Podczas niedawnego polowania pomiędzy Podegrodziem i Chełmcem myśliwi ustrzelili aż 30 zajęcy! Jeszcze dwa lata temu nie marzyli nawet o dziesięciu. Tajemnica mnogości szaraków, bażantów czy kuropatw tkwi w dogodnych warunkach rozrodu, które mają w naszym regionie.
- Myśliwi przygotowują "remizy", czyli miejsca bezpieczne dla ptaków i zajęcy - wyjaśnia Paweł Szczygieł, nadleśniczy ze Starego Sącza. - Pełno tam gęstych, kolczastych krzewów, gdzie większe drapieżniki nie mogą się wedrzeć. Dopełnieniem są pobliskie pola, które od rolników dzierżawią koła łowieckie, pozostawiając na zimę niezebrane uprawy kukurydzy lub ziemniaków.
Ryszard Kaim, lekarz i zapalony myśliwy ze Słopnic, nie kryje zadowolenia.
- Koledzy z kół łowieckich Jaworz w Limanowej i Hubert w Tymbarku dwa lata temu przynosili trzy, cztery zające z całodziennej wyprawy z nagonką - opowiada. - Ostatnie polowanie zakończyli z 12 szarakami. Pod mój dom coraz częściej podchodzą bażanty.
Nadleśniczy Szczygieł sygnalizuje, że drapieżniki czyhające na zające i ptactwo to już nie tylko lisy. Pojawiły się jenoty, przypominające szopy pracze. Na Sądecczyźnie były dotąd tak "egzotyczne", że nikt z myśliwych ich jeszcze nie ustrzelił, ale wielu widziało.
- Osłupiałem na jego widok, długo zastanawiałem się, co to za zwierzę - opowiada myśliwy Jan Konieczny z Nowego Sącza. - Zanim wydedukowałem, jenot uszedł z linii strzału.
Jenota ustrzelił sądecki radny płk Grzegorz Dobosz. Nie w Beskidzie Sądeckim, lecz w okolicach Tarnowa, gdzie gościnnie polował. Ssak ten, jak mówią leśnicy, jest groźny dla mniejszych mieszkańców lasów i pól, bo plądruje gniazda nawet na drzewach. Przywędrował z Azji i u nas nie ma naturalnych wrogów. Z wyjątkiem człowieka. Groźne dla małej zwierzyny są też lisy. Ograniczanie ich populacji wstrzymują zakazy polowania na obszarach zagrożonych wścieklizną.
Dobosz uchodzi za specjalistę od grubego zwierza wśród sądeckich myśliwych. Poluje w kole Jeleń w Krynicy-Zdroju, a poza regionem w kole Sokół w Borzęcinie koło Brzeska.
- W styczniu ustrzeliłem dzika na prawie dwieście kilogramów - wspomina ostatnie myśliwskie sukcesy. - A w grudniu dwa mniejsze w trakcie jednego polowania.
Łatwość natrafienia przez myśliwych na dziki potwierdza, że mają się dobrze w Beskidach. Według nadleśniczego Szczygła, to efekt niezbyt srogich zim i obfitości pokarmu. Szczególnie obrodziły orzeszki buka i żołędzie. Nieużytkowane łąki dostarczają pędraków. Dziki tuczą się na nich i mnożą. Przestają się też bać ludzi. A są bardzo groźne. Nadleśniczy Szczygieł opowiada, że natrafił niedawno na szczątki wilka rozszarpanego przez dzika, a dokładnie lochę (samicę) broniącą potomstwa.
Najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!