Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Maciej Skorża - trener, który dał „Białej Gwieździe” sukcesy!

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
W sobotę o godz. 20 Wisła Kraków podejmie Lecha Poznań. Na trenerskiej ławce „Kolejorza” zasiądzie Maciej Skorża. Człowiek, który przy ul. Reymonta wspominany jest bardzo dobrze. Bo to trener, którego nazwisko kojarzone jest z czasami, gdy Wisła zdobywała mistrzowskie tytuły w 2008 i 2009 roku, robiąc to w bardzo efektownym stylu. Oczywiście były również potknięcia, ale bilans dorobku Skorży pod Wawelem każe usytuować tego szkoleniowca w gronie najbardziej wybitnych postaci, jakie kiedykolwiek zajmowały miejsce na trenerskiej ławce „Białej Gwiazdy”.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Start po sukcesy w Chicago

Było gorące lato 2007 roku. Nastroje w Wiśle były minorowe, bo zespół tyle co zakończył najgorszy sezon od momentu, gdy weszła do niego myślenicka Tele-Fonika. Ósme miejsce uznano wtedy przy ul. Reymonta za katastrofę. Zatrudnienie Macieja Skorży, który w Polsce miał opinię jednego z najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia, miało to zmienić, a Wisła znów miała bić się o mistrzowski tytuł.

- Byliśmy po tamtym sezonie wściekli - wspomina Paweł Brożek. - W Wiśle było wtedy mnóstwo bardzo dobrych piłkarzy, których w najmniejszym stopniu nie zadowalała przeciętność. Dla nas liczyły się tylko zwycięstwa, trofea. Drugie miejsce uznawane było za porażkę, a co dopiero ósme… Była w nas ogromna chęć rewanżu, a trenerowi udało się jeszcze szybko podsycić te nasze ambicje.

Skorża wpisał się wtedy w klubową układankę, w której za finanse i sprawy organizacyjnie odpowiadał prezes Marek Wilczek, za transfery dyrektor sportowy Jacek Bednarz. Nowemu trenerowi pozostało poukładać wszystko na boisku. Żeby było mu łatwiej, dostał kilku nowych piłkarzy. Ściągnięto Andrzeja Niedzielana do ataku, wrócił z zagranicznych wojaży Kamil Kosowski, a Bogusław Cupiał zezwolił głęboko sięgnąć do sakiewki, by sprowadzić Tomasa Jirsaka. Z wypożyczenia do GKS-u Bełchatów wrócił tez Rafał Boguski, choć jak dzisiaj wspomina, wcale wracać nie chciał. Skorża uparł się jednak, że chce go widzieć na treningu i dzisiaj „Boguś” jest mu za to bardzo wdzięczny…
- W Bełchatowie wywalczyłem wicemistrzostwo Polski, dobrze się tam czułem - wspomina Rafał Boguski. - Bałem się, że po powrocie do Wisły będą miał problem z regularną grą, bo konkurencja była ogromna. Trener Skorża nie chciał nawet jednak słuchać moich argumentów. Razem z Jackiem Bednarzem w męskich słowach przypomnieli mi, że mam ważny kontrakt i bez dyskusji mam się stawić na treningu. Nawet wtedy do głowy by mi nie przyszło, że rozpoczynają się dla mnie dwa najpiękniejsze lata mojej kariery, a trener Skorża zrobi z nas prawdziwą maszynkę do wygrywania.

Zanim jednak zaczął się nowy sezon, Wisła poleciała do Stanów Zjednoczonych na turniej Chicago Trophy. Trochę było z tym wyjazdem zamieszania, bo impreza zbiegła się ze startem ekstraklasy. Wisła chciała przełożyć mecz pierwszej kolejki z Górnikiem Zabrze. Piłkarskie władze początkowo nie chciały o tym słyszeć, grożąc „Białej Gwieździe” walkowerem, ale ostatecznie sprawę udało się załatwić. Dla Wisły miało to - jak się później okazało - bardzo duże znaczenie i to z kilku powodów. Po pierwsze krakowianie, choć rywale byli naprawdę mocni, wygrali cały turniej w Wietrznym Mieście po remisie 1:1 z włoską Regginą i pokonaniu w decydującym meczu Sevilli 1:0 po golu Andrzeja Niedzielana.
- A Sevilla nie wystawiła na ten turniej rezerw - podkreśla Paweł Brożek. - Oni mieli naprawdę mocny skład. Wygrana z nimi pozwoliła nam na nowo uwierzyć w siebie. Od strony psychologicznej ten turniej miał w moim odczuciu ogromne znaczenie dla drużyny. A nowemu trenerowi też łatwiej się rozpoczynało pracę. Nie musiał już nikogo przekonywać, że w lidze cel może być tylko jeden - mistrzostwo Polski.

Gratulacje za tytuł już w listopadzie...

Wisła ligę rozpoczęła od 2. kolejki i meczu symbolicznego, bo z aktualnym wtedy mistrzem Polski, Zagłębiem Lubin. Już na progu sezonu „Biała Gwiazda” jakby chciała wysłać sygnał dla całej ligi, o co będzie się bić. Wyjazdowa wygrana 1:0 po świetnym meczu była zapowiedzią detronizacji mistrza, która miała nastąpić niecały rok później. Była też zapowiedzią startu Pawła Brożka po koronę króla strzelców, bo to właśnie on zdobył zwycięską bramkę w Lubinie. „Brozio” był wtedy - tak jak cały zespół - po kiepskim sezonie. Maciej Skorża zrobił z niego jednak błyskawicznie najlepszego napastnika ekstraklasy. Jak do tego doszło? Brożek zdradza, że recepta wcale nie była skomplikowana. - Trener zbudował mnie mentalnie, można powiedzieć, że odblokował moją głowę - wspomina. - To nie była jakaś długa przemowa, wielogodzinna rozmowa. Po prostu powiedział mi jeszcze przed startem sezonu, że widzi, jakie mam możliwości i że jest pewien, że będę królem strzelców. Tak mnie tym naładował, że bramki później zaczęły padać same. Choć oczywiście wpływ na to miały również transfery Andrzeja Niedzielana, Kamila Kosowskiego, świetna forma Marka Zieńczuka i innych.

Wisła wygrała z Zagłębiem i niczym pendolino ruszyła po jedenasty wówczas mistrzowski tytuł. Wystarczy wyliczyć. Jesienią 2007 roku rozegrano w ekstraklasie siedemnaście kolejek. „Biała Gwiazda” wygrała piętnaście z tych meczów, dwa zremisowała. Bilans bramkowy 44:9! To był po prostu nokaut krajowej konkurencji! Doszło do tak kuriozalnej sytuacji, że gdy w 14. kolejce Wisła rozbiła przy ul. Reymonta 3:0 jedną z czołowych wówczas drużyn, jaką był Groclin Grodzisk Wlkp., to trener gości Jacek Zieliński na pomeczowej konferencji gratulował krakowianom… mistrzostwa Polski. Tak, tak w listopadzie... Ostatecznie wiślacy rzeczywiście ligę wygrali i to z przewagą czternastu punktów nad drugą w tabeli Legią. Skorża nie był jednak do końca zadowolony, bo nie udało mu się zakończyć sezonu bez porażki… Tę jedyną w całych rozgrywkach wiślacy ponieśli z Legią w Warszawie.

A później były już mecze w europejskich pucharach. Rozbity Beitar Jerozolima, zwycięstwo, choć jedynie prestiżowe, z Barceloną, wyrównany bój z Tottenhamem.
- Nie baliśmy się nikogo - podkreśla Brożek. - To była w dużej mierze zasługa trenera Skorży, który dobrze poukładał nas taktycznie. Przegraliśmy w ostatecznym rozrachunku z drużynami z Hiszpanii i Anglii, ale chciałbym, żeby dzisiaj polskie drużyny potrafiły tak grać z zespołami z najlepszych lig, jak my wtedy.
Estoński koszmar „Białej Gwiazdy”
Drugi sezon Macieja Skorży w Krakowie nie był dla Wisły już tak łatwy, bo walka o mistrzostwo toczyła się prawie do samego końca, ale ostatecznie tytuł został pod Wawelem. Problem w tym, że w eliminacjach do Ligi Mistrzów „Biała Gwiazda” wyłożyła się na Levadii Tallin. Pierwsze poważne przesilenie w klubie dopadło Skorżę, który przeszarżował z przygotowaniami. Chciał wziąć estońską przeszkodę z marszu, a połamał sobie na niej zęby. Już przed pierwszym meczem, rozgrywanym w Sosnowcu, Jacek Bednarz przyznawał po cichu, że ma obawy o przygotowanie drużyny, że o tydzień, dwa zespół za późno rozpoczął treningi. I to później potwierdziło się, bo Wisła, która w meczach z Levadią wyglądała na ociężałą, „odpaliła” na dobre wtedy, gdy miała toczyć decydujące boje o Ligę Mistrzów w kolejnej rudzie. Problem w tym, że już jej w niej nie było.

Skorża przetrwał jednak przesilenie. Można było nawet odnieść wrażenie, że wzmocnił swoją pozycję w klubie, bo za porażkę w Tallinie głową zapłacił… Bednarz. To były jednak tylko pozory, bo wyrok został odroczony. Jeszcze jesienią dobra gra w lidze i pozycja lidera pozwalały wierzyć trenerowi, że poprowadzi zespół do kolejnego tytułu mistrza Polski. Czarne chmury zebrały się nad Skorżą w listopadzie 2009 roku, gdy przegrał w Sosnowcu, gdzie drużyna grała w roli gospodarza, najpierw z Legią, a następnie z Cracovią. Wydawało się, że pozycja tego szkoleniowca wisi na włosku. Głowę uratowała jednak swojemu trenerowi drużyna, notując serię trzech wygranych do końca roku. Gdy jednak wiosnę Wisła znów zaczęła kiepsko, bo od przegranych z Bełchatowem, Arką Gdynia i remisu w Białymstoku, Skorża stracił pracę w Wiśle. Stało się to w momencie, gdy drużyna wciąż była liderem ekstraklasy! Do dzisiaj piłkarze z tamtej drużyny uważają, że był to błąd.
- Jestem pewien, że trener Skorża opanowałby wtedy kryzys i zdobyłby z nami mistrzostwo - przekonuje Paweł Brożek. - Moim zdaniem zabrakło mu wtedy wsparcia klubowych władz, właściciela. Tamta drużyna była w stanie obronić tytuł, a gdyby wzmocniono ją dwoma, trzema jakościowymi piłkarzami, to i w Europie mogła powalczyć.

Autokar pod domem w Radomiu

Po Macieju Skorży pozostały w Krakowie wspomnienia dwóch mistrzowskich tytułów i anegdoty, które do dzisiaj wywołują uśmiech na twarzach osób, współpracujących wtedy z tym trenerem. Również u dziennikarzy, z którymi generalnie relacje Skorży układały się bardzo dobrze, ale potrafił zadziwić czasami swoimi zachowaniami. Np. wtedy gdy spóźnił się na konferencję prasową godzinę, a gdy już się wreszcie pojawił, oznajmił: - Prosiłbym panowie, żeby dzisiaj było szybko, bo się spieszę…

Paweł Brożek, uznawany za „synka” Skorży opowiada z kolei: - Trener potrafił się naprawdę zdenerwować. Mnie zdarzyło się, że wyleciałem z treningu. Nie było u niego przeproś, a każdy wiedział, kto jest szefem. Był na mnie też zły o to, że wyznaczyłem termin ślubu w trakcie sezonu. Cóż, dla mnie były i są w życiu rzeczy ważniejsze niż futbol, ale on uważał, że tak być nie powinno. Inna sprawa, że gdy brałem ślub, to mistrzostwo mieliśmy praktycznie zapewnione, a tydzień później strzeliłem dwa gole w derbach i trenerowi cała złość na mnie przeszła.

Z kolei Rafał Boguski wspominając Skorżę z tamtych czasów, dodaje:

- Świetny motywator, ogromna wiedza taktyczna. Umiał zbudować dobrą atmosferę w szatni, ale proszę mi wierzyć, że potrafił się też wkurzyć i wtedy ściany aż się trzęsły. Miał ogromny autorytet, ale to wynikało też z tego, że miał takie wyczucie, kiedy dokręcić śrubę naprawdę mocno, a kiedy komuś odpuścić. I to nawet wtedy, gdy ktoś ostro nabroił.

Tę ostatnią cechę Skorży widać na przykładzie innego wciąż aktualnego piłkarza Wisły Łukasza Burligi. Rzecz miała miejsce już po dłuższym okresie pracy Skorży w Krakowie. „Bury” był rozżalony, że mało gra, a że zabalował w mieście, to wracał do domu po kilku drinkach. I doszedł do wniosku, że to najlepszy moment, żeby o swojej sytuacji porozmawiać z trenerem. Przeskoczył zatem ogrodzenie na zamkniętym osiedlu, wskoczył na balkon trenera i zapukał w okno. Ochroniarz, pilnujący osiedla tłumaczył później, że myślał, że to trener Rafał Janas ma jakąś sprawę do trenera, więc nie interweniował… Skorża nieproszonego gościa wpuścił do domu, poczęstował kolacją, porozmawiał, a następnie wlepił karę finansową i… dał Burlidze szansę gry już w następnym meczu.

Jakie relacje były między tamtą drużyną, a trenerem Maciejem Skorża świadczy jeszcze jedna anegdota, która niech będzie puentą tych wspomnień z okresu pracy tego szkoleniowca w Wiśle. „Biała Gwiazda” ostatecznie wiosną 2010 roku w dramatycznych okolicznościach straciła tytuł mistrza Polski. No, ale srebro to srebro i krakowianie pojechali na Galę Ekstraklasy odebrać medale. Gdy wracali, podjechali autokarem pod dom Macieja Skorży w Radomiu, bo uznali, że zasługuje na podziękowania. Zawieźli mu też medal.

- Trener był trochę zdziwiony naszą wizytą, choć zaanonsowaliśmy się już z trasy. Myślę jednak, że było mu miło. Dla mnie Maciej Skorża na zawsze pozostanie jednym z najlepszych trenerów, z jakimi pracowałem. I zawsze będę go darzył ogromnym szacunkiem - kończy Paweł Brożek.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska