WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
To był znamienny obrazek. Chwilę po końcowym gwizdku Tomasza Wajdy w meczu Odra - Wisła piłkarze „Białej Gwiazdy” poszli w kierunku sektora gości. Pustego - bo kibice Wisły znów nie zostali wpuszczeni na wyjazdowy mecz swojej drużyny. Piłkarze jakby wykonali gest, by nikt nie zapominał, że ich fani, ich klub traktowani są po prostu nie fair. I jakby chcieli pokazać całej Polsce - możecie nie wpuszczać naszych kibiców, możecie odbierać nam atuty w postaci ich dopingu, ale i tak was ogramy. Zresztą gdy już tam się znaleźli, popłynęło na opolskim stadionie z ich gardeł głośne Wisła Kraków!
Zawodnicy z Krakowa mieli prawo wyrazić swoją radość. Przystępowali do meczu w Opolu po ekstremalnie trudnym spotkaniu z Widzewem, który trwał nie tyle 120 minut z dogrywką, co coś pomiędzy 140 a 150 minutami, jeśli wziąć pod uwagę cały doliczony czas gry. A jednak wiślacy dali radę w starciu z Odrą i po zakończeniu tego spotkania nikt nie ma prawa powiedzieć, że wygrana Wisły nie była zasłużona.
Ten mecz można by podzielić na dwie części. Większość czasu to była absolutna dominacja Wisły. W posiadaniu piłki, w rozgrywaniu akcji. A nawet jeśli w pierwszej połowie mankamentem była skuteczność, to wszystko zmieniło się szybko po przerwie, gdy wiślacy strzelili dwie bramki i mieli spory komfort. To było ważne, bo jasnym było, że po pierwsze Odra teraz zaatakuje, a po drugie, że w końcówce trudy z tego wspomnianego meczu z Widzewem muszą dać o sobie znać. I dały, ale jeśli nie liczyć rzutu karnego dla opolan. Trochę przypadkowego, choć nie ma wątpliwości, że podyktowanego słusznie, to Odra miała jeszcze strzał w poprzeczkę Maksymiliana Hebela z rzutu wolnego i uderzenie głową Borji Galana, które obronił Alvaro Raton. To było za mało na Wisłę, która pokazała, że potrafi grać nie tylko dobre, ale i mądre mecze.
Końcówka meczu to była właśnie ta druga część, gdy krakowianie bardziej skupili się już na obronie niż szukaniu kolejnych goli. Ale bronili się dobrze. Dlatego już po końcowym gwizdku trener Albert Rude mógł powiedzieć: - W ostatnich dwudziestu minutach drużyna ewidentnie poczuła „kaca” po ostatnim meczu. Mówię tu o fizyczności, nastawieniu mentalnym i emocjonalnym. Drużyna była bardzo zmęczona. Podjęliśmy decyzję żeby cofnąć blok defensywny i mocniej skupić się na kontratakach. Drużyna przeciwna przegrywała 0:2, więc musiała się otworzyć. To również wpłynęło na moją decyzję o taktyce na końcowe fragmenty meczu.
Ta taktyka się sprawdziła, a piłkarze mogli po meczu pośpiewać po zwycięstwie, zastępując w tym swoich kibiców… Czy podobne śpiewy usłyszymy w Gdyni w najbliższy piątek, gdy Wisła zagra z liderującą Arką?
- Odkrycie Roku Jakub Krzyżanowski: To jest moment, gdy można się zatrzymać…
- Tomasz Tułacz, Trener Roku: Nie skreślajcie żadnego dziecka
- Oskar Kwiatkowski: Jestem lokalnym patriotą. Chcę wznieść snowboard na wyższy poziom
- Rudolf Rohaczek: Nie było lepszego klubu od Comarch Cracovii w ostatnich 20 latach
- Oskar Kwiatkowski na czele 10 Asów Małopolski. W Krakowie odbyła się uroczysta gala
- Witold Skupień: Dzięki narciarstwu przestałem się wstydzić swojej niepełnosprawności
