Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Basta: Musiałem powiedzieć basta, choć nie mogę w to uwierzyć [WYWIAD]

Wojciech Chmura
Wiesław Basta rezygnuje z pracy w samorządzie i życiu publicznym w najaktywniejszym okresie życia. - Odchodzę z uniesionym czołem. Nie muszę przed nikim uciekać na drugą stronę ulicy - mówi
Wiesław Basta rezygnuje z pracy w samorządzie i życiu publicznym w najaktywniejszym okresie życia. - Odchodzę z uniesionym czołem. Nie muszę przed nikim uciekać na drugą stronę ulicy - mówi Stanisław Śmierciak
O sercu, kręgosłupie i wspominkach pod jabłonią rozmawiamy z Wiesławem Bastą, odchodzącym z polityki przewodniczącym Rady Powiatu Nowosądeckiego

Pan się wycofuje z życia publicznego, z pracy samorządowca? Niech Pan nie żartuje.
Niestety, to prawda.

Ile Pan ma lat?
Pięćdziesiąt cztery.

Wygląda Pan na czterdzieści cztery. Prawie dzieciak. Uśmiech na twarzy, krok harcerza i Pan mówi ludziom w oczy: odchodzę?
Mówię to i rzeczywiście mało kto wierzy. Muszę odpocząć. Mój organizm powiedział stop. Ostatnio przeszedłem dwa poważne zabiegi. W lutym 2013 roku na kręgosłup, a w kwietniu tego roku na serce. Po tym ostatnim zdałem sobie sprawę, że Wiesław Basta, musi powiedzieć basta, choć nie mogę w to uwierzyć.

Przecież robotę Pan miał w radzie bezstresową. Nie przypominam sobie, żebyście sobie do oczu skakali.
Nie skaczemy sobie do oczu i to jest skutek odpowiedzialności wszystkich radnych. Niektórzy mówią, że mam w tym jakiś udział. Potrafię tonować konflikty, godzić ogień z wodą.

Spokojnie więc mógłby Pan pociągnąć kolejną kadencję.
Też do wiosny tak myślałem. Praca społeczna to moje hobby od wielu lat. Za każdym razem jechałem do starostwa z ogromną radością. Policzyłem, że właśnie mija 35 lat mojej działalności społecznej w różnych gremiach. Pracowałem w radzie nadzorczej banku spółdzielczego, w Łososinie Dolnej, w radzie nadzorczej tamtejszej gminnej spółdzielni. W latach 80-tych byłem tam wiceprzewodniczącym gminnej rady narodowej, później stanąłem na czele rady gminy. Dopiero z tej funkcji wystartowałem do samorządu powiatowego.

To jest Pan nieźle obeznany w temacie. A może jednym z powodów odejścia jest jakieś polityczne trzęsienie ziemi w powiecie, zamach na układ istniejący od piętnastu lat?
Nie wiem nic na ten temat. Mogę tylko stwierdzić, że źródłem dotychczasowych sukcesów powiatu w różnych dziedzinach była dojrzałość i odpowiedzialność moich kolegów. Po mojej decyzji o odejściu z pracy samorządowej, która, zapewniam nie przyszła mi łatwo, nabieram dziś do wielu spraw dystansu.

Ciągle Pan podkreśla, że to jest praca społeczna, ale przecież radny nie pracuje za darmo.

Dieta radnego wynosi 1700 zł.

A przewodniczącego rady?
2400 zł.
To jak na warunki sądeckie całkiem przyzwoite pieniądze. Jak to przymierzyć do tej społecznej pańskiej roboty?
Nie korzystałem nigdy z telefonów służbowych, ani ze służbowego auta. Używam swojego telefonu i własnego samochodu. Uważam, że po to zostałem wybrany do rady, by pomagać ludziom, rozwiązywać ich problemy i służyć Sądecczyźnie, choćby to brzmiało bardzo patetycznie. Pieniądze zatem, jakie dostawałem za funkcję przewodniczącego pokrywały mi jedynie koszty sprawowania mandatu radnego.

Pamięta Pan swoją drogę samorządowca w powiecie?
Zaczęła się od 1999 roku, czyli przywrócenia powiatów. Dostałem się do rady pod sztandarem Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, któremu szeryfował Zygmunt Berdychowski. W naszej grupie od początku na starostę był szykowany Jan Golonka, który do dziś kieruje zarządem powiatu. Wtedy byłem szefem komisji rewizyjnej. W następnej kadencji, startując z Porozumienia Sądeckiego, stanąłem na czele rady. Na trzecią kadencję wszedłem do rady również z Porozumienia Sądeckiego i byłem szefem komisji infrastruktury. Teraz sprawuję mandat jako członek Sądeckiego Ruchu Samorządowego. Po drodze po rozpadzie SKL przez kilka lat byłem w Platformie Obywatelskiej.

Z tym się wiąże pamiętna awantura polityczna. Wypowiedział Pan posłuszeństwo sądeckiemu liderowi tej partii, Andrzejowi Czerwińskiemu. Dlaczego?

To był rok 2006. Było nas sześciu nieposłusznych radnych. Nie zgadzaliśmy się z nim w wielu sprawach politycznych. Od tej pory jestem bezpartyjny. Przekonałem się, że można działać w samorządzie nie wchodząc do żadnej partii.

Ale jest Pan wciąż człowiekiem Golonki. Pańskie odejście ewidentnie osłabi jego frakcję.

Nie przeceniam swojej roli w tej kwestii. Choć, jak się dowiedział, że odchodzę, zachwycony nie był.

A co na to Pańska rodzina?
Mówiąc prawdę - cieszą się. Będę częściej w domu. Choć najstarsza córka Karolina jest już lekarzem w Krakowie, Alicja w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Najczęściej będę widywał najmłodszą Dominikę, uczennicę trzeciej klasy w I LO w Nowym Sączu.

To nie w którejś szkole powiatowej? Uczniów tam brakuje.

Nic nie poradzę. Taka tradycja rodzinna. Wszystkie córki chodziły do tego liceum. Moja żona Grażyna także. Ja ukończyłem liceum w Starym Sączu.

Teraz już tylko siedzenie w domu pod jabłonią i wspomnienia?

Mam co robić w gospodarstwie rolnym w rodzinnej Tabaszowej. Prowadzę też stację benzynową w Łososinie Dolnej.

Koniec z samorządem?

Pomyślę o tym, jak odpocznę. Rok, dwa...

Rozmawiał: Wojciech Chmura
Napisz do autora:
[email protected]

Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska