciech Matusik
Przyszłość Wielkiej Kroki, legendarnej skoczni narciarskiej w Zakopanem, nie rysuje się w jasnych barwach. Po zimowym Pucharze Świata w styczniu tego roku aż do października nie odbyły się tam żadne zawody. Cudem udało się doprowadzić do turnieju o Puchar Solidarności na igelicie w ostatnią sobotę. - Wszystko przez gigantyczne ceny wynajmu obiektów - mówią działacze sportowi. Doszło nawet do tego, że zawodnikom z Zakopanego bardziej opłaca się jechać do Wisły na treningi, gdzie za skocznię nie płacą ani złotówki. To koniec Wielkiej Krokwi?

W tym roku zaledwie cztery razy odbyły się zawody na Wielkiej Krokwi. A jest to najnowocześniejszy obiekt w Polsce, na którym skoczkowie mogą trenować. - Jak mamy tam skakać, gdy Centralny Ośrodek Sportu domaga się od nas horrendalnych kwot za wynajem - mówi prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego Andrzej Kozak.

Jako przykład podaje zawody na igelicie, które tego lata związek chciał zorganizować. - Podali nam cenę dziewięć tysięcy złotych za wynajem samej skoczni na cztery godziny. Do tego dochodzą koszty prądu, obsługi wyciągu, sędziów. W sumie jeden dzień zawodów zamknąłby się dla nas sumą około 25 tysięcy złotych. Na to nas nie stać i zawodów nie zorganizowaliśmy - mówi szef TZN.

Związek zdecydował więc, że zamiast na zawody wykorzysta pieniądze na wysłanie skoczków do Wisły, oddalonej od Zakopanego o 132 kilometry, jadąc krótszą trasą przez Słowację. - Pieniędzy wystarczyło na pięć wyjazdów autokarem z kompletem zawodników na całodzienne treningi - mówi Kozak.

Problem zauważa również Polski Związek Narciarski. - Jest kłopot, tym bardziej że pierwsze zawody na igelicie odbyły się dopiero w październiku. Coś trzeba z tym zrobić - mówi prezes PZN Apoloniusz Tajner. - Popularność Wielkiej Krokwi przecież ludzi przyciąga, ale wtedy, gdy coś się tu dzieje. Jak tak dalej pójdzie, za trzy lata nie będzie tu skoków w ogóle.

Gdy zakopiańska skocznia podupada, sukcesy zaczyna święcić obiekt w Wiśle-Malince, który od jego właściciela Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku wydzierżawił PZN. - I idzie nam świetnie. Nie dokładamy do tego, a bilansujemy się na zero - mówi wiceprezes PZN Andrzej Wąsowicz, odpowiedzialny za obiekt w Wiśle. - Dzięki mądremu zarządzaniu mamy pieniądze na utrzymanie skoczni. Nie zarabiamy na tym nic, ale dzięki temu zupełnie za darmo mogą trenować u nas krajowi zawodnicy. Stąd popularność skoczni wśród skoczków z Zakopanego. Do tego w tym roku zorganizowaliśmy już szesnaście razy zawody w skokach.

Zdaniem dyrekcji zakopiańskiego COS koszt wynajmu skoczni wcale nie jest tak wysoki. - Narzekanie na ceny słyszę od dłuższego czasu, a one nie zmieniły się od trzech lat mimo inflacji. Gdybyśmy podeszli do skoków biznesowo, tak by wszystko się bilansowało, musiałoby to kosztować dziesięć razy drożej - mówi dyrektor zakopiańskiego COS, Grzegorz Kotowicz. - Możemy negocjować ceny, tak jak to było w przypadku Pucharu Solidarności. Kotowicz dodaje, że decyzję o tym, czy wydzierżawić skocznię, podjąć musi minister sportu.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Policja uderza w środowisko kiboli

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska