WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
Wisła Kraków przystępowała do zaległego meczu z ŁKS-em w dość kiepskiej sytuacji, bowiem dzień wcześniej swój mecz w Pruszkowie ze Zniczem wygrał 3:2 Chrobry Głogów, a to oznaczało, że krakowianie obsunęli się do strefy spadkowej. To dopiero drugi taki przypadek w historii krakowskiego klubu, żeby na zapleczu ekstraklasy zajmować tak niskie miejsce. Pierwszy miał miejsce w 1987 roku, a wtedy Wisła dość szybko wykaraskała się ze swoich problemów i sezon zakończyła awansem do ekstraklasy. Teraz na razie krakowianie musieli odrabiać zaległości z 1. kolejki, bo w pierwotnym terminie bardziej zajęci byli pucharową przygodą w Europie niż rozgrywkami ligowymi.
Na mecz z ŁKS-em trener Kazimierz Moskal, który został bardzo ciepło przywitany w Łodzi przez miejscowych kibiców, dokonał trzech zmian w wyjściowym składzie. Szansę gry od początku dostali Igor Łasicki, Patryk Gogół i Angel Baena.
Pierwsze minuty to dość ostrożna gra z obu stron. Jeśli można było mówić, że ktoś ma optyczną przewagę, to bardziej była to Wisła. Wynikało to jednak przede wszystkim w większego procentu posiadania piłki niż stwarzania jakichkolwiek okazji na gole. No, ale jak już w końcu po kilku minutach zaatakował ŁKS, to od razu wyszedł na prowadzenie. W 10 min z prawej strony dośrodkował Kamil Dankowski, a Patryka Gogóła przeskoczył Andreu Arasa i głową wpakował piłkę do siatki. Łodzianie mieli w całej tej akcji mnóstwo miejsca i swobody. Zarówno dośrodkowujący jak i strzelający… W ten sposób gospodarze już na początku mieli ustawiony pod siebie mecz.
Kolejne minuty wyglądały tak, że piłkę długo rozgrywała Wisła, ŁKS jeśli zakładał pressing, to bardziej średni niż wysoki, ale bardziej czekał na jakiś błąd, niedokładnie podanie, stratę wiślaków, by wtedy po przejęciu ruszyć do ataku. Krakowianie piłką natomiast operowali nawet dość sprawnie, ale do pola karnego gospodarzy. Dostarczenie piłki w „szesnastkę” sprawiało im już problem, a stworzenie w niej dogodnej sytuacji jeszcze większy. Ta sztuka udała im się tak naprawę dopiero w 24 min, gdy w polu karnym z piłką odwrócił się Angel Rodado i oddał strzał. Za słaby jednak, by zaskoczyć Aleksandra Bobka.
ŁKS przeczekał ten pozorny okres dominacji Wisły i ponownie zaatakował mocno i skutecznie. W 28 min po wyrzucie z autu wiślacy nie zdołali wybić piłki, a gospodarze mieli znów mnóstwo swobody, żeby przygotować swoją akcję. Dośrodkował Andreu Arasa, a Stefan Feiertag wykorzystał bierność kryjącego go Marca Carbo i dziecinną łatwością wpakował piłkę z bliska do siatki.
Wisła szukała gola kontaktowego, ale grała bez przekonania, za wolno, za schematycznie. Łodzianie bez trudu bronili się przed atakami przyjezdnych. Jeszcze przed przerwą nie wytrzymał Kazimierz Moskal i dokonał od razu dwóch zmian, ściągając z boiska totalnie bezbarwnych Piotra Starzyńskiego i Patryka Gogóła. Do boju posłani w ich miejsce zostali Karol Dziedzic i Olivier Sukiennicki. Do przerwy nic już jednak wiślacy nie wskórali.
Od początku drugiej połowy Wisła miała przewagę, nawet dużą, ale totalnie niewiele z tego wynikało. ŁKS bronił się mądrze, skutecznie. Krakowianie mieli problem, żeby w ogóle wykreować jakąkolwiek w miarę dobrą okazję na gola.
A ŁKS znowu poczekał, by w 65 min doprowadzić do zamieszania w polu karnym Wisły. Skończyło się analizą VAR, po której sędzia Wojciech Myć wskazał na jedenasty metr. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Michał Mokrzycki i było praktycznie po sprawie.
Do końca meczu Wisła szukała przynajmniej honorowej bramki i znalazła ją w doliczonym czasie gry, gdy do siatki trafił Alan Uryga po dośrodkowaniu Frederico Duarte.
ŁKS Łódź - Wisła Kraków 3:1 (2:0)
Bramki: 1:0 Arasa 10, 2:0 Feiertag 28, 3:0 Mokrzycki 71 karny, 3:1 Uryga 90+7.
ŁKS: Bobek - Dankowski, Gulen, Wiech, Głowacki - Kupczak – Arasa (72 Balić), Mokrzycki (90+3 Alastuey), Wysokiński (72 Pirulo), Młynarczyk (58 Zając) - Feiertag.
Wisła: Cziczkan - Jaroch, Uryga, Łasicki, Mikulec (83 Duarte) - Carbo (61 Alfaro), Igbekeme - Starzyński (40 Dziedzic), Gogół (40 Sukiennicki), Baena (62 Zwoliński) - Rodado.
Sędziował: Wojciech Myć (Lublin). Żółte kartki: Głowacki, Arasa - Sukiennicki, Łasicki, Uryga. Widzów: 8328.
