W poniedziałek wcześnie rano mieszkanka Wielkiej Wsi, idąc do stajni, żeby wydoić krowy, usłyszała dobiegające od strony lasu nawoływanie o pomoc. Wystraszona zadzwoniła na numer alarmowy 112.
W reakcji na przekazane przez nią zgłoszenie po chwili na miejscu pojawił się patrol z komisariatu policji w Wojniczu. Funkcjonariusze weszli do lasu i w odległości około 200 metrów od zabudowań zobaczyli zanurzoną po pas w błotnistej brei kobietę, która nie była w stanie sama się uwolnić z pułapki.
- Kobieta została dosłownie zassana przez błoto i jakiekolwiek podejmowane przez nią próby oswobodzenia się, nie tylko nie przynosiły rezultatu, a jeszcze pogarszały sytuację - zauważa asp. sztab. Paweł Klimek, rzecznik prasowy tarnowskiej policji. Kobieta mogła spędzić w błotnistej pułapce nawet dwie godzin. Swoje zdążył też zrobić przejmujący ziąb. - Rozpaczliwie prosiła o pomoc, mówiąc, że już zamarza - dodaje.
Uwolnienie kobiety z błotnistej brei zajęło dwóm funkcjonariuszom kilkanaście minut. Wyziębioną i skrajnie wycieńczoną przetransportowali najpierw do najbliższej stodoły, a następnie podwieźli radiowozem do karetki pogotowia, która nie była w stanie pokonać grząskiego terenu.
Wychłodzona kobieta - w stanie hipotermii - została zabrana do szpitala.
To 57-letnia bezdomna, która prowadzi koczowniczy tryb życia. Idąc nocą na skróty przez las do pobliskiej Milówki, poślizgnęła się na stromym zboczu i zjechała wprost do zbiornika.
- Szczęście w nieszczęściu, że spadła nogami w dół. W przeciwnym wypadku trudno byłoby ją uratować i w ogóle zlokalizować w tym niedostępnym miejscu - mówi Paweł Klimek.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: