WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
Dwie zmiany w wyjściowym składzie Wisły mieliśmy na mecz z GKS-em Tychy w porównaniu do spotkania w Rzeszowie. Obie wymuszone. Kartki wykluczyły bowiem Marca Carbo, a uraz Jakuba Krzyżanowskiego. Trener Albert Rude w tym drugim przypadku trochę ryzykował, bowiem od początku miał na boisku jednego młodzieżowca, czyli Kacpra Dudę, ale na ławce też tylko jednego, Marusza Kutwę. Hiszpan uznał jednak, że to musi wystarczyć.
Początek meczu należał do Wisły, która uzyskała optyczną przewagę, dłużej utrzymywała się przy piłce. GKS wyraźnie nastawił się na szczelną obronę, odbiór i szybki atak. Kilka razy goście takie kontry próbowali wyprowadzić, ale generalnie pozostawali w tych pierwszych minutach w defensywie. Wisła z kolei piłkę starała się odbierać rywalom już na ich połowie i próbowała organizować się w ataku pozycyjnym.
W 19 min Wisła miała pierwszą stuprocentową sytuację w tym meczu. Po złym wybiciu Nemanji Nedicia piłkę przejął Jesus Alfaro, zagrał na prawo do Mikiego Villara, a ten w sytuacji sam na sam z Maciejem Kikolskim trafił wprost w bramkarza gości.
Ta niewykorzystana sytuacja bardzo szybko zemściła się na wiślakach, bo zamiast prowadzić, to po następnej akcji musieli już odrabiać straty. Piłkę w pole karne wrzucał Norbert Wojtuszek, a głową do siatki trafił Julius Ertlthaler. Sędzia co prawda początkowo odgwizdał spalonego, ale po analizie VAR wskazał na środek boiska.
Wiślacy byli trochę oszołomieni taki obrotem sprawy. Nie potrafili w kolejnych minutach złapać swojego rytmu. W dodatku popełniali bardzo proste niewymuszone błędy. Tak było, gdy prostą stratę zanotował Eneko Satrustegui. Efekt tego był taki, że Tychy poszły z szybkim atakiem i tylko skutecznej interwencji Alvaro Ratona zawdzięczała Wisła, że po strzale Norberta Wojtuszka goście nie prowadzili już 2:0.
W końcu jednak i krakowianom udało się stworzyć realne zagrożenie dla bramki GKS-u. W 40 min tak „poklepali”, że w dobrej sytuacji w polu karnym znalazł się Bartosz Jaroch. Po jego strzale piłka tylko nieznacznie minęła słupek bramki Tychów.
To był jednak w końcówce pierwszej połowy tak naprawdę wyjątek. Wisła grała bowiem tak nerwowo, tak niedokładnie, że częściej traciła piłkę, niż kreowała cokolwiek sensownego. Taka gra wywołała zresztą od razu reakcję trybun, które głośno zaczęły wyrażać swoje niezadowolenie, a na przerwę obie drużyny schodziły w akompaniamencie gwizdów. Tyszanie mogli natomiast schodzić do szatni w pełni zadowoleni, oni realizowali swój plan w stu procentach, a w dodatku po strzelonym golu wyraźnie nabrali pewności siebie w tym, co na boisku wykonywali.
Wisła ruszyła do odrabiania strat ruszyła od początku drugiej połowy. Znów miała przewagę i znów niewiele z tego wynikało. A jak już w 52 min w zamieszaniu po rzucie rożnym piłka trafiła do Romana Goku i ten miał praktycznie pustą bramkę przed sobą, to… nieczysto trafił w piłkę.
A później mieliśmy po prostu słabą grę krakowian. Wolną, schematyczną, niedokładną, bez przyspieszenia. Tychy nie miały najmniejszych problemów, by zatrzymywać te niemrawe próby ataki gospodarzy.
Dopiero w samej końcówce meczu Wisła przycisnęła wreszcie naprawdę mocno. Kilka razy mocno zakotłowało się w polu karnym GKS-u. Miała też „Biała Gwiazda” kilka rzutów rożnych. Nic z tego nie wyszło. Goście bronili się dobrze, goście bronili się ofiarnie i wywieźli z Krakowa komplet punktów.
Wisła Kraków - GKS Tychy 0:1 (0:1)
Bramka: 0:1 Ertlthaler 20.
Wisła: Raton - Jaroch, Uryga, Colley, Satrustegui (72 Szot) - Sapała (60 Baena), Duda - Villar (35 Bregu), Goku (72 Sobczak), Alfaro - Rodado.
GKS: Kikolski – Połap (74 Mikita), Tecław, Nedić, Budnicki, Dijaković (86 Bieroński) - Radecki, Wojtuszek (71 Niewiarowski), Żytek, Ertlthaler (86 Szpakowski) - Rumin (71 Śpiączka).
Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork). Żółte kartki: Goku, Duda - Budnicki, Nedić, Kikolski. Widzów: 16 254.
