
Romell Quioto
Gdy wiosną 2012 roku Wisła sprowadziła Honduranina na testy, wydawało się, że to może być bardzo dobry ruch. W sparingach Quioto strzelał jak na zawołanie. Jeszcze lepszy debiut zanotował w oficjalnym meczu, gdy pojawił się na boisku w spotkaniu Pucharu Polski z Lubońskim KS. Gdy wchodził do gry, było 0:0, ale ostatecznie Wisła wygrała aż 5:0, a on miał udział przy czterech bramkach. Liga boleśnie zweryfikowała jednak tego piłkarza. Zagrał w 9 meczach, a zapamiętany został głównie z bezsensownego faulu w meczu z Polonią Warszawa, za który dostał czerwoną kartkę. Faul był na tyle brutalny, że Honduranin został zdyskwalifikowany na pięć meczów. I to był już praktycznie jego koniec w Wiśle. Zagrał co prawda później jeszcze w siedmiu meczach, ale w zimie w Krakowie podjęto decyzję, żeby skrócić jego wypożyczenie i bez żalu pożegnano się z Quioto.

Jan Frederiksen
Duńczyk przed przyjściem do Wisły w 2012 roku nie miał złego CV. Znajdował się jednak już na dużym zakręcie swojej kariery i w Krakowie grał po prostu słabo. Zresztą do „Białej Gwiazdy” ten zawodnik przymierzany był dwa razy. Najpierw Wisła z niego zrezygnowała, ale ponieważ nie udało się zrealizować innych transferów na boczną obronę, ostatecznie sięgnięto po Frederiksena. Zagrał w sumie 12 razy, ale kolejnymi występami potwierdzał tylko, że był w historii Wisły jedną z większych transferowych pomyłek.

Serge Branco
Z zagranicznych zawodników, którzy zdobyli ostatnie do tej pory mistrzostwo Polski w barwach Wisły Kraków w 2011 roku, akurat o Kameruńczyku z czystym sumieniem można powiedzieć, że pod Wawelem zupełnie się nie sprawdził. Zagrał w czterech meczach, niczym specjalnym się nie wyróżnił. Jeśli jakieś wspomnienia w Krakowie po Branco zostały, to jedynie te związane z jego ekscentrycznym stylem ubierania, częstymi wizytami w nocnych klubach, a na koniec z absurdalnym oskarżeniem kierownika „Białej Gwiazdy” Jarosława Krzoski o rasizm…

Georgi Christow
Bułgarski napastnik w swojej lidze radził sobie naprawdę dobrze, więc nie dziwiło, że Wisła sięgnęła po niego zimą 2010 roku, licząc na skuteczną grę. Nic z tego nie wyszło. Znów kluczowa okazała się aklimatyzacja, czy raczej jej brak. Zagrał w barwach „Białej Gwiazdy” raptem cztery razy, gola nie strzelił. Nie był jednak takim całkowitym nieudacznikiem, o czym świadczy jego późniejsza kariera, w której trafił nawet do MLS. W Stanach Zjednoczonych w barwach Tampa Bay Rowdies radził sobie przyzwoicie.