Godzina 22 - przed synagogą Tempel stoi niekończąca się kolejka fanów artysty, którym udało się dostać bilety. Nastroje niezłe, wręcz piknikowe. Ludzie rozmawiają, uśmiechają się do siebie. Jest całkiem miło, bo noc ciepła, a w perspektywie fajne muzyczne doznania.
Godz. 22.30 - Tłum zaczyna się niecierpliwić. Co niektórzy narzekają na bolące od stania nogi.
Godz. 23.00 - Otwierają się drzwi do synagogi. Ludzie wchodzą acz ci, którzy liczyli na miejsce siedzące, od razu muszą o tym zapomnieć. Przy ławkach stoją wolontariusze i bronią miejsc przygotowanych widocznie dla specjalnych gości.
Godz. 23.30 - Kilka ławek nie zajętych przez VIP-ów w końcu zostaje udostępnionych publiczności. Nieliczni szczęściarze zajmują miejsca.
Godz. 23.45 - Zaczyna się koncert. Świetna muzyka koi nerwy zniecierpliwionych słuchaczy. Ale czy było to konieczne? Wisienka na festiwalowym torcie mogła mieć jeszcze słodszy smak.